poniedziałek, 21 lipca 2014

(Wataha Mroku) od Akatsukiego

Wkrótce odnalazłem mój cel. Faktycznie dobrze zgadłem, że jest skrytobójcą.
Bydlak nie opuszczał gardy ani na chwilę.
Zastanawiało mnie czy powinien zaatakować od razu frontalnie wykorzystując element zaskoczenia, czy może go zestrzelić z góry z tą trucizną, a może zadusić przez sen.
Nie... To nie ma znaczenia, ponieważ prawdopodobnie atak z zaskoczenia nie zadziała i tak będę musiał się wdać w walkę.
Żałowałem trochę, że nie zabrałem ze sobą Rin - ona na pewno by wymyśliła, jakiś świetny plan, ale zrezygnowała ze skrytobójstwa, gdyż stało się dla niej za nudne, a Aoime raczej nie chciała, żeby wciągać kogokolwiek jeszcze.
Zeskoczyłem z drzewa cicho od razu ukrywając się za koszem. Niestety zdradził mnie cichutki szelest. Naprawdę zaczynałem wychodzić z wprawy.
Niestety mnie zauważył, ponieważ po chwili nad głową przeleciały mi dwa noże.
Było blisko...  Patrzyłem, jak opadło kilka moich włosów.
Ale nie było szansy, żeby taki atak mógł mi wyrządzić choć odrobinę większe szkody.
Odczekałem trzy sekundy obserwując go ostrożnie, tak by nie mógł mnie zaatakować i wyskoczyłem zza osłony "oddając" mu szybkim rzutem w czaszkę jego noże.
Niestety... Tak, jak myślałem... Był przygotowany na wszystko co tyczyło się skrytobójczych ataków.
Tak go nie pokonam, ale on też tego nie zrobi... Pytanie kto się szybciej zmęczy.
 - Powinieneś być nieco ostrożniejszy, gdzie rzucasz swoje noże - uśmiechnąłem się. - Miałem dużo szczęścia, że nie skróciłeś mnie o głowę.
 - Nie wyglądało to na szczęście - odparł mierząc we mnie kolejnym nożem po którym spływał jakiś płyn, czyżby trucizna?
Podejrzewam się, że uczył się, jak oceniać innych, jednak ja uczyłem się nie tylko tego, ale również, jak ich oszukiwać, zwłaszcza tego.
  - Nie, no skądże - odparłem.
Oczywiście miałem plan B, który jednak oznaczał udawanie trupa i danie się uderzyć nożowi z trucizną. Niezbyt miałem na to ochotę.
 - Tak w ogóle to jestem Akatsuki - powiedziałem. - Nie sądzę, żebyś kojarzył skądś to imię, bo nie jestem zbytnio szczególnie sławny - dodałem.
Przemilczałem fakt, że dotyczyło to tylko imienia Akatsuki, którego nigdy nie używałem w pracy.
Milczał.
 - Nie masz ochoty na małą pogawędkę? - Zapytałem. - Kogoś mi przypominasz... Chyba Alastaira z watahy wody, tego nieboszczyka - dodałem z ponurym wyrazem twarzy.
 - Ja muszę już iść - powiedział. - Nie mam potrzeby rozmawiania z kimś takim, jak ty.
 - Auć. To było wredne - uśmiechnąłem się i zaatakowałem błyskawicznie, żeby sprawdzić, jak dobry jest w zwarciu, a nawet, jeśli był lepszy ode mnie to miałem specjalnie przygotowaną koszulkę z materiału takiego, że nie przedrze jej żaden nóż i że jest w 100% nieprzepuszczalna, więc trucizna do mnie nie dotrze, a nawet jeśli trucizna dostanie się do krwiobiegu to nie ma znaczenia... I tak mnie nie zabije, bo nie jestem w zaledwie 50% wilkiem.
Był dobry. Wymieniliśmy zaledwie kilka ciosów, ale wiedziałem, że tak nie wygram.
No cóż pora na plan B.
Nagle dostałem nożem i zostałem pchnięty na ziemię. Bolało, jak cholera.
Czekał dwa metry ode mnie.
 - Och. Doprawdy. Zachowujesz ostrożność, nawet przy kimś kogo pchnąłeś nożem.
 - Nie poczułem ciała - odparł.
Westchnąłem i zdjąłem rozdartą kurtkę. Cios był wymierzony dokładnie w serce, na którym miałem przedziurawiony portfel.
 - Brawo kretynie - westchnąłem. - Zniszczyłeś mi portfel z kartą od banku.Człowieku - westchnąłem raz jeszcze. - A raczej wilku - poprawiłem się. - Miałem tam duużo forsy.
 - Możesz przestać udawać, że zajmujesz się czymś innym i potraktować tę walkę na poważnie.
 - Nie - odparłem. - Zabijanie ludzi z zimną krwią jest nudne, nie sądzisz? O wiele większa jest zabawa, kiedy bawisz się ich życiami i wszelkimi wartościami... Majątkami, rodziną, moralnością, cnotą i całą resztą, czyli o wiele więcej rozrywki przenoszą żywi.
Zamilkłem chwilę.
 - Ona również się z tym zgadza, dlatego nie przyszedłem tutaj ciebie dzisiaj zabić - uśmiechnąłem się. - Ale to ty zaatakowałeś pierwszy.
 - Wyczułem od ciebie rządzę mordu - powiedział.
 - Mogło mnie trochę ponieść - wzruszyłem ramionami i zrobiłem niewinną minkę. - W końcu zabiłem dzisiaj tylko jedną osobę.
W moich rękach pojawił się miecz płonący niebieskim płomieniem.
Wciągnąłem powietrze i wypuściłem, a potem zaatakowałem.
Cała okolica stanęła w płomieniach.
On przyzwał wodę chcąc ją zgasić.
 - Sorry, ale muszę cię zmartwić. Może nazywam to zjawisko płomieniami, ale nimi nie jest. To nawet nie jest ogień, także woda na niego nie zadziała.
Walka trwała jeszcze kilka minut, ale wynik był przesądzony, gdyż on musiał uważać na otaczające nas i ciągle przemieszczające się niebieskie płomienie, a ja nie.
Nie wiedziałem czy go pokonam tak następnym razem. Pewnie nie.
Będę musiał wymyślić coś nowego, ponieważ będzie przygotowany.
 - Tego czego nie wiedziałem nie mogłeś wywnioskować z mojego zachowania - odezwałem się w momencie wycelowania w jego płytką ranę noża pokrytego specjalną trucizną Rin. - Nie mogłeś ocenić mojej siły z mojego zachowania, ponieważ sam o niej nie wiedziałem, pierwszy raz jej używam.
Zemdlał, a ja upewniłem się, że mnie nie zaatakuje i otworzyłem portal międzywymiarowy, tak by znaleźć się na miejscu spotkania z Aoime.
Trucizna powinna działać jeszcze przez około pół godziny nim się obudzi, a jakby co to miałem jeszcze jedną dawkę trucizny w jeszcze większym stężeniu... Podejrzewałem, że tamta ilość, już nie wystarczy.
Nagle zacząłem kaszleć krwią i zakląłem. Musiałem zużyć za dużo mocy w tym starciu na te płomienie. Dodatkowo tego dnia oberwałem jeszcze kulką z pistoletu.
I co gorsze. Nie miałem żadnego pomysłu, jak pokonać go w następnym starciu.
Podejrzewałem, że ta trucizna zadziała tylko raz.
W dodatku normalnego człowieka lub wilka by zabiła w takiej dawce, a on tylko został uśpiony, to świadczyło o jego niezwykle silnemu ciału.
Po chwili wadera pojawiła się na miejscu.
 - Och, Aoime w końcu jesteś - powiedziałem.
 - Widzę, że podołałeś zadaniu - odparła. - A przez chwilę w ciebie zwątpiłam. Liczę na dalszą współpracę.
 - Mówisz mi, żebym został twoim psem na posyłki ilekroć będziesz chciała kogoś przyprowadzić na siłę i zabić? - Uniosłem brwi.
 - A co jeśli tak? - Zainteresowała się.
 - W takim razie oferta przyjęta - uśmiechnąłem się, trochę zabójczo, ale po chwili pozbyłem się tego wyrazu mordercy. Nie powinienem się przyzwyczajać do mordowania ludzi, dopiero jak zacząłem żyć normalnym życiem.
 - Nie spodziewałam się, że poradzisz sobie z alfą z taką łatwością.
 - Cóż, to nie było takie łatwe. Poza tym bydlak teraz raczej wymyśli, jak załatwić mnie i nie wiem czy będę mógł go pokonać w ten sam sposób.
 - Jak chcesz to możesz już iść - powiedziała po chwili.
 - Nie, nie, zostanę sobie i na to popatrzę, jeśli pozwolisz - odparłem.
Po raz pierwszy czułem tą prawdziwą adrenalinę od dawna. Walczyłem z kimś kto mógłby mnie zabić (Aoime się nie liczyła, bo to były osobiste porachunki).
Najchętniej to bym wyczyścił mu pamięć, żeby o tym nie pamiętał, ale niestety nie posiadałem takiej umiejętności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz