poniedziałek, 30 grudnia 2013
(Wataha Ziemi) Od Phantoma
Każde słowo dziewczyny trafiało we mnie jak cios nożem w samo serce. Po prostu się załamałem. "Tydzień, dwa, może miesiąc"!? Nie, to się nie dzieje naprawdę...
Przytuliłem dziewczynę tak, jakby to miał być ostatni raz. Bo jeśli nie wróci...? Nie, niemożliwe. Będę czekał choćby do końca świata. W końcu jednak odeszła. Schowałem twarz w dłoniach z oczami pełnymi łez. Pierwszy raz w życiu czułem taką słabość.
Po paru godzinach bezczynnego siedzenia wstałem w końcu i skierowałem się do wyjścia. Po drodze przekazałem wilkom, że wrócę jutro i jakby co-o wszystkim informować Kiche, ta niech jakoś przekazuje informacje mi.
Szedłem w postaci wilka jak żywy trup z nosem przy ziemi i mętnym wzrokiem, nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Wokół mnie kwitły rośliny, by zaraz więdnąć, usychać i rozpadać się.
Po pewnym czasie podniosłem łeb. Teren wokół był dziwnie pusty, zdawał się martwy. Trafiłem chyba do watahy ognia, cóż...
Przypomniałem sobie jako-tako układ terenu. Uznawszy, że chyba wiem gdzie jestem ruszyłem dalej. W końcu padłem na jakiejś polanie i zostałem leżeć, a co. Przekręciłem się na grzbiet, obserwowałem uważnie niebo.
<Ktokolwiek?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz