sobota, 17 sierpnia 2013

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Nie mogłem uwierzyć że Scythe umarł. To przecież jakaś chora zabawa, psychiczny żart jakiegoś szaleńca.
Nie chciałem powiedzieć Aoime o tym wydarzeniu bo wiem że się kochani ale... stop. Od kiedy jestem taki uchh ,,uczuciowy"?
No bez przesady. Zamieniłem się w człowieka, założyłem swoją maskę obojętności i wstałem. Nagle usłyszałem odgłosy walki. Tak wiem, naokoło mnie szalała wojna, ale to nie była zwykła walka, tam był pojedynek jednych z alf.
Zrobiłem kilka kroków by zobaczyć kto to i ujrzałem Aoime walczącą z Sunshine.
Alfa Mroku była mocno poraniona jak druga, ale alfą ognia zapanował szał. Postanowiłem pomóc wilczycy mroku. Wyjąłem ostrze, zanim rzuciłem krzyknąłem:
- Padnij! - ta się rozpłaszczyła na ziemi, a broń wbiła się idealnie klatkę piersiową. 
- Dziękuję. - jęknęła wadera ognia i usunęła się na ziemię. Podszedłem do martwej dziewczyny, skopałem ją ostatni raz i splunąłem z obrzydzeniem. Przeniosłem wzrok na drugą wilczycę której pomogłem.
- Aoime... muszę ci o czymś powiedzieć. - Teraz będzie najgorszy moment, nie mogłem na nic spojrzeć na choć dwie sekundy, a mój głos zmienił barwę i stał się słabszy i chrypliwy. Dziewczyna skinęła głową i wbiła wzrok w moje ręce.
- Scythe... on nie żyje. -Powiedziałem prosto z mostu.
Wilczyca zrobiła wielkie oczy ale nic nie powiedziała. Uznałem ze powinienem odejść, i tak też zrobiłem.
Wolnym krokiem podszedłem do drzewa po za zasięg ciekawskich oczu. Gwieździste niebo okalał księżyc w pełni głosząc że koniec tych zmagań.
Moją nogę przeszył straszliwy ból. Złapałem się za tą kończynę i podniosłem kawałek bojowych spodni by ujrzeć dokładnie ranę.
Od kostki, przez całą łydkę aż po kolano ciągnęła się dość głęboka ale mocno krwawiąca rana.
-Kurwa. -Syknąłem. Wcześniej nie czułem bólu bo miałem adrealinę we krwi ale teraz jak spotkanie się kończyło wszystkie drobne, niedrobne rany się odzywały.
- Rzućcie broń! - Krzyknęła w pewnym momencie Aoime. Przeniosłem tam wzrok i zobaczyłem jak ta stoi na środku polany naprzeciwko Perrie. Mimowolnie moje kąciki ust poszły w górę. Aoime jest dobrą alfą. Westchnąłem, zakryłem ranę i przykuśtykałem do wadery, po drodze dołączyła do mnie Kiche.
Miałem nadzieję że nikt nie zobaczył że dziwnie chodzę ale to nic.
Ze zdziwieniem Kiche patrzyła na ręce Ao ale nie ja, widziałam że miała te małe ubytki walcząc z Sunshine. Spojrzałem na jej twarz i się zapytałem wraz z moją partnerką:
- Co? Jak to? - Dziewczyna zachichotała i odrzekła:
- Tak to, wygraliśmy.
Przybrałem maskę nieprzytomnego ale trudno ją zrobić kiedy noga Ci napierdala niemiłosiernie. Odwróciłem się i zacząłem zwołać wilczyce które mi pozostały. Niezbyt wiele.
Nagle niebo rozświetlił piorun a na ziemię padł rzęsisty deszcz. Spojrzałem w górę pozwalając by woda obmyła mnie z całej krwi.
-Idźcie do jaskini i odpocznijcie. -Powiedziałem. Wadery przytaknęły i zaczęły iść we wskazanym kierunku.
Ta natomiast zacząłem powoli iść na Wietrzne Urwisko.
Nie miałem siły iść w ludzkiej postaci więc zmieniłem się w wilka po dobrym kilkuset metrach.
Padłem na brodę od razu. Noga rozsadzała mnie strasznie.
-Kurwa ciekawe kto mi zrobił taką ranę bo sobie nie przypominam. -Mruknąłem i zemdlałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz