Stanęłam przy drzewie opierając się o korę drzewa. Byłam w postaci wilka. Liście które były usadzone na niskich drzewach muskały moją sierść. Mój wzrok lustrował otoczenie jakbym czekała na kogoś. Nagle zza krzaków wyszedł ON. Kazar. Jego kruczoczarne skrzydła połyskiwały w świetle zachodzącego słońca. Uśmiechnęłam się leciutko i zmieniłam w człowiek. Ten jednak zjeżył sierść i się zniżył przygotowując się do skoku. Do skoku na mnie. Cofnęłam się zdezorientowana. Basior błysnął kłami i skoczył. Widziałam przed twarzą jego ziejącą białymi zębami paszcze.
Obudziłam się gwałtownie. Otworzyłam oczy a przed moim nosem ukazała się twarz a kogo? Kazara kurwa! I co on robił?! Dotykał mojego policzka. Przesunęłam się gwałtownie do ściany jak najdalej jego dotyku i przykryłam kołdrą. Moja złota, satynowa koszula nocna nie była odpowiednia by witać w niej gości szczególnie takiego przygłupa. Basior wstał.
- Co Ty tutaj robisz? - Zapytałam oschle.
- A nie mogłem odwiedzić swojej "przyjaciółki:?- Ostatnie słowo wycedził ze złośliwością. - Chciałem zobaczyć czy się jeszcze nie połamałaś. Bo ja... - Przerwał. - Mężny i zajebisty Kazar ratuję szanowne tyłeczki takich dam jak Ty. - Pokłonił się ze śmiechem.
- Och jaki Ty śmieszny. Uważaj bo się zakocham. - Mruknęłam.
Chłopak intensywnie patrzył na moją twarz a potem na kołdrę. Przykryłam się szczelniej.
- A może byś tak nie patrzył się na mnie jak na ciasto które można zjeść. - Odparłam z przekąsem.
- A nie można?
- Spadaj. - Wstałam z kołdrą owiniętą wokół siebie...
Kazar głupku? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz