Gdy obudziłem się następnego dnia, z przerażeniem zauważyłem, że nie mogę się ruszyć. Najwidoczniej uderzenie było bardziej niebezpieczne niż myślałem i naruszyło jakiś nerw czy coś w tym rodzaju. Byłem zdolny tylko do czynności podświadomych, takich jak oddychanie czy machinalne strzyżenie uszami.
Próbowałem krzyczeć za każdym razem, gdy miłośniczka zwierząt wybiegała gdzieś w pośpiechu, ledwie zaszczycając mnie spojrzeniem. Próbowałem jakoś jej zakomunikować, że coś jest nie tak. Na próżno.
Co chwilę przysypiałem tylko po to, żeby po jakimś czasie być obudzonym łomotaniem do drzwi, przyciszonymi rozmowami czy wreszcie dźwiękiem rozbijanego szkła. Największym problemem było odwodnienie, które powoli wysysało ze mnie życie. Ciepłe lato sprawiło, że woda z miski parowała i miłośniczce zwierząt wydawało się, że to ja ją wypijam.
Czemu nie zdziwiło jej to, że tak spokojnie leżę?! Czy ma aż tyle na głowie? Czemu nie podejdzie mnie pogłaskać? Ludzie lubią głaskać zwierzęta. "Proszę, uratuj mnie jeszcze raz..." pomyślałem i zamknąłem oczy.
<Aoś, Angel, inny chętny? ;P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz