Rapix u mnie zanocowała. Usnęła dosyć szybko. Nic dziwnego - w końcu ukrywała się przez jakiś czas.
Upewniłam się raz jeszcze, że dziewczyna śpi, a następnie poszłam do pokoju obok i zaczęłam cicho wyjmować książki z biblioteczki na temat wymiarów - jeszcze się nie poddałam z szukaniem drogi powrotnej.
W pewnym momencie jedna z nich nie wyszła lekko tak jak inne.
- Głupia książka... - Mruknęłam pod nosem i zaczęłam ją ciągnąć.
Dopóki używałam ludzkiej siły nie udało mi się jej wyjąć.
Chciałam pociągnąć mocniej z moją prawdziwą siłą, ale nagle zdałam sobie sprawę, że to nie ma sensu, cokolwiek było z tą książką, najwyraźniej nie służyła do wyciągania.
Westchnęłam i wyjęłam z kieszeni ostry nożyk - dźwięk piły mógłby obudzić Rapix.
Niecierpliwie zaczęłam piłować tą półeczkę nad książką.
Błąd. Zapomniałam, że półkę wyżej książki nie były przymocowane do ściany i patrzyłam, jak powoli spadają na podłogę.
Szybko zaczęłam łapać każdą z tych, które spadły.
Odetchnęłam z ulgą, a potem zaczęłam patrzyć się na uciążliwą przymocowaną książkę.
Zerknęłam od góry... To wcale nie była książka, tylko atrapa.
Podniosłam z podłogi dwa kołki (taa... w mojej biblioteczce i gabinecie panował niezły bałagan w przeciwieństwie do reszty domu) i wbiłam je w ściany biblioteczki, a następnie położyłam na niej półkę na której następnie ułożyłam książki.
Na dzisiaj dam sobie spokój z tym czymś.
Podeszłam do wolnego łóżka i położyłam się spać. Obudziłam się tuż przed świtem. Ostatnio coś mało spałam.
Zauważyłam, jak Rapix wchodzi po schodach i patrzy na mapę, a następnie ma zamiar wyjść.
- Gdzie się wybierasz - pojawiłam się nagle przy drzwiach.
- Chcę się dostać na tereny powietrza - odparła.
Hhhmm... Szybko łapie, których słów nie powinna używać. W końcu lepiej nie wspominać nic o watahach.
- Dobrze, tylko pamiętaj, jakby co to dzwoń i pamiętaj, że jesteś teraz człowiekiem - położyłam nacisk na ostatnie słowo.
- Nie martw się, będę uważać - powiedziała i wyszła.
Odwróciła się i dodała.
-Aaa i Rin, dziękuję za pomoc.
Nic nie odpowiedziałam, a ona poszła przed siebie.
Westchnęłam. Nie wiedziałam co robić.
Większość osób znalazła sobie pracę, jednak ja nie chciałam się zbytnio użerać z ludźmi.
Jedyne co w tym miejscu lubiłam to internet i wygodne mieszkania. Może ewentualnie tutaj są ciekawe książki i mangi.
Ciekawe, czy reszta chciała wracać do Forever Young... Z tego co zauważyłam Hinomoto się już przystosowała do tego trybu życia, a pewnie nie była wyjątkiem.
Wyszłam na spacer bez celu. W końcu był poniedziałek rano i większość śmiertelników albo siedziała w pracy, albo była zajęta w jakiś inny sposób.
Nagle podszedł do mnie, jakiś facet w mundurze z napisem policja.
- Czy ty nie powinnaś być przypadkiem w szkole? - Zapytał. - W liceum.
Czy ja się przesłyszałam? Czy on ma na myśli szkołę? Że co?!
To chyba jakieś żarty... Nie będę chodzić do placówki dla ludzkich małolatów, czy tam nastolatków, nawet jeśli w tym wcieleniu wyglądałam, jak uczennica pierwszej klasy liceum.
Byłam przerażona... Nie mogłam w żaden sposób użyć nadnaturalnej siły i jako człowiek musiałam się mu podporządkować... Czego robić nie zamierzałam.
- Ja nie idę do szkoły - powiedziałam, próbując kupić sobie trochę czasu. - Mamy odwołane poranne zajęcia.
Mruknął coś i przyjrzał mi się próbując sprawdzić, czy kłamię, ale na mojej twarzy był tylko ten sztuczny uśmiech, który nie dawał mu poznać, czy mówię prawdę, czy nie.
- W każdym razie, jak następnym razem ciebie tutaj zobaczę to pójdziesz ze mną na posterunek policji i będziesz czekać, aż nie przyjdą po ciebie twoi rodzice.
- Moi rodzice pracują za granicą - kolejne kłamstwo. - Więc chyba to nie będzie możliwe.
Ukłoniłam mu się lekko i powiedziałam.
- Miłego dnia.
Zniknęłam zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Za rogiem ulicy nie miałam już na twarzy tego przyjaznego uśmiechu, a zastąpił go wyraz irytacji. Doprawdy... Czy ten policjant musiał wciskać nos w nieswoje sprawy. Tak mnie kusiło, żeby go raz, czy dwa porazić prądem.
Aczkolwiek ta rozmowa oznaczała chyba, że nie powinnam się w tygodniu zbytnio pokazywać na ulicach miasta.... Co za utrapienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz