piątek, 8 marca 2013

(Wataha Ziemi) od Kiche



Straciłam nadzieję w „wiewiórowego posłannika”.  Leżałam i myślałam co teraz mogę począć skoro pomocy ni stąd ni zowąd. Zastanawiałam się, co dalej będzie, przecież sama nie dam rady stawić czoła tylu wilkom rtęci, tym bardziej, że dałam im  przysięgę wierności. Nagle usłyszałam piski i ujrzałam Shadow’a walczącego z trzema wilkami rtęci. Przeraziłam się i ucieszyłam, że go widzę jednak… nie mogłam mu pomóc. Ujrzałam Saris, była zmęczona walką z jednym wielkim Basiorem rtęci. Nie mogłam pozwolić na to by On zabił ją. Podbiegłam do nich i odepchnęłam Basiora, ten odbił się od drzewa i zanim zdążył zareagować już obroża zrobiona z korzeni zaciskała mu się wokół szyi. Padł martwy. Zobaczył to zjawisko Alfa Rtęci. Ugryzł mnie mocno w bok rozrywając przy tym skórę. Ledwo trzymałam się na nogach, lecz postanowiłam walczyć z basiorem. Zaśmiał się złowrogo :
- Dwóch zdrajców to za dużo. Hm, za chwilę będzie o jednego zdrajcę mniej.
Wilk był pewny siebie. Jednak walczył siłą, ja używałam sprytu. Za każdym jego ciosem uciekałam w bok lub w tył, wiedziałam, że gdy zaatakuję to nie będę mieć ani grama szansy. Zdezorientowałam przywódcę i uciekłam do pobliskiej jaskini, jednak On wiedział, gdzie próbuję się ukryć. Po paru minutach znów stał vis a vis mnie. Użył swojej największej mocy i zaplątał mnie w rtęć. Ten w połowie stały w połowie ciekły metal wchłaniał się powoli do mojej rany. Czułam ból i wtedy Alfa rzucił się na mnie. Gdy leżałam pod nim myślałam, że to koniec mojego żywota jednak pojawił się Shadow. Odepchnął wilka ode mnie i z jakże wielkim poświęceniem walczył z nim. Ja próbowałam się wyleczyć jednak na marne – nie znam się na lecznictwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz