środa, 21 sierpnia 2013

(Wataha Mroku) od Meyrin

Kiedy wreszcie pozbyłam się zagadkowej krwi, wróciłam do pokoju. To dziwne... W grocie spędziłam całą noc. Nie czułam się zmęczona, ale miałam przeczucie, że jeśli się położę spać to obudzę się tylko bardziej wycieńczona, więc obrzuciłam łóżko niechętnym spojrzeniem.
Podeszłam za to do biurka i podniosłam łuk, po chwili niezdecydowania wzięłam również pochwę z mieczami. Nie wiadomo co się może przydarzyć.
Skoro jest zapewne wczesny ranek, to mogę na coś zapolować i zrobić zapasy, a potem pogadać z Alfą na temat urządzenia jakiegoś paleniska, bo wolałabym upiec sobie na rożnie mięso, niż jeść surowe w ludzkiej postaci.
Na razie mogę zrobić improwizowane, gdzieś w lesie...
Spokojnie przeszłam przez pomieszczenie łączące groty i pełniące coś w funkcji korytarza, a przy okazji przywitałam się z Aurorą i Lovely Loyal.
Gdy byłam już poza jaskinią wybiegłam, aby odnaleźć jakąś zwierzynę.
Moje oczy szybko wypatrzyły stada jeleni i sarn.
Uważnie oceniłam, który byłby najbardziej pożywny i wzrok mi padł na młodego, lecz już masywnego osobnika. Szybko zdjęłam łuk z ramienia i wymierzyłam. Odczekałam około sekundy oczyszczając mój umysł z wszelkiej wątpliwości i wypuściłam strzałę.
Nie patrzyłam czy trafiła, tylko szybko sięgnęłam po kolejną.
Zamierzałam spróbować zestrzelić jak najwięcej sztuk, zanim stado się wypłoszy.
Teraz już nie mierzyłam tak dokładnie, tylko wypuszczałam co kilka sekund.
Jednak te zwierzęta nie są wcale takie głupie, więc zwiały po 15 sekundach.
Ostatecznie zdobyłam pięć sztuk. Zaczęłam, więc gromadzić kamienie, aby otoczyć ognisko i zrobiłam prowizoryczny rożen, a potem rozpaliłam.
Szybko zajęłam się przygotowaniem mięsa do pieczenia, podczas gdy ognisko dopiero powoli zaczynało przybierać zamierzone kształty, od płomyka do czasu, aż wszystko ładnie się paliło nadając świerkowy zapach.
Trochę jak przyprawy... Ciekawe czy to wpłynie na smak lub aromat jedzenia.
Ostatecznie zrobiłam całą piątkę zwierzątek i ich mięso, a potem zrobiłam facepalma.
Mogłam przecież sobie ułatwić pracę, mogłabym rozpalić ognisko za pomocą mojego pioruna, albo zrobić już gotowe mięso (o ile nie pojawiłby się u mięsa samozapłon).
Ale i tak było nieźle.
Miałam jedzenia na około tydzień, czyli mogę z łatwością podzielić się tym z innymi lub mieć zapasy na jakiś czas.
Zgasiłam ognisko, nie chcąc spowodować pożaru i zaczęłam cierpliwie przenosić kilka razy mięso i tym razem w grocie nie natknęłam się na nikogo.
Byłam już troszkę zmęczona, ponieważ minęło trochę czasu, ale i tak wciąż odczuwałam wielką niechęć do snu... Bardzo wielką.
Ale chyba lepiej się położyć, niż zemdleć ze zmęczenia.
Odszukałam piżamę w komodzie i ją założyłam na siebie.
Położyłam się w łóżku i zamknęłam oczy.
Przez kilka godzin nie mogłam jeszcze zasnąć, aż w końcu około godziny zero udało mi się przysnąć i wiedziałam, że lepiej byłoby mimo wszystko nie spać, tylko odnaleźć kogoś kto by dał mi jakąś miksturę na wzmocnienie. W sumie to tylko przyspieszałam ciąg wydarzeń, a nie wiadomo czy na końcu nie czeka mnie śmierć.
"Obudziłam się w białej sali. Nie wiedziałam jak się tutaj znalazłam. Ostatnie co pamiętałam to jak jakaś dziewczyna imieniem Cassandra sprawiła, że paliły mi się wnętrzności i zemdlałam.
Co on wtedy powiedział... Ten czarny basior... Że ona paraduje zawsze ze swoim talentem...
Jakikolwiek to nie był talent, na pewno był bardzo użyteczny.
Spojrzałam za siebie i zrobiło mi się niedobrze... Średniowieczne narzędzia tortur nie leżały w moich gustach. Stanowczo nie... Wolałam tradycyjne zagrywki: wybieraj mówisz mi co chcę albo giniesz.
To było okropne, jakoś nigdy nie mogę się przyzwyczaić jak to nieestetycznie wygląda.
Nagle poczułam kogoś obecność za sobą.
Gwałtownie się odwróciłam.
 - Powinnaś odzyskać przytomność za jakieś dwa dni - powiedziała zdziwiona dziewczyna, a Cassandra konkretnie. Ta która mi to zrobiła...
Milczałam spokojnie, uważnie oceniając jej zdolności bojowe.
Nie wiedziałam na co ją stać, ale chyba wolała walki długodystansowe, bowiem nie miała przy sobie żadnego miecza ani łuku, chyba, że miała pewność, iż jest bezpiecznie.
 - Wypuścisz mnie stąd - powiedziałam cicho. - Albo uczynię twoje życie piekłem, aż po jego kres.
 - Wojownicza jesteś - roześmiała się. - Nie masz nawet broni , ale za to masz charakterek. Teraz wiem, dlaczego chcieli, abyś się do nas przyłączyła. Użyli nawet sztuki porwania ze snu.
"Sztuki porwania ze snu"? Nie miałam pojęcia co to było, ale warto zapamiętać.
 - A skąd wiesz, że nie mam broni? - Spytałam się. - Skąd wiesz, że to nie jest pułapka?
W mojej dłoni zmaterializowała się strzała.
 - Nawet rzut nią może być niebezpieczny, mają niezwykle ostre groty... Chcesz wypróbować?
Cofnęła się trochę.
 - I co teraz? - Zapytała. - Zniknę zanim mnie trafisz.
W sumie to nie przemyślałam co dalej...
 - Wypuść mnie - rozkazałam.
 - To nie ja tu rządzę - odparła. - Jestem tylko pionkiem, związanym kontraktem.
 - A ja niby czym? - Mruknęłam.
 - Masz predyspozycję zostać królową - odparła. - Dlatego ciebie potrzebujemy.
 - Czy to jest jakaś chora gra w szachy? - Zapytałam. - Kto jest królem?
Nie odpowiedziała.
 - Tak właściwie to ty powinnaś odpowiadać na nasze pytania i żądania - wskazała na machinę tortur.
 - Czy naprawdę musimy? - Zapytałam się. - Mi odpowiada ta przyjacielska pogawędka z wzajemnym wymierzaniem w siebie broni.
Strzała w moich rękach zniknęła.
  - A więc co chcesz wiedzieć? - Spytała się. - Niekoniecznie odpowiem, ale może będziesz mieć szczęście.
 - O co chodzi z tymi pionkami? - Spytałam.
 - Jest król - powiedziała. - On może zawiązywać kontrakty z różnymi istotami i w zamian za życie i służbę jemu lub jej daje ci umiejętność, chociaż nieraz lubi jak mamy wrodzone i czasami trzeba spełniać niektóre predyspodycje.
 - Jaką umiejętność ma wieża? - Zapytałam.
 - Siłę. Goniec leczenie i wskrzeszanie. Królowa ma potężną siłę rażenia, skoczek jest rycerzem.
 - A pionek? - Zapytałam.
 - Pionek może mieć promocje na inne figury w razie potrzeby, ale i tak nie dorówna im całkowitym umiejętnościom.
 - Kto jest królem? - Spytałam raz jeszcze.
Milczała, ale po chwili powiedziała.
 - Wkrótce się z nim spotkasz - zamyśliła się. - A wtedy się prawdopodobnie już nie obudzisz w tamtym świecie.
 - Czyli w moich snach to będzie...
 - Jeden, dwa, maksymalnie trzy, jeśli nic z tym nie zrobisz.
 - Dlaczego mi to mówisz? Czy bezpieczeństwo nie byłoby większe, gdybyś milczała?
Wskazała na moją ręke, była na niej hologramowa bransoleta, a po chwili znikła.
 - I tak nie uciekniesz - wyjaśniła. - Mając to nie uciekniesz, a pozbyć się tego nie da."
Obudziłam się z jeszcze gorszym chumorem. Jak dużego można mieć pecha. Nabawiłam się rozdwojenia rzeczywistości, przez odrodzenie w tym ciele, a teraz to.
"Sztuka porwania ze snu".
Aoime wpadła do mojego pomieszczenia niczym burza.
 - Polowanie na mamuta. Na zewnątrz chcę cię widzieć.
 - Mogę sobie to darować? - Spytałam. - Zapasy mam, a niezbyt dobrze się czuję.
Nie kłamałam, psychicznie byłam w BARDZO fatalnym nastroju.
Zmierzyła mnie uważnym wzrokiem, jakby oceniała czy czegoś nie knuję, a potem powiedziała:
 - Jak chcesz.
 - Dzięki - powiedziałam i poczekałam, aż wyjdzie.
Gdy tylko zniknęła z pokoju na paluszkach podkach podeszłam do biblioteczki i wyjęłam szereg ksiæżek o snach, mając nadzieję, że będzie tam coś pożytecznego. Zaniosłam je do groty z jeziorem lub raczej wolno płynącą podziemną rzeką i wrzuciłam do łodzi. Sama też weszłam i usiadłam wygodnie, a następnie otworzyłam pierwszą z ksiąg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz