Straciłam nadzieję w „wiewiórowego posłannika”. Leżałam i myślałam co teraz mogę począć skoro
pomocy ni stąd ni zowąd. Zastanawiałam się, co dalej będzie, przecież sama nie
dam rady stawić czoła tylu wilkom rtęci, tym bardziej, że dałam im przysięgę wierności. Nagle usłyszałam piski i
ujrzałam Shadow’a walczącego z trzema wilkami rtęci. Przeraziłam się i
ucieszyłam, że go widzę jednak… nie mogłam mu pomóc. Ujrzałam Saris, była
zmęczona walką z jednym wielkim Basiorem rtęci. Nie mogłam pozwolić na to by On
zabił ją. Podbiegłam do nich i odepchnęłam Basiora, ten odbił się od drzewa i
zanim zdążył zareagować już obroża zrobiona z korzeni zaciskała mu się wokół
szyi. Padł martwy. Zobaczył to zjawisko Alfa Rtęci. Ugryzł mnie mocno w bok
rozrywając przy tym skórę. Ledwo trzymałam się na nogach, lecz postanowiłam
walczyć z basiorem. Zaśmiał się złowrogo :
- Dwóch zdrajców to za dużo. Hm, za chwilę będzie o jednego
zdrajcę mniej.
Wilk był pewny siebie. Jednak walczył siłą, ja używałam
sprytu. Za każdym jego ciosem uciekałam w bok lub w tył, wiedziałam, że gdy
zaatakuję to nie będę mieć ani grama szansy. Zdezorientowałam przywódcę i
uciekłam do pobliskiej jaskini, jednak On wiedział, gdzie próbuję się ukryć. Po
paru minutach znów stał vis a vis mnie. Użył swojej największej mocy i zaplątał
mnie w rtęć. Ten w połowie stały w połowie ciekły metal wchłaniał się powoli do
mojej rany. Czułam ból i wtedy Alfa rzucił się na mnie. Gdy leżałam pod nim
myślałam, że to koniec mojego żywota jednak pojawił się Shadow. Odepchnął wilka
ode mnie i z jakże wielkim poświęceniem walczył z nim. Ja próbowałam się
wyleczyć jednak na marne – nie znam się na lecznictwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz