To było niesprawiedliwe. Widziałam jak Mins i Aoime walczą w ludzkiej postaci... A ja nie miałam żadnej broni. Zrezygnowana wróciłam na swoich skrzydłach na drzewo i pozbierałam resztki mojej pierwszej gitary, a one zniknęły. Potem skupiłam się na przywołaniu harfy, a ona na szczęście się pojawiła w futerale.
Mogłam odetchnąć z ulgą.
Już miałam sprawić, że pudełko zniknęło, ale nagle usłyszałam dziwny brzdęk w jego środku. Jakby... metalu.
Po chwili wahania otworzyłam futerał, ale harfa nie mogła wydać takiego odgłosu, byłby bardziej melodyjny, a niczego innego tutaj nie było.
- Hmm... - Mruknęłam zdegustowana.
"Daj mi przejąć całkowicie kontrolę" zaoferowała się bezuczuciowa ja.
"Nie wierzę ci" odparłam.
"Przecież jestem tobą" zaprotestowała.
"A ja mam nieraz charakter niczym chodząca szelma" odparłam.
"Ale chyba sobie zaufasz?" zapytała.
"Właśnie sobie nie powinnam ufać najbardziej" odparłam kończąc myślową dyskusję.
"Czyli musimy działać razem?" obydwie miałyśmy odruch wymiotny na samą myśl o tym.
"Chyba tak" westchnęłam. "Na to wynika. A masz pomysł co do tego?"
"Może drugie dno?" Rzuciła hipotezę. "Ukryty przedział?"
"W sumie to możesz mieć rację" zgodziłam się. "Wtedy musi tu być jakaś przekładnia."
Przez około pięć minut szukałam sposobu, aby odkryć mały schowek, aż w końcu znalazłam.
- Mam - powiedziałam podekscytowana.
- Co się tak lenisz? - Usłyszałam z dołu Aoime.
- Za chwilę - odparłam i skupiłam się na delikatnym odkryciu przegrody.
- Łuk! - Wykrzyknęłam zachwycona. - I strzały!
"To nie koniec" powiedziała w myślach druga ja.
"Jeszcze coś?" zdziwiłam się.
"Tam jest pochwa" oznajmiła.
"Dwie pochwy" poprawiłam ją.
Sięgnęłam ręką głębiej i odniosłam wrażenie, że mogłabym się schować cała w tym futerale i jeszcze by mi miejsce zostało. Ta harfa miała prawie półtora metra wysokości, a więc z łatwością by się coś tam jeszcze zmieściło.
Podekscytowana włożyłam rękę głębiej i wyciągnęłam trzy pochwy.
"Sztylet" oceniła.
"Co?" zapytałam się.
"Ta mała pochwa zapewne zawiera sztylet" wyjaśniła mi.
"A te dwie duże to miecze" stwierdziłam.
"Brawo Królowo Oczywistości" stwierdziła sarkastycznie.
"Nie moja wina, że się o wszystko czepiasz" fuknęłam.
"Są to miecze dwuręczne" stwierdziła całkowicie mnie ignorując. "Wyglądają na starożytne."
"Skoro są starożytne, to pewnie są okropnie zapuszczone" skrzywiłam się.
"Nie doceniasz sztuki" oburzyła się. "Tamte czasy przeminęły już dawno, nikt nie zrobi takich mieczy..."
"Oprócz mnie" przerwałam jej wypowiedź. "Umiem wykuwać miecze nie do złamania i co z tego? Takie jak ten nie byłyby problemem... Kiedyś się tym zajmowałam. Dawno."
"Oj wiem... Wszystko przez tą reinkarnację, ale dlaczego nie podzieliłyśmy się tym faktem z innymi przed wojną?" zastanowiła się.
"Ponieważ na pewno każdy chciałby niezniszczalny miecz" odparłam. "A mi się ich robić nie chce, podobnie jak tobie."
"Masz rację" stwierdziła.
"No ba, "KRÓLOWO OCZYWISTOŚCI" odgryzłam się jej za tamten komentarz.
Wyjęłam miecze z pochew i obejrzałam łuk.
- Platynowe. Białe złoto - mruknęłam z uznaniem. - Tylko, że ja jestem z mroku.
Miecze były jednak ciekawsze. Jeden czarny, drugi jasny niebieski.
- Ale mimo wszystko sobie postrzelam - stwierdziłam. - Aby ranić innych.
Mimo, że wzięłam po raz pierwszy broń do ręki, poczułam jakbym była z nią połączona. Nie miałam pojęcia jak używać łuku, ale to samo przyszło. Włożyłam strzałę, naciągnęłam, wycelowałam, obliczyłam kąt pochylenia, odchylenie od toru podczas lotu, nawet wiatr i ruchy przeciwnika... I strzeliłam.
Jeszcze, gdy wypuszczałam strzałę. Wiedziałam, że był to strzał perfekcyjny. Ostrze grotu utknęło na karku jednego z wilków ognia, który zawył potępieńczo, ale nie umierał, ponieważ nie strzelałam, aby zabić, lecz by ranić. No bo w końcu rannym zwykle ktoś się zajmuje, więc wyłączam z walki więcej niż jednego wilka.
Wsunęłam miecze za pas w sukience i nagle poczułam jak ona się rozdziera.
- Właśnie dlatego nienawidzę sukienek - warknęłam. - Są kompletnie niepraktyczne podczas walki.
Zrezygnowana pochyliłam się nad rozdarciem i pociągnęłam w górę, a następnie w bok, aż utworzyłam sobie mini.
- Mam nadzieję, że tu nie ma zboczeńców - mruknęłam. - Nie cierpię sukienek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz