sobota, 7 grudnia 2013
(Wataha Mroku) od Lovley Loyal
Szłam przez las sama, Brisinger był daleko z Alastairem.
Nagle usłyszałam szelest, potem czułam drganie ziemi ,a następnie zobaczyłam 9 Lizardów biegnących w moją stronę!!!
Zaczęłam uciekać, ale dwa się na mnie rzuciły.
Szybko zabiłam oba z pomocą prędkości światła rozszarpując ich szczękami, zrobiłam się niewidzialna
i zaatakowałam 5 kolejnych Lizardów za pomocą broni jednego z nich, niewielkiego sztyletu. Poderżnęłam im wszystkim gardła, dwóch ostatnich zwiało. Po drodze leżały ciała martwych stworów, pobiegłam przed siebie jednak coraz bardziej byłam zmęczona, położyłam się w końcu pod drzewem i zasnęłam.
Nagle poczułam dotyk czyjejś dłoni, więc szybko wstałam. To był Brisinger, rzuciłam mu się na szyję szczęśliwa.
-Martwiłam się!- powiedziałam
-Ja też. Chodźmy, nie marnujmy więcej czasu.
-Dokąd?
-Do reszty.
Przytaknęła tylko i od razu ruszyliśmy. Nagle z krzaków wyskoczył smoczy Lizard z toporem, był to ten sam co kilka minut wcześniej ode mnie zwiał, rzucił się w moją stronę, ale Brisinger w ostatniej chwili mnie zasłonił...... Smoczy obrzydliwy stwór obciął mojemu ukochanemu rękę!!!
- Zaaaabije cię za to!!!- odezwałam się do Lizarda, wyjęłam miecz Brisingera i zabiłam stwora.
Zrobiłam Brisingerowi opatrunek, krew szybko mu ubywała... bałam się o niego... nie chcę go stracić.
Gdy skończyłam pomogłam Brisowi dojść do obozu.
Ktoś podał mi jego torbę z eliksirami. Odkorkowałam jeden i podałam. Brisinger wypił cały, nagle rana przestała krwawić. Usiedliśmy przy ognisku, Brisinger był zamyślony, uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech ,ale po kilku sekundach znowu miał smutną minę, wtedy otworzył się portal. Szybko wstaliśmy i przeszliśmy przez portal, wreszcie koniec smrodu Lizardów...
Z nieba zaczął padać śnieg, czułam się szczęśliwa trzymając Brisa za jego lewą rękę....
Odprowadziłam ukochanego do jaskini i zostawiłam pod opieką wilków watahy.
Poszłam nad rzekę, rozpaliłam ognisko by lud stopniał, rozglądnęłam się czy jestem sama, ściągnęłam ubrania i weszłam do wody.
Była bardzo zimna, zanurkowałam i szybko wyszłam.
Niestety jak tylko wyszłam naga z wody.....stał przede mną Macabre z watahy ognia...
Ojjjjjjjjjjjjj nie, tylko nie to... szybko podniosłam z ziemi moje ubranie i zawstydzona zakryłam ciało, było coraz zimniej...
- Piękne ciało... Ten mój alfa to ma szczęście ,że ma taką lalunie jak ty.- uśmiechnął się
- Nie jestem lalunią! A co do Brisingera...jeszcze nie jesteśmy razem...
- Nie? Hm... to dziwne, nie jesteście razem, a ciągle cię z nim widzę, nawet nie spuszczasz z niego oka, byłaś z nim poza Forever Young i często bywasz w naszych terenach... powiedziałbym ,że jednak jesteście razem.- stwierdził.
-No cóż na to wygląda ,że on masz rację. Co tu robisz?- powiedziałam i zmieniłam się w waderę, chwyciłam ubranie w pysk i przerzuciłam na grzbiet.
- Poszedłem za tobą, byłem ciekawy gdzie pójdziesz tym razem i czy wrócisz za parę godzin do Brisingera.- powiedział zmieniając się w wilka i podchodząc do ogniska.
- Podglądałeś mnie jak się kąpałam?!- podniosłam ton i wyszczerzyłam kły.
- Spokojnie! Nie krzycz maleńka. Zaskoczyła mnie twoja decyzja kąpieli w rzece ,bo mało kto się myje w rzece zimą, wchodzą raczej do źródeł blisko wulkanu gdzie jest ciepła woda.
- Eh... nie pomyślałam...ale liczy się sam fakt, że podglądałeś!
- Znasz mnie przecież słonko, jestem typem ciekawskiego faceta. –uśmiechnął się łobuzersko.
Prychnęłam i pobiegłam do swojej groty, słyszałam za sobą tylko śmiech Macka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz