Zdawałam się nie reagować na słowa, które wymierzył mi Shadow.
Opisując mnie, opisywał sam siebie. To było zabawne.
Jednak mimo wszystkiego, byłam coś winna Kiche. Zakradłam się w nocy do czarnego basiora i błagalnym tonem spytałam:
- Gdzie znajduje się Kiche?
- Po co chcesz wiedzieć? - odwarknął.
- Myślałam o akcji ratunkowej, coś w ten deseń. - Spuściłam głowę. - Zależy ci na niej, prawda?
- Owszem.- odparł nadzwyczaj spokojnie.
Wpuściłam i wypuściłam z westchnięciem powietrze. Samiec dziwnie się na mnie popatrzył. Niepokojące.
- Powiesz mi w końcu, gdzie one są?
Chyba się namyślał. W końcu, gdy otwierał pysk jakiś nieznajomy głos go wyprzedził:
- Ja wiem, gdzie są.
Odwróciłam się jak fryga. To był Scythe.
- A zatem prowadź. - skinęłam głową i ruszyłam za basiorem.
Po drodze obudziłam Nikitę, która bez słowa ruszyła za nami. Gdy wychodziliśmy, Shadow sapnął i burknął:
- Czekajcie.
Zaczekaliśmy, aż samiec bez słowa do nas dołączył. Nie byłam zachwycona jego towarzystwem. Pewnie on też naszym.
Ciszę przerwał Scythe:
- Sądzę, że centralną siedzibę mają na Górze Światła, aczkolwiek ofiary trzymają w podziemiach.
- Tyle to już wiemy. - westchnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz