Wczesnym rankiem wyszedłem z jaskini. Przede mną stała Rosa. Nie zauważyła mnie. Stała na skraju skały i patrzyła w niebo. Na błękitnym niebie świeciło złote, piękne słońce. Gdy tak patrzyłem na Rose, przypomniała mi się historia, jak się poznaliśmy.
Był wtedy cudowny dzień. Z wyglądu taki jak ten. Słońce parzyło swoimi gorącymi promieniami, drzewa szeleściły, a ptaki głośno śpiewały najpiękniejsze melodie. Było tak jak w bajce. Stałem wtedy na łące. Łące pełnej czerwonych maków. Byłem samotny. Wędrowałem po świecie, zaraz po tym jak rozstałem się z moimi rodzicami i stadem. Ale to już dłuższa historia. A więc stałem na łące i gdzieś, daleko zobaczyłem jakiegoś wilka. Szybko pobiegłem w kierunku zwierzęcia. Moim oczom ukazała się piękna samica.
- Kim jesteś ?- zapytała.
W jej głosie można było wyczuć złość.
- Spokojnie... Nie jestem wrogiem, przybywam w pokoju...
- Nie mów do mnie jak do dziecka. Po co tu przyszedłeś ?
- Przypałętałem się tutaj.
- A, skoro nie kłamiesz to co innego... Zacznijmy jeszcze raz. Cześć, jestem Rosa- powiedziała.
- Uff... Już myślałem, że chcesz mi coś zrobić. Ja jestem Metis.
- Nie...
- No to wszytko dobrze- ostrożności nigdy dość- przyznałem jej rację.
- Dobrze, że rozumiesz. Skoro mówisz, że się tu przypałętałeś, to znaczy, że nie masz rodziny, czy stada ?
- Nie... A znasz może jakieś ?
- Tak, sama należę. To wataha Forever Young. Może byś chciał dołączyć?
- Byłoby super.
- Myślę, że Alfa na pewno się zgodzi.
- Mam nadzieję.
I wtedy mnie zaprowadziła do głowy watahy. Zgodzili się !
A ja tak polubiłem Rose. Polubiłem ? To za mało powiedziane ! Chyba się w niej zakochałem... W każdym razie, tak to sobie wmawiałem, aż do czasu, gdy całkowicie sobie zdałem sprawę, że ja wcale jej nie "chyba kocham" tylko kocham. Tak... zakochałem się po uszy i miałe nadzieję, że z wzajemnością.
I teraz stoję tu, za nią. I jestem dumny, dumny, że jest moją partnerką. Kocham ją i od pierwszego wejrzenia czułem, że na pewno coś z tego wyjdzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz