Patrzyłem jak wieśniacy gotują się do ataku na Rapix. Chciałem wyskoczyć zza krzaków, ale pomyślałem, że nie byłby to najlepszy pomysł. Z doświadczenia wiedziałem, że spanikowani ludzie byli nieprzewidywalni. Jedynym sposobem na ochronę Rapix była...przemiana. Gdy jeden z mężczyzn złapał za widły, a inny za pochodnię, nie zastanawiałem się dłużej. Z trudem przeobraziłem się w człowieka. Osiemset lat przerwy to jednak dużo. W końcu stanąłem pewnie na dwóch nogach. Na sobie miałem trochę przestarzałe ubrania, ale miałem nadzieję, że nie wezmą mnie za ducha czy coś równie irracjonalnego. Wychynąłem z krzaków. Wieśniacy spojrzeli na mnie, zmieszani.
- Rapix, czy coś nie tak? - zapytałem, próbując wyglądać i brzmieć dumnie.
- Nie, już wszystko dobrze, prawda? - uśmiechnęła się ciepło do matki chłopca.
- Tak, tak. - przytaknęła pospiesznie kobieta.
- Czy macie tutaj jakiegoś zielarza? - zapytałem, starając się brzmieć trochę cieplej, ale w głębi duszy czułem pogardę dla wszystkich ludzi.
- To ja. - powiedział staruszek, stojący jak dotąd z tyłu. Wieśniacy, znudzeni gadką rozeszli się do swoich prac.
- Potrzebuję ziela Alaxu. - podszedłem do niego.
- Hmmm, Alax, Alax... - mruczał staruszek, idąc do swojego domu. Uśmiechnąłem się do Rapix, która wyglądała jak zahipnotyzowana. Otrząsnęła się i ruszyła za mną. Stanęliśmy na ganku. Po chwili zielarz wyszedł z domu z małym zawiniątkiem. W powietrzu rozszedł się charakterystyczny zapach.
- Ile jestem winny? - dopiero po zadaniu tego pytania zorientowałem się, że przecież nie mam żadnych pieniędzy.
- Weź to, dobry człowieku. To prezent ode mnie, za uratowanie mojego jedynego wnuka. - powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję - spojrzałem na Rapix. Jej mina mówiła "Jasne! Dziękujcie jemu! O mnie nikt nie pamięta!". Poszliśmy z powrotem do lasu, nie chcąc zostawać wśród ludzi dłużej, niż to było konieczne.
- No to mamy ziele, możemy zmazać ci te znaczki. - powiedziałem z uśmiechem, przemieniając się w wilka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz