Jak widać Kazar myślał że jest najseksowniejszym chłopakiem w krainie albo po prostu ma poprzewracane we łbie.
- Z jakiej watahy jesteś? - Zapytał.
- Na pewno nie z takiej gdzie Ty jesteś. - Odpowiedziałam arogancko.
Chłopak podszedł do mnie blisko i złapał za łokieć. Kiedy nasza skóra się spotkała przeszedł mnie jakby elektryczny dreszcz.
- Nie bądź taka ostra kochaniutka.
Wyszarpnęłam się.
- A co? Za ostro dla Ciebie... kochaniutki? - Zapytałam ze złośliwym uśmieszkiem.
- A nie, nie dla mnie wszystko pięknie ładnie. - Odpowiedział ale zrobił się nagle zamyślony. Pstryknęłam palcami tuż przed jego nosem. Otrząsnął się i spojrzał mi w oczy. Poczułam jakby magnetyzm między nami, taką moc przeskakującą ze mnie na chłopaka i na odwrót. Zrobiłam szybko kilka kroków w tył.
Nie czułam się dobrze kiedy stał tak blisko mnie. Po za tym gdyby włożył trochę siły to bym się nie wyszarpnęła nieprawdaż?
- Dlaczego tak bardzo uciekasz przed moim dotykiem? - Zapytał zamyślony.
- Nie uciekam. - Odparłam szybko.
Zrobił krok w moją stronę a ja do tyłu, przystanął i patrzył na mnie, ni smutny, ni zamyślony.
- Widzisz? Uciekasz. - Powiedział obojętnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Może tak, może nie. - Spojrzałam na niebo. Słońce zachodziło a ja jestem na nieswoich, nieznanych terenach. Z chłopakiem którego poznałam parę chwil temu. Powinnam się ulotnić. Jak najszybciej.
- Musze już wracać. - Powiedziałam cicho. Założyłam kaptur od peleryny i zaczęłam iść w stronę linii drzew by opuścić polanę. Spojrzałam kątem na Kazara, ten stał jakby nigdy nic, chciał tak luźno ale nie wiem czemu miał wszystkie napięte mięśnie. Ahaa spoko.
- Żegnaj.. Kiedyś. - Powiedziałam dotykając zniszczonej kory. Kiedy byłam po za zasięgiem jego wzroku zaczęłam biec w stronę granicy. Nie było mi wygodnie oj nie.
Przemieniłam się w wilka, otrzepałam się i pobiegłam. Robiłam zwinne skręty, slalomy przez drzewa i krzaki.
Moja zwinność była owocem pracy no i uciekania przed Nimi.
Tereny Watahy Ognia różniły się od terenów Watahy Mroku. To oczywiste. Było tutaj cieplej. Niektóre samotne drzewa zamiast liści płonęły żywym ogniem, nie spalając się. Naprawdę ładnie to wyglądało.
Przemknęłam koło krzewu kiedy poczułam obecność kogoś przed sobą. Zniżyłam się tak że prawie leżałam i powoli szłam w stronę tego czegoś. Byłam blisko.
Skoczyłam na to coś i przekoziołkowaliśmy razem po ziemi. Kim był to stworzenie które mnie zaniepokoiło? Macabre z mojej watahy. Zeszłam z niego szybko i zmieniliśmy się w ludzi.
- Tytaniaaa. - Zamruczał. Westchnęłam. Odwróciłam się i poszłam do swojej groty. W drodze nie było żadnych niespodzianek, i dobrze.
Usiadłam na moim łóżku oparta o dłonie. Dlaczego tak zareagowałam na tego cholernego Kazara? Nie wiem, ale wiem tylko jedno- Będę musiała go unikać jeśli to będzie możliwe.
Wstałam i poszłam się umyć w drugiej, mniejszej grocie która jest połączona z tą w której śpie. Tam na środku znajdowało się coś w stylu wanny, jacuzzi. Ciepła woda w niej zawsze była, przyjemnie jest i tyle. Po skończonej kąpieli przebrałam się w satynową, złotą koszulę nocną. Wślizgnęłam się pod kołdrę i próbowałam zasnąć ale moje myśli galopowały w dużym tempie.
.
.
.
Po walce z myślami która trwała dość długo zasnęłam niespokojnym snem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz