Wreszcie skończyła się nasza ”przygoda” z Lizardami i wróciliśmy do
naszej krainy Forever. Miałam powoli dosyć tych tłumów wilków w jednym
miejscu i już miałam zacząć żałować swojej decyzji o pozostaniu z Aoime i
tymi dwoma ale na moje szczęście przeteleportowano nas z powrotem.
Teraz leżałam w jaskini po tym jak wróciłam do watahy i znudzona bawiłam
się pościelą gdy doszedł mnie woń siarki. Normalnie skrzywiła bym się
na ten odór i wybiegła z jaskini by zaczerpnąć świeżego powietrza ale
coś mnie ciągnęło do źródła tego zapachu. Wyszłam z jaskini i gdy tylko
poczułam siarkę w pełnej okazałości coś się zmieniło… Poczułam
przeszywający ból na plecach co sprawiło, że oszołomiona cofnęłam się do
tyłu. Przecież ja prawie nie czułam bólu! Nogi się pode mną ugięły i po
chwili nie czułam się już sobą. Zerwałam się na równe nogi i
wyciągnęłam miecz ale gdy tylko dostrzegłam w odbiciu ostrza szkarłatno
czerwone oczy i czarne wzory na twarzy biegnące po krańcach twarzy od
oka aż po policzek upuściłam miecz i cofnęłam się o kolejne kilka
kroków. Odwróciłam głowę i moim oczom ukazała się para czarnych kruczych
skrzydeł. Dolna warga zadrżała mi nerwowo, a ciało przeszedł zimny
dreszcz.
- No chodź - usłyszałam czyjś głos dobiegający z dalszego zakątka jaskini mroku
Podążyłam w tamtą stronę sama nie wiedząc co robią, a po drodze
podniosłam leżący u mych stóp miecz. Doszłam do tłumu wilków, gdzie
stała Aoime i alfa wody. Przepchnęłam się między nimi i stanęłam koło
kogoś kto z pewnością nie był z watahy. Uśmiechnął się do mnie, a ja
odwzajemniłam uśmiech. To już nie byłam ja… To było to coś co we mnie
wlazło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz