Wyruszyliśmy odbić nasze wilki z łap nikczemnych lupusów. Co dziwne Shadow dołączył do nas a nawet nie doszło między nami do spięć. Szliśmy po długim, zimnym tunelu. Wszyscy wędrowali w ciszy. Ja ubezpieczałem tyły, ponieważ jako jedyny wiedziałem, że Lupusy przeważnie atakują od tyłu. Ich strategia była mi dobrze znana, spodziewałem się ataku, kiedy będziemy już na miejscu.
Niestety wilki, które odnaleźliśmy były w strasznym stanie, aczkolwiek nie na tyle złym, by poważnie zagrażało to ich życiu. Spodziewałem się, że lupusy zaraz zaatakują, więc zacząłem się rozglądać i nastawiłem uszu podczas gdy Nikita, Shadow i Aoime otwierali, a raczej rozwalali cele. Razem z oswobodzonymi lecz styranymi wilkami zaczęliśmy opuszczać lochy. Dalej nie było ataku ze strony lupusów, zatrzymałem się i obejrzałem za siebie. Nie domyśliłem się, że zaczną na nas nacierać w postaci gazowej, tak rzadko to robiły za moich czasów, że wcale nie wziąłem tej opcji pod uwagę i to był błąd. Wszyscy zaczęli się krztusić, Aoime wybiegła z osłabionymi wilkami, które opierały swój ciężar na jej boku, lecz nie mogła pomóc wszystkim na raz. Wilki po kolei zaczęły upadać na ziemię. Zostałem i użyłem mojej magii, by walczyć. Wstrzymałem oddech, by nie wciągnąć więcej tego paskudztwa do moich płuc, skupiłem moją energię na powietrzu i zacząłem je oczyszczać. Było przy tym mnóstwo hałasu, z powietrza rozległy się piski i gaz zaczął być widoczny, świecił się od mojej magii. Zaczął kumulować się przy mnie i podgryzać mnie, okropny ból. Stanąłem na tylnych łapach a przednimi zacząłem machać przed sobą, bez efektów. Skupiłem się mocniej i zacząłem bardziej się wysilać. Teraz ja miałem przewagę, lupusy odczuwały coś w rodzaju kopania prądem, była to część mojej magii do walki. Część z nich udało mi się zabić i na ziemię rozsypały się srebrne, błyszczące kuleczki rtęci. Po chwili pozostałe lupusy odpuściły i zmaterializowały się do swojej zwyczajnej postaci. Zostało ich tylko kilka. Były osłabione, więc uciekły, ale wiedziałem, że w ciągu kilku minut wrócą tu w większej liczbie. Te które nas zaatakowały to tylko strażnicy, mało wyszkoleni i prości do pokonania. Tylko ja byłem w tym momencie przytomny, nie licząc alf. Rozejrzałem się, chciałem jak najszybciej rozpocząć działania, ale nie wiedziałem od czego zacząć. Do jaskini ponownie wbiegła zadyszana Aoime, która chciała wynieść resztę wilków. Zobaczyła mnie jak stoję na środku, zmęczony po walce, ale żywy i przytomny. Reszta leżała po kątach bez świadomości z powodu braku tlenu, choć teraz mogli już swobodnie oddychać – powietrze było czyste. Wiedziałem, że będzie ciężko nam we trójkę wynieść pozostałe wilki, a czas gonił, lupusy zaraz tu przybędą, a wtedy będzie pozamiatane. Strażnicy, którzy przed chwilą uciekli poszli zawiadomić całą resztę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz