piątek, 2 sierpnia 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

Poczułam leciutki podmuch wiatru, więc spojrzałam w stronę wylotu. Stał tam Shadow.
- Jeśli chodzi o herbatę, spóźniłeś się.
Ironicznie przewrócił oczami i wszedł do środka.
- Co robiłaś w centrum, w gęstwinach, niedaleko naszych romantyków?
Miałam ochotę powiedzieć od początku, prawdę, ale stop, po cholerę będę mu się tłumaczyć?
- Miałam taki kaprys, wiesz? - przysiadłam na drewnianym stołku (swoją drogą, czas zacząć myśleć o ulepszeniach), zakładając nogę na nogę, przypatrując się mu z drwiącą miną.
- Dobra, nie będę drążył tego tematu więcej, ale lepiej nie kręcić się tam samemu, jasne?
- O, a więc teraz zaczynasz się o mnie troszczyć? Co to, dzień dobroci dla Aoime? Nie. Jestem duża i sama potrafię o siebie zadbać. - wstałam i uśmiechnęłam się. - Jeśli to wszystko, to możesz już iść, mam sporo pracy, odwiedzę Cię wieczorem.
Odwrócił się i bez słowa wyszedł.
Nagle do jaskini wpadł Mins, cały w gruzie i kurzu. Wyglądał, jakby się gdzieś śpieszył, wspomniał tylko o jakiś grotach, ruszyłam za nim.
Wzgórze, na którym mamy jaskinię jest dosyć rozległe. Przyznam, nigdy nie miałam ani chęci, ani czasu na spenetrowanie całej skały. Mins odwalił sporo dobrej roboty, choć jaskinię odkrył przez przypadek. Nim jednak do niej dotarliśmy, daliśmy się zwieść tunelom.
Znalazłam się w niewielkiej jamie, przez małą szczelinę przebijało się słońce, a całość okalały pnącza i liany.
-Tą grotę znalazłem. Ale myślę, że jest ich więcej. - ostatnio w Minsie zaszła jakaś zmiana, był pewniejszy siebie, i tego co mówi, swoich zachowań.
Przytaknęłam.
-Ale teraz chcę ci pokazać strażnice, jaką zrobiłem. - kąciki warg leciutko powędrowały w górę.
Byłam pełna wątpliwości, strażnica była dość wysoka, a on nie zbudował niczego, po czym można było się tam dostać.
- Spokojnie, wiem co robić. Daj mi rękę i teleportuję nas.
Szczerze... Wahałam się. Mimo wszystko, mimochodem podałam mu rękę. Jego skóra była zimna, mimo wysokiej temperatury na zewnątrz i szorstka, jednak nie wyrwałam się. Przymknęłam oczy, poczułam, jak rzeczywistość się zarywa, a wszelkie prawa fizyki zostają obalone.
Wszystko ustało, więc otworzyłam oczy.
W sumie, nie byliśmy jakoś specjalnie wysoko, dało radę by się tu wdrapać, albo zamieniając w inne zwierzę, przelecieć.
  Zaczęłam go wypytywać, najwięcej o budowę strażnicy, jednak później rozmowa zeszła na bardziej przyziemne tematy. Zbliżał się powoli zmierzch, więc pożegnałam się i pobiegłam do jaskini.
Żelazna ręka na wszystkim, to nie takie proste, nawet, jeśli chodzi o dopilnowanie kilkunastu istot.
Koniec końców, miałam swoich doradców, pomocników, więc, gdy jedynym światłem, które dawało leciutki blask, był księżyc, ruszyłam na tereny powietrza.
Moja trasa przebiegała przez Górę  Huraganu, jednak nie zamierzałam wchodzić na górę, do czasu, gdy nie usłyszałam szeptów.
Dwoje kochanków wpatrywało się w gwiazdy ze znajomym, sielankowym wyrazem twarzy. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, iż on pochodził ze światła, a ona z powietrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz