wtorek, 22 lipca 2014

(Wataha Mroku) od Rin

Byłam wściekła po tym, jak ci policjanci gadali coś o obowiązku chodzenia do szkoły. Ludzie nie będą mi mówić, co będę robić w życiu, ponieważ za mnie go nie przeżyją.
Wróciłam do willi, a raczej weszłam schowkiem do "zbrojowni" i aby trochę odreagować zaczęłam tworzyć różne trucizny i czyścić broń.
Następnego dnia robiłam to samo, w końcu nie mogłam pokazywać się na mieście w godzinach szkolnych, tylko dlatego, że wyglądam, jak nastolatka.
Nagle wpadł do mnie Akki.
 - Hejka - przywitał się.
 - Po co tu przylazłeś - mój ton nie był przyjazny, ale nie nazwałam go skończonym zbokiem, jak zwykłam to robić.
 - Chciałbym, żebyś mi poleciła parę broni i trucizn, będę ich potrzebował w najbliższym czasie - powiedział.
 - Zabójcze? Mające działania krótkookresowe czy długo? - Spytałam.
 - Krótkookresowe. Niekoniecznie zabójcze, lecz najlepiej twojej roboty i nieznane w podziemnym świecie. Najlepiej coś z radioaktywnością i tymczasowym porażeniem systemu nerwowego i aby były praktycznie nie do uodpornienia się na nie. - Sprecyzował.
  - Trzeci regał po lewej, czwarta szuflada od dołu, ta ze znaczkiem substancji szczególnie niebezpiecznych w niebieskim pudełeczku podpisanym A są naboje z tą trucizną, a jak chcesz ją w czystej postaci to weź pudełeczko B. - Powiedziałam.
Wziął dwa pudełka.
 - Czekaj - złapałam go za rękę, gdy przychodził koło mnie.
Spojrzał na mnie zaskoczony... Ale no chyba nie myślał, że będę chciała pogadać z tą zboczoną gnidą...
 - Będziesz musiał się potem odwdzięczyć za tą przysługę - uśmiechnęłam się diabelsko. - I nie licz, że ci odpuszczę.
Wyobraziłam sobie, jak mu dokopię.
 - Dobrze - powiedział i wyszedł.
Nuda... Jednak nie wytrzymam w środku...
...
To było silniejsze ode mnie. Musiałam wyjść z tej willi. Zawędrowałam, aż na tereny dzielnicy ognia i od razu natrafiłam na jakąś ciekawą twarz.
Zastąpiłam mu drogę.
 - Chcesz czegoś? - Zapytał.
 - Nie ma co robić? Może byś pogadał? - Zapytałam. - To miejsce jest nudne, jak flaki z olejem.
 - Masz wilczą postać? - Zapytał.
 - A czemu tak myślisz? - Odparłam pytaniem na pytanie.
 - Bo sprawiasz wrażenie, jakby nikt ciebie nie obchodził - odpowiedział. - Nikt z ludzi, których nawet nie obrzuciłaś spojrzeniem.
 - Hmm... Jesteś dobrym obserwatorem - stwierdziłam. - Rzeczywiście jestem wilkiem, ale nie zamierzałam tego ukrywać, zwłaszcza, że ty również nim jesteś, inaczej byś o tym nie nie wiedział i nie wydzielał tej swego rodzaju aury. No i na pewno jesteś nowy, bo mam dobrą pamięć i ciebie nie kojarzę.
Spojrzałam na niego jeszcze bardziej zaciekawiona tak, że mógł się nawet poczuć, jakbym traktowała go jak moja prywatna świnka doświadczalna.
 - A więc jak się nazywasz?
 - Shane. Shane Collins - odpowiedział. - A ty?
 - Rin. Po prostu Rin.
 - Tak z ciekawości to co tutaj robisz? - Zapytał. - Nie sprawiasz wrażenia, jakbyś była stąd.
 - Mieszkam w Dzielnicy Mroku - powiedziałam. - Mam małą przechadzkę i unikam pewnych osobników społeczeństwa ludzi - nie wdałam się dalej w szczegóły.
 - A tak w ogóle to ile masz lat? Tysiąc, sto, dwieście? A może czterysta? Albo... - Zawiesiłam głos.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
 - Ile ty żyjesz? - Zapytał zaskoczony.
 - Dłuugoo - uśmiechnęłam się. - A ty?
 - Siedemnaście.
Na tyle lat też wyglądał.
 - Wyglądasz, jakby coś ciebie trapiło - powiedziałam.
 - Co?
 - Masz trochę spięte mięśnie i może o tym nie wiesz, ale podświadomie się rozglądasz i badasz otoczenie, taki odruch... Nie masz się czym martwić, ponieważ nikt nas nie usłyszy.
 - To nie o to cho... - Przerwał.
 - A o co chodzi? Wielu z nas ma jakąś ciekawą historię, chciałabym usłyszeć o twojej - powiedziałam.
 - Dlaczego miałbym mówić o tym osobie, którą dopiero co spotkałem? - Odparł.
Ups. Chyba ciut przesadziłam. Może go podejdę od innej stronie.
 - No to może zrobimy zakład - zaproponowałam. - Jeśli będę mieć tylko twoje zdjęcie i imię oraz nazwisko odkryję twoją historię, a być może i zmorę z twojej przeszłości.
 - To raczej nie jest możliwe - odparł.
Nie czekając na jego zgodę pstryknęłam mu fotkę i wrzuciłam w moją wyszukiwarkę ludzi.
 - Czy to nie są przypadkiem twoi rodzice? - Zapytałam po dwóch sekundach pokazując mu zdjęcia i przeczytałam mu adres mieszkania, a także datę i godzinę opuszczenia.
 - Jak? - Zapytał.
 - Skorzystałam z pomocy wujka google, który lubi wiedzieć wszystko co robicie - roześmiałam się. - Nie wiecie nawet co ten światowy dyktator o was wie, ale za to on nie wiem, to co ja wiem o nim.
 - Przeczytałam skróconą biografię. - Ledwie zerknęłam na linijki tekstu. - Jak chcesz to mogę ci pomóc, jednak w zamian zrobisz dla mnie jedną rzecz w tym momencie i jedną za chwilę.
 - Coo?!
Pociągnęłam go do alejki widząc dwóch znajomych mi policjantów z którymi zdążyłam się wczoraj zaznajomić.
 - Nic nie mów nim o mojej obecności - poprosiłam go. - Proszę.
Niestety... Los musi być doprawdy dla mnie złośliwy, ponieważ dziwnym trafem zauważyli mnie i Shane'a.
 - Dzisiaj już chyba masz zajęcia w szkole - powiedział. - Młoda panno, chyba jesteś właśnie na wagarach.
Cicho zaklęłam.
Postanowili, że na siłę nas zabiorą na posterunek policji.
 - Nie martw się - szepnęłam. - Zaraz ich załatwię.
Wokół mojej lewej ręki pojawiły się iskierki prądu.
 - Przestań - szybko zasłonił przed ich wzrokiem moją rękę. - Przecież to policja, nawet ty nie możesz niczego takiego zrobić, bo nie obędzie się to bez rozgłosu.
Prychnęłam, lecz w tym momencie złapali mnie za nadgarstki i przyłożyli do ściany. Z Shane'm zrobili to samo.
Na szczęście nie wpadli na pomysł, żeby mnie przeszukać, ponieważ nie wiem, jak bym się wytłumaczyła z dwóch pistoletów i noża za kurtką, a także paru innych narzędzi, które nadawałoby się do zamordowania człowieka.
Zaczęli spisywać, jakieś dokumenty i Shane pozmyślał, jakieś rzeczy poza swoim imieniem i nazwiskiem, za to ze mną było gorzej.
Przy pytaniu, jak się nazywam powiedziałam, że tylko "Rin", a oni zaczęli nalegać na nazwisko, chociaż go nie posiadałam, a nie zamierzałam specjalnie dla nich jakiegoś wymyślać. Nie są nie wiadomo kim.
Obdzwonili wszystkie licea w okolicy, lecz, jak się okazało do żadnego nie chodził, ani "Shane Collins", ani "Rin".
 - Macie jeszcze coś do powiedzenia czy wreszcie nas wypuścicie? - Warknęłam.
Jak się okazało wpadli na wprost perfidny pomysł, żeby zapisać nas do liceum.
I się okazało, że podobno od przyszłego tygodnia do pobliskiego liceum będzie chodzić dwójka nowych "dzieciaków, które mają podobno problemy".
Za jakie grzechy...?
W każdym razie w tym momencie wymyśliłam, jaką wysługę przyświadczy mi Akki, nie zamierzam się męczyć tylko z Shane'm w liceum. Niech on również trochę ruszy tyłek do szkoły, skoro ja muszę.
Hmm... Chyba, że jak nie bd przychodzić do szkoły przez cały rok to mnie wywalą? Ewentualnemu kuratorowi zafunduję tutaj piekło na ziemi, albo sprawię, żeby zniknął w tajemniczych okolicznościach.
W końcu ta dwójka nas zostawiła, a ja pozbyłam się uśmiechu sadysty.
 - Przejdziesz się ze mną na strzelnicę? - Zaproponowałam Shane'owi. - Mam ochotę się odstresować, chyba, że wolisz strzelać do ludzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz