poniedziałek, 16 grudnia 2013

(Wataha Ziemi) Od Lanei

Trzęsąc się jak osika przemierzałam zaspy, kiedy spostrzegłam wyraźnie potrzebującą pomocy waderę. Tę samą, która tak przyciągnęła mój wzrok, żeby zeżarła mnie dziura w lodzie.
Położyłam łapę na jej ramieniu i przekrzywiłam łeb (to u nas rodzinne!), by zaraz spytać:
-Wszystko w porządku?-ani się nie obejrzałam, a leżałam w lodowatym śniegu. Nosz kurwa mać, pojebało!?
-Tak, w najlepszym.-odparła. Nonszalancja w jej głosie jeszcze bardziej mnie rozjuszyła, wyszczerzyłam kły i kłapnęłam szczęką tuż przy nadgarstku dziewczyny, warcząc dziko. Zaraz potem się opamiętałam, zmieniłam w człowieka.
-W-wybacz...Odruch.-no, fakt. Może to dziwne, ale nie ćwiczyłam tego. Życie mnie zmusiło do wywoływania u siebie takich reakcji.
Ruda uniosła brew, podniosła się, ja zaraz potem.
-Coś w ogóle za je-...? Tfu! Znaczy, jestem Lana.-powiedziałam, otrzepując się z Białego Zła. Wyciągnęłam do rozmówczyni dłoń, ta uścisnęła ją lekko i odparła:
-Amei.-przyjrzałam się jej dokładnie i uśmiechnęłam na tyle, na ile pozwolił mi mróz. Jakoś bezwiednie przygryzłam dolną wargę.
-Jesteś tutejsza? Z której watahy?-zapytałam. Cóż...Jako nowa nie orientowałam się specjalnie w mieszkańcach Forever.-Przepraszam, pozwolę sobie...-wydukałam jeszcze szybko, zanim towarzyszka zdążyła odpowiedzieć i zmieniłam się w irbisa, od razu lepiej. Futro co prawda nadal miałam mokre, ale było już ciepło.
-W zasadzie to z żadnej. Trafiłam tu...Niedawno dość.-wyjaśniła, zaś ja usiadłam.
-Ah, podobnie ze mną. Z tym, że jestem tu od wczoraj.-zachichotałabym, gdybym mogła, ale z trudem przychodzi mi komunikacja w formach innych niż wilcza lub ludzka. Pracuję jednak nad tym!
Po chwili wpadłam na głupi trochę pomysł (jak dzieciak!);
Wybiłam się z tylnych łap i przewróciłam Amei. Wyszczerzyłam kły przed jej nosem i odskoczyłam. Położyłam łeb między łapami, zadek nadal trzymając w górze, warknęłam radośnie, ale wyzywająco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz