Kiedy Aurora była już bezpieczna, a ja mogłam już w miarę jasno myśleć, znowu usiadłam na drzewie. Patrząc na ten chaos przez myśl przeszła mi jakaś piosenka, ale z drugiej strony tutaj raczej nie zaśpiewam, a mój instrument...
Jako, że już byłam jako człowiek, uniosłam tylko rękę, a na niej zmaterializowała się harfę, ale nie poprawiło mi to jakoś humoru. Nie jest potrzebny mi... Akurat ten instrument... Gitrara byłaby lepsza, jeszcze najlepiej elektryczna.
Nagle miałam wrażenie, że zaczęła zmieniać kształt, ale po chwili ześlizgnęłam się z drzewa i jedną ręką chwyciłam instrument, a drugą trzymałam się w gałęzi. Zrezygnowana brakiem możliwości zagrania i śpiewu w takiej pozycji zamachałam skrzydłami i wróciłam do mojej poprzedniej pozycji, przy okazji sprawiając, że harfa zniknęła.
Ogólnie to tylko ubezpieczałam wszystkich z drzewa i to nie był pomysł Alfy, tylko mój. Ostatecznie powinnam być tam na dole.
- W tym świecie panuje prawo dżungli - zacytowałam wers z piosenki, uprzednio go tłumacząc, po czym dodałam od siebie. - Przerywane chwilami pokoju. Zawsze, gdzieś toczy się wojna. Nie ma prawa, aby na tym niedoskonałym świecie był choć jeden dzień, gdzie nikt nie musi walczyć. Jeśli nie ma walki w Forever Young, zawsze będzie walka poza.
Heh... Zabrzmiało to, jakbym mogła zostać filozofką, a to na 100% nie jest zajęcie dla mnie, ale lepiej powinnam wrócić do mojego problemu.
Którą "Meyrin" teraz byłam? Chyba tą dwójką razem, przynajmniej dopóki mamy zgodną wolę, a gdy się jedna zaczyna buntować pojawiają się problemy i utraty świadomości dla jednej z nas.
Ziewnęłam i ocknęłam się z zamyślenia, patrząc na pole bitwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz