Kiedy poczułam, że jestem na ziemi, od
razu otworzyłam oczy. Długi czas, szłam oparta o Aoime, bo bez niej,
przewracałam się. Teraz leżałam w jaskini, razem z innymi wilkami.
Większości nie znałam, ale domyślałam się, że są z innych watah z
Forever Young, z którymi po prostu nie miałam styczności. Ale wśród
tłumu, zobaczyłam również wilka, którego nigdy, nigdy, ale to nawet w
marzeniach ani w snach nie widziałam. Wstałam i podeszłam do Chiary,
który, jak mi się zdawało, była pół przytomna, ale siedziała. Zapytałam.
- Kim jest ten basior? - Który? - zaczęła się rozglądać. - O, ten tam! - wskazałam łapą. - Aaa! To Scythe. Przed chwilą się dowiedziałam. Był lupusem, ale potem go wskrzesili do tego ciała, czy jakoś tak - wzruszyła ramionami - Teraz należy do Watahy Mroku. - Zaiste interesujące.. - mruknęłam i spojrzałam w stronę wylotu jaskini - Boż... to są.. gwiazdy!!! - wydarłam się na cały głos, przeskoczyłam ponad kilkoma wilkami [trochę się przy tym obijając, bo nie byłam w pełni wybudzona], a wybiegając z jaskini, skoczyłam tak wysoko, że nawet nie wiedziałam że tak potrafię... i... uderzyłam o sufit jaskini, bo podskoczyłam zbyt wysoko. Wszystkie wilki zszokowane spojrzały na mnie jak na opętaną, z wyjątkiem Aoime, która już zdążyła się dowiedzieć, że czasami mi na tym punkcie odbija. Wstałam, mimo iż z czoła trochę mi leciało krwi, i wybiegłam z piskiem na dwór. Zaczęłam skakać, i się wydzierać. Wilki patrzyły na mnie przez pewien czas, a potem popatrzyły na Aoime. - Co?! - spytała - Musicie jej wybaczyć, ona po prostu tak ma... A ja dalej biegłam ciesząc się wszystkim, z czego można się było cieszyć. Potem wróciłam do jaskini, zwinęłam się w kłębek, i zasnęłam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz