środa, 18 grudnia 2013

(Wataha Powietrza) Od Rena

 Walki z Lizardami już dawno dobiegły końca, a ja z powrotem wróciłem do normalnego świata. Świata, który był do dupy. Elnnan najwidoczniej została poinformowana przez Macabre o całej sprawie, ale nie pofatygowała się, żeby chociaż ze mną pogadać. Dowód na to, że nic do mnie nigdy nie czuła i nie czuje, oraz na to, że nie ma NAJMNIEJSZEJ ochoty na jakiekolwiek partnerstwo. Świetnie. No cóż...Musiałem jakoś załagodzić tą beznadzieję, to też wybrałem się na " łowy". Niby miałem być wierny Elnann, ale... Skoro nawet nie raczyła ze mną pogadać, to chyba jestem usprawiedliwiony. Na swojej drodze napotkałem brązowo-białą wilczycę, która wyglądała na całkiem..hm..Chętną. Łatwizna. Jak zawsze. Pogadaliśmy chwilę o niczym i skończyliśmy w krzakach. Nie wiedziałem nawet jak ta dziewczyna ma na imię. Seks bez emocji, uczuć, czy czegokolwiek ludzkiego w tamtym momencie bardzo mi odpowiadał, ale prawda była taka, że zrobiłem to, bo byłem wściekły. Wściekły na kogoś do kogo coś czułem bez wzajemności. Głupie  i szczeniackie, ale prawdziwe. Zostawiłem dziewczynę bez słowa, a ona nie wydawała się być niezadowolona. Wręcz przeciwnie. Chyba miała ochotę na więcej. Szczerze? Miałem to w dupie. Odszedłem zaledwie kilka kroków, zanim dopadły mnie wyrzuty sumienia. Nie wobec tej wadery ( która właściwie sama wpakowała się do tych krzaków), ale wobec Elnnan. Ta...Jestem szowinistyczną świnią, ale dopóki ona się o niczym nie dowie będzie w porządku. Zawróciłem nagle i skierowałem się do Watahy Wody. Najwyższy czas pogadać, a jeśli ona nie zacznie to ja to zrobię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz