Ujrzałam wysokiego chłopaka o szarych włosach i czerwonych oczach. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz kiedy jego wzrok padł na mnie.
- Kim jesteś? - Zapytałam obojętnie.
- Na imię mi Kazar. A tak w całkowitym ogóle to witam.
Zlustrował mnie ciekawie wzrokiem a ja pełna dystansu zrobiłam krok w tył.
- A ja mam na imię Tytania. - Powiedziałam lekkim tonem. Nie chciałam z tym osobnikiem rozmawiać, był to facet, a facetom ufać nie można. Oj nie.
Wyprostowałam się, poprawiłam moja pelerynę i założyłam ponownie kaptur który opadł w trakcie obracania się.
- Możesz się rozluźnić kochanie. - Powiedział.
Posłałam mu niezbyt miłe spojrzenie.
- kochanie? Tak Ty możesz mówić do swoich laseczek z watahy a nie do mnie. - Odpowiedziałam, odwróciłam się i zaczęłam iść przez polanę.
Kazar błyskawicznie pojawił się przede mną zagradzając mi drogę.
- Zejdź mi z drogi albo nie będzie przyjemnie. - Wysyczałam patrząc na zaśnieżoną ziemię między nami.
- Nie. - Odparł pewny siebie.
Szybko wyjęłam sztylet który umocowałam na pończosze pod suknią i przyłożyłam go do szyi.
- Zejdź mi z drogi.
Chłopak przesunął się kawałek więc ominęłam go ale los chciał że poślizgnęłam się na lodzie który był pod śniegiem i prawie runęłam na biały puch gdyby nie silna ręka basiora. Przytrzymał mnie i przyciągnął dla siebie.
- A może jakaś nagroda za uratowanie szanownego tyłeczka? - Zapytał przy moim uchu.
Strzeliłam go w twarz.
- Chciałbyś.- Próbowałam się wyrwać ale ten mnie dalej trzymał...
< Kazarze mój kochany pisz dalej :3 Długie ma być Kubaa :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz