Nie wiem, kiedy rozpoczęła się moja historia w Forever Young i czy w ogóle przedtem znajdowałam się w świecie wilków. Pamięcią sięgam bowiem jedynie siedem lat wstecz, kiedy to znalazłam się w wiosce. W postaci człowieka, wśród ludzi. Przez tyle długich lat miejscowy lekarz wmawiał mi, iż jestem jego córką, w co oczywiście uwierzyłam. Nie miałam bowiem wówczas więcej korzystnych dla mnie możliwości, zwłaszcza, iż sama nie wiedziałam, kim tak naprawdę jestem. Nie znałam nawet mojego imienia... W głowie miałam kompletną pustkę, jeśli chodzi o wspomnienia.
Teraz przynajmniej wiem już, co oznaczały skierowane w moją stronę krzywe spojrzenia niektórych mieszkańców osady. Wiedzieli, że ze mną jest coś nie tak, a mimo wszystko nie chcieli mi tego powiedzieć, nawet jeśli przez to pozbyli by się tego nękającego ich problemu, jakim byłam. Jednak czy ktokolwiek by im uwierzył, że byłam istotą magiczną? Wątpię, zapewne nawet ja nie dałabym w to wiary. Nawet teraz.
A jednak, stało się... Przemieniłam się, będąc sama w domu. Nawet nie wiem, jak to się stało, jednak kiedy to zrobiłam od razu poczułam, jakby wróciło do mnie coś, co już dawno utraciłam. Potem spróbowałam zrobić to po raz kolejny, by sprawdzić, czy to nie był aby jeden z moich dość nietypowych i częstych snów o podobnej treści... Nie da się wyobrazić, a nawet wyrazić odpowiednimi słowami mego zdumienia, gdy jednak sobie z tym poradziłam. Co nie zmieniało tego, że wciąż nie potrafiłam w to uwierzyć. Byłam wilkiem. Stworzeniem z legend i książek...
Te drugie zaraz po tych wydarzeniach zaczęłam porządnie przeszukiwać, by dowiedzieć się czegoś jeszcze. Ponoć w legendach jest tylko ziarno prawdy, jednak jak się okazało, w tym przypadku było to naprawdę spore ziarno, zmuszające mnie do siedzenia po nocach w poszukiwaniu odpowiedzi na niepozwalające mi na sen pytania.
Na niektóre z nich odnalazłam odpowiedzi, jednak musiałam szukać bardzo dobrze, w starych, zakurzonych księgach gdzieś w głębi biblioteki, gdzie najwyraźniej nikt za często nie zagląda, ja jednak w dość szybkim czasie zostałam stałym bywalcem tamtego miejsca. Nie spodobało się to co prawda mojemu tacie, który bardzo chciał, bym zdobyła tę samą pracę, co on, a przez moje nowe "hobby" nie przykładałam się już do nauki tak, jak kiedyś. Nie przejęłam się tym zbytnio, bowiem teraz zamiast o medycynie wolałam uczyć się o samej sobie.
Dowiedziałam się na przykład, że wszystkie wilki potrafią przybrać postać ludzką, co trochę mnie uspokoiło, przynajmniej nie uznają mnie za odmieńca... Ale po co w ogóle mieliby mnie uznawać? Przecież mieszkam w wiosce...
Nagle tęsknota podobna do tej towarzyszącej mojej przemianie w wilczycę odezwała się we mnie, tym razem jednak ze zdwojoną siłą. Nie wytrzymam tu dłużej... Chcę do swoich. Jak najszybciej.
***
Wyruszyłam jeszcze w tym samym dniu, pod osłoną nocy. Co prawda ciemności przeszkadzały mi nieco, jednak w ten sposób oddalę się wystarczająco, by nie mogli mnie znaleźć, jeśli w ogóle rozpoczną poszukiwania. Poza tym, zaraz gdy na to wpadłam, przemieniłam się w wilka, więc nawet, jeśli jakiś nieszczęśnik odnajdzie mnie w lesie albo stwierdzi, że ma omamy, albo uzna, że widział mityczne stworzenie, w co oczywiście nikt mu nie uwierzy.
Nie potrzebowałam żadnego opisu drogi, nie musiałam sprawdzać kierunków, czy dopomagać sobie węchem, co i tak zapewne by zawiodło. Po prostu wiedziałam, że to tam. Nie wiem skąd, ale czułam, że po prostu muszę tam trafić. Owszem, prowadziło mnie właśnie to uczucie, które przedtem dwukrotnie dało o sobie znać.
Z początku miałam problemy z pożywieniem, jednak w końcu musiałam jakoś nauczyć się polować. Pod ludzką postacią jadłam owoce i rośliny, jakie odnalazłam w lesie, a po trzech dniach, będąc oczywiście wilczycą, sama upolowałam dwa zające, co wówczas wydawało mi się nie lada wyczynem. Niestety, próby na większych zwierzętach okazywały się daremne, więc dałam sobie z tym spokój, pozostając przy mniejszych ofiarach.
A dziś... Dziś nadszedł dzień, w którym dotarłam do swoich. Wprawdzie nie poznałam jeszcze żadnego z nich, acz nocą niejednokrotnie dało się słyszeć wycie, na które chciałam odpowiedzieć, jednak moja "odwaga" pozwoliła mi zrobić to wyłącznie jednokrotnie. Mimo to odgłosy te dodawały mi w pewnym sensie siły, tak że mknęłam przez nieznane tereny aż do rana... Wtedy ów siły nagle dziwnym trafem zaczęły mnie opuszczać. Nie oznaczało to jednak, że wraz z nimi utraciłam mój zapał. O nie, on wciąż miał miejsce w moim sercu, które teraz biło szybciej, niż zwykle. Położyłam się na Świetlnej Polanie i, nie zastanawiając się, skąd w ogóle znam jej nazwę, zamknęłam powieki. Nie wiecie nawet, jaka wtedy byłam szczęśliwa. Udało mi się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz