Niedawno trochę się zmieniłem...
Świat wyglądał już dla mnie zupełnie inaczej.
Przestało mnie obchodzić czy w ogóle będę żyć...
I te kobiety...
Świętej pamięci Sunshine, która mnie olała, Kate, która była dobrą
kumpelą, ale nie szuka miłości, Ao alfa mroku, w której po kryjomu się
kochałem i Nammina, która bała się cokolwiek powiedzieć...mam dość!
Żadna mnie nie chciała i tylko cierpiałem przez to.
Do niedawna sporo wader dołączyło do watahy, Alicja, Effy, Asiva czy Tytania.....
A propos Tytanii.
Jest jakaś dziwna, niechętna do rozmów z mężczyznami wiecznie dla nich
niemiła tylko alfę toleruje i na dodatek jest betą, a żadnej kobiecie
rozmowy nie odmówiła.
Jak jej grotę przydzielił alfa to kazał mi zaprowadzić ją tam i wtedy
szła nawet nie patrząc na mnie z naburmuszoną miną...co ja takiego
zrobiłem?!
Przeżyłem wojnę i mnóstwo cierpienia...
Moje życie nie ma powoli sensu i dłuży się niepotrzebnie...a życie bez celu i szczęścia...co to za życie?
Poszedłem w góry podszedłem do jakiegoś sporego drzewa, wziąłem też
linę, rozejrzałem się czy nikt nie idzie, było pusto ,więc zawiązałem
linę o gałąź ,a jej drugi koniec
o moją szyję, wszedłem na kamień.
- Obym już więcej nie czuł bólu...-powiedziałem i zeskoczyłem z
kamienia,już czułem jak sznur ściska mnie za gardło kiedy jakaś kobieta
przecięła mieczem sznur...
Upadłem na twarz, coś ostrego wbiło się w moje lewe oko...zacząłem
panicznie krzyczeć, wstałem gwałtownie i uderzyłem głową o
drzewo...zemdlałem przed nogami tajemniczej kobiety...
Gdy się ocknąłem była noc,leżałem na plecach przykryty płaszczem obok ogniska.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, przejechałem ręką po twarzy, nie
miałem już lewego oka, tylko owinięty w jego miejscu bandaż.
Dostrzegałem świat zupełnie inaczej...
Następnie przejechałem dłonią po szyi i przełknąłem ślinę, miałem ślad po sznurze...ktoś mnie uratował. Bez sensu.
Było zimno...ubrałem płaszcz ,którym mnie przykryto.
Nagle obok mnie upadł kawałek upieczonego mięsa i zza moich pleców odbył się dziewczęcy głos:
- Zjedz coś, pewnie zgłodniałeś, spałeś cały dzień.
Spojrzałem na kobietę, miała czarne długie włosy z grzywką i błyszczące oczy.
- Dlaczego mnie uratowałaś?- odwróciłem wzrok i zacząłem jeść mięso ,które dostałem.
- Bo żal mi cie było, a poza tym twój alfa szukał cię po wszystkich watahach to postanowiłam pomóc. Kondrakar tak?
- Tak...a ty to kto?
-Hebi, z watahy mroku. Próbowałam ci zatamować krwawienie z oka i jakoś
ci je ocalić ,ale nie dało rady, bo kawałek szkła zbyt mocno je
uszkodził. Musiałam ci je odebrać...dla twojego dobra.- powiedziała
Moja mina zbledła ,ale w głowie nachodziło coraz więcej pytań...
I po co chciałem się zabić? Czyli komuś na mnie zależało?Dlaczego musiałem stracić oko?
- Tak czy siak nie musiałaś mi pomagać.- wydusiłem i wstałem na nogi chcąc iść, ale stanęła przede mną i zablokowała przejście.
-Słuchaj...nie wiem czemu nie szanujesz swojego życia,ale wiedz ,że
samobójstwem nic nie zdziałasz ani nie zapomnisz o bólu,a teraz choć
już, muszę cię odprowadzić do watahy.- powiedziała i ruszyliśmy w stronę
watahy ognia.
Szczerze...ona ma rację...może po prostu trzeba o tym zapomnieć i żyć na nowo?
Sam nie wiem ,ale póki co wole nie marnować czasu na szukanie miłości.
Gdy dotarłem do jaskini Brisinger przybiegł do mnie czym prędzej.
- Boże Kondrakar coś ty chciał zrobić?! Bałem się o ciebie ,ale na
szczęście Hebi cię znalazła. Natychmiast wracaj do groty! Nie strasz
mnie tak więcej dobrze?
Kiwnąłem tylko głową na potwierdzenie i wszedłem do swojej groty.
Wilki patrzyły na mnie zaskoczone,nie dziwię się...w końcu wyglądam teraz zupełnie inaczej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz