niedziela, 8 grudnia 2013

(Wataha Ziemi) Od Lanei


Dzisiejszy dzień chyba nie mógł wyglądać lepiej. Po stu latach odnalazłam brata! Niesamowite, prawda? Cały ten czas po prostu czułam, że on jest. Że żyje. Wiele wycierpiałam, żeby go odszukać...
Mały gnojek! Powinnam go powiesić za jajca! Za to wszystko! Za ból, za stoczone walki, za zimowe noce spędzone na głodzie w śniegu, za utratę tak wielu ważnych osób, za rany, pobicia, gwa-...! No, za wszystko!
Nie chciałam być sama. Żyć ze świadomością, że on gdzieś jest i ma mi za złe, że opuściłam go kiedy mnie potrzebował. Też pewnie wiele przeszedł...Kocham go mimo wszystko.

Wcielił mnie do watahy, w jaskini dostałam własny kąt-przytulną całkiem grotę. Po obejrzeniu wszystkiego wyszłam by zapoznać się z terenem i może jakimiś jego mieszkańcami. Podobno nieopodal jest jeszcze kilka innych watah.
W postaci kasztanowatej klaczki żwawym kłusem przemierzałam las w poszukiwaniu czegoś (lub kogoś) interesującego. Trafiłam w końcu na coś w rodzaju ogromnej polany poprzecinanej gdzieniegdzie biało-błękitnymi pasmami pozamarzanych rzek. W jej krańcu ujrzałam wodospad, wpływający do dużego jeziora. Parsknęłam przeciągle i wierzgnęłam parę razy, by zaraz potem stanąć dęba i ruszyć w cwał. Ale jakim osłem trzeba być, żeby zagapić się na przemykającą w krzakach waderę i wbiec prosto w przerębel!?
Zarżałam i tyle mnie widzieli. Znalazłam się pod wodą zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Zmieniłam się w rybę-no geniusz, miałabym wyskoczyć i się udusić?
Prędko przybrałam formę foki z niedowagą i wyskoczyłam na lód. "Odeszłam" trochę od przeklętego dziurska i już jako wilk rozejrzałam się dokoła. Mokra drżałam z zimna, czułam jak woda zamarza na moim futrze tworząc sopelki.
-B-bezmózg...-warknęłam do siebie. Podkuliłam ogon i ze spuszczonym łbem ruszyłam ku jaskiniom. "Ciekawe, czy dotrę, hah."-pomyslałam.

<No to chyba ktokolwiek? No, chodźcie się pośmiać z kaleki xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz