Zacznijmy od tego, że obecnie nie żyję, moja dusza jest razem z duszą jakiejś wilczycy w dziwnej jaskini. Wszystko to jest bardzo chaotyczne i poplątane. Moja przeszłość jest mroczna i chcę o niej jak najszybciej zapomnieć. Jestem lupusem, ale od niedawna lupusy to moi wrogowie. Jestem sam, nie mam watahy i nie mam przyjaciół. Tak, to ja – Scythe.
Moja stara wataha wraz ze mną zamieszkiwaliśmy ziemie Forever Young od setek lat. Kilka tygodnie temu wytropiliśmy tutaj wilki. To oczywiste, że chcieliśmy zachować te ziemie dla siebie. Inne lupusy nawet nie dopuszczały do siebie myśli, że możemy je z kimkolwiek podzielić. Lupusy chciały władać tym miejscem, oraz zmienić je w prawdziwy raj dla metalu. Alfa uważał, że drogę do władzy może w przyszłości zablokować biała wilczyca (nie znam jej imienia), ta której dusza jest teraz ze mną w jaskini. Więc postanowił, że trzeba ją zabić. Ponieważ byłem wtedy na bardzo wysokiej pozycji w watasze, a między innymi byłem samcem Beta. Dlatego alfa wybrał właśnie mnie, do zabicia „ Białej Wilczycy”. Nie chciałem tego zrobić. Fakt faktem – zabiłem już tysiące różnych wilków i lupusów, ale od pewnego czasu postanowiłem przestać i zmienić się. Nie wiem do końca dlaczego powstało we mnie to „światełko”. Było to swego rodzaju oświecenie, dzięki któremu zacząłem się poważnie zastanawiać nad życiem i śmiercią. Nie ważne. Ponieważ nie chciałem zabić tej wilczycy – sam zginąłem. Stało się to około tydzień przed śmiercią białej wadery. Wracając do sprawy: ja zostałem zabity przez alfę, natomiast on sam postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wkrótce po mojej śmierci zginęła również wilczyca o której tu mowa. Tak się składa, że magiczna jaskinia zachowała dusze nas obojga.
czwartek, 28 lutego 2013
(Wataha Mroku) Od Kariad
Więc jak się tu znalazłam? To dobre pytanie. Samotnie wędrowałam przez Les Udręki idąc w stronę Polany Nicości, przy której miała bieg rzeka, spełniająca rolę wodopoju. Gdy dochodziłam do rzeczki ujrzałam dwa obce mi wilki. Czym prędzej schowałam się przy najbliższym drzewie, aby samice mnie nie zobaczyły. Starałam się za bardzo nie wychylać zza gęstwiny drzew, ale zżerała mnie ciekawość i nachodziły mnie myśli, o czym wilczyce rozmawiają. Niestety trafiłam na koniec ich rozmowy, usłyszałam słowa jedenej z nich, ale bardzo mnie zaintrygowały. Wilczyca nazywała się Aoime i władała Iluzją... Nie spodziewałam się, że ktoś oprócz mnie ma jakieś magiczne moce. W pewnej chwili wzrok jednej z nich został skierowany ku mnie. Byłam pewna, że mnie zauważyła, więc wyszłam z zarośli.
Atena - Wataha Wody
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Wyrocznia
Żywioł: Woda
Moce: Włada wodą, potrafi rozmawiać z duchami (sama nim jest)
Charakter: Nikt go nie zna
Rodzina: Mama
Hera, tata Zeus, bracia Ares i Hefajstos, ciocia Hestia i Demeter, wujek
Hades i Posejdon, kuzynka Kora, żona Hefajstosa- Afrodyta i jego syn
Herakles
Partner/Partnerka: Szuka
(Wataha Ziemi) od Kiche
Samica urzekła mnie swoją osobą. Wydawała mi się podobna do
mnie z charakteru. Należała teraz do mojej watahy. Obserwowałam uważnie Shadow’a…
czyżby zazdrość? Rozmawiał z nią tak delikatnie i czule. Chyba spodobało im się
przebywanie ze sobą. Zastanawiałam się czy moja grupa coś upolowała, jeśli nie –
byli skazani na klęskę. Zamknęłam oczy, tak bardzo chciałam zasnąć, nie myśleć
o tym, ale jednak nie mogę. Nie chciałam już tak leżeć. Chodziłam dookoła ścian
i z rozpędu uderzyłam w jedną z nich. O dziwo ona rozpadła się i powstał niby
tunel. Wszyscy spojrzeli w moją stronę.
- Chodźcie za mną. – Zawołałam i poszłam przodem.
Szliśmy długi okres czasu. Nagle na drodze stanęła biała
wilczyca. Zatrzymałam się.
- Kim jesteś? Zapytałam ją. Shadow spojrzał na mnie ze
zdziwieniem.
- Do kogo Ty gadasz ? – Spytała Perrie.
Domyśliłam się, że to duch.
- Stójcie – Powiedziałam i podbiegłam bliżej. Powtórzyłam
pytanie – Kim jesteś?
- Waszą zgubą – Zaśmiała się i zniknęła.
- Mamy problem. – Odpowiedziałam i odwróciłam się do
zdziwionych kompanów – Ja idę przodem, Shadow po mojej prawej a Perrie po
lewej. W środku idzie Saris. Zgodzili się. Nie chciałam by ktoś z nas zginął.
Nagle dotarliśmy do jaskini podziemnej. Przepływała tam przez sam środek rzeka
rtęci.
- To ich nora widocznie – Perrie zwiedzała z zaciekawieniem ową
jaskinię.
- Czyli mogą być ich nawet setki przez tą rzeczkę – Shadow spojrzał
na mnie. „Co teraz…” pomyślałam. Nagle usłyszeliśmy kroki.
-Schowajcie się. Ja dam radę – Warknęłam cicho. Wszyscy
posłusznie wykonali rozkaz. W głębi tunelu zauważyłam dwa wilki rtęci.
Spojrzały na mnie i od razu zaatakowali. Stworzyłam z ziemi
wilki podobne do mnie. Jedna bestia zdezorientowała się całkowicie. Skoczyła na
jednego z nich i gdy tylko zatrzasnął kły
- wilk z ziemi wszedł do żołądka wilka rtęci. Ten się udusił i skonał.
Gdy przyglądałam się temu widowisku kompan zdechłego wilka rzucił się na mnie.
Nie zdążyłam zareagować i ugryzł mnie w szyję. Czułam jak ucieka ze mnie cała
energia. Uratował mnie Shadow. Odepchnął wilczura i zgładził go. Wstałam i
podziękowałam mu. Myślałam, że to koniec jednak… myliłam się. Z nieznanego mi
powodu zemdlałam. Gdy ocknęłam się zobaczyłam wszystkie wilki z watahy Aoime.
Leżały bezbronne. Spojrzałam na Shadow’a. Miał rozcięte skrzydło. Na jego łapie
zobaczyłam rtęciową „bransoletkę”. Nie wiedziałam co ona oznacza. Miałam ochotę
się do niego przytulić. Nie wiedziałam co teraz z nami będzie. Wiedziałam
jedno, że jak tak dalej pójdzie nigdy się stąd nie wydostaniemy
Spojrzałam na łapy innych wilków. Miały takie same kajdany
jak Shadow. Jedynie ja nie miałam… zaskoczyło mnie to. Nagle wszedł wielki, potężny
wilk rtęci. Spojrzał na mnie i rzekł:
- Obudziłaś się w końcu. Chodź.
Nie wiedziałam dokąd
mnie zabiera. Szłam za nim posłusznie. Nie chciałam jakichkolwiek kłopotów.
Weszliśmy do wielkiej Sali gdzie było około stu wilków owego metalu. W samym
centrum siedział Basior. Gdy ujrzał mnie, od razu zawył, zrobiło się cicho.
Wszystkie wilki oddały hołd bestii stojącej na środku. Ten jednak nie zważał na
nich uwagi. Spojrzał mi w oczy i zapytał :
- Pani godność?
- Kiche. Opiekunka Ziemi. Co Ty nie wiesz kogo łapiesz?!
Wilk zachował się tak jakbym była dla niego ważna. Jednak z drugiej strony
traktował mnie ja poddaną.
- O… Kiche. Pani Ziemi, mamy do Ciebie sprawę.
- Czego chcesz?
- Pomożesz nam zawładnąć wszystkimi ziemiami które leżą w
pobliżu. Jeżeli się zgodzisz nikt nie zostanie zabity.
Nie wiedziałam co robić, chciałam by moi przyjaciele byli
szczęśliwi…
- Zgoda..
Rzekłam przerażona. Wilk był dumny ze swojego dzieła.
Nagle usłyszałam piski z Sali gdzie znajdowały się
uprowadzone wilki. Wraz z „Alfą” rtęci pobiegliśmy tam. Na środku stał Shadow i
kiedy próbował użyć swojej magii, bransoletka zaciskała się mocniej. Lupus
zaczął się śmiać i rzekł :
- Wolisz sobie łapę zmiażdżyć, niż się uspokoić?
Shadow spojrzał na mnie. Nie rozumiał, czemu nie atakuje
Basiora rtęci.
- Kiche, nic Ci nie jest? – Shadow jak zwykle opiekuńczy
spytał mnie Chciałam mu odpowiedzieć lecz wilk metalu zakazał rozmów z
uprowadzonymi a sam odpowiedział:
- Nic jej nie będzie . Ty lepiej uważaj na siebie.
Shadow wyczytał mi w myślach o co chodzi. Nie chciałam patrzeć na watahę mroku ani Shadow’a
więc ruszyłam w stronę „Sali konferencyjnej”. Podeszła do mnie wadera rtęci
popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała :
- Chodź oprowadzę Cię skoro masz nam pomóc.
Dzięki Eurece dużo się dowiedziałam. Tu, gdzie przebywałam
było to tylko jedna trzecia watahy. Tym dywizjonem rządził Killed. Pogodziłam
się z losem, skoro mam im pomóc niech tak będzie, tylko aby Aoime była to
ostatnia ofiara.
- Pomagają nam wilki magii ale im lepiej nie wchodź w drogę.
Po paru minutach zostawiła mnie samą. Mogłoby się wydawać,
że mogłabym uciec ale bałam się o istoty żyjące w Forever Young. Postanowiłam
wbrew rozkazom Killeda odwiedzić Shadow’a.
- Spróbuję coś zrobić z tym, wszystko będzie dobrze. –
Zapewniałam go. Jednak ten nie był tego pewny. Przytuliłam go i szepnęłam:
- Bądź dzielny.
Jednak Shadow nie zdążył odpowiedzieć, do Sali wszedł
strażnik Ich. Poznałam go dzięki wilczycy rtęci. Popchnął Shadow’a i kazał mu
iść na przód, w stronę Sali konferencyjnej. Szłam za nimi. Nie chciałam by
Shadow’owi się coś stało. Gdy byliśmy już na środku Sali konferencyjnej
przyszedł Killed. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Shadow’a i rzekł:
- Ty masz przymierze z nami więc ja w imię Twoje zabiję tego
nieśmiertelnego.
Oburzyłam się.
- Powiedziałeś, że już nikogo nie zgładzisz.
Stanęłam między Shadow’em a Killed’em. Killed nie wyglądał ja wilk rtęci. Był chudy
ale wysoki. Może był chytry i cwany ale dotrzymywał słowa. Na jego czarnym
futrze ułożone były skrzydła połączone łańcuchami. Widocznie kiedyś żył w
niewoli u innych watah. Wydawałoby się, że wódz takiego dywizjony musi być
doświadczony, a Killed miał zaledwie 3 lata.
- Jak wolisz. – Załamałam się. Shadow był w szoku.
- To zrobimy tak… Zobaczymy który wygra… Ty możesz używać
magii, ja nie wchodzisz w to? – Killed powiedział do Shadow’a.
- Wchodzę.
Zaczęła się bitwa
środa, 27 lutego 2013
(Wataha Powietrza) Od Rapix
Stało się , Aoime nie żyła , a ja ...ja
miałam przed oczyma jej twarz. W jednej chwili wróciły wspomnienia moich
bliskich , może nie znałam Aoime zbyt długo , ale również uroniłam łzę
żalu , że odeszła.
Byłam w szoku gdy mi o tym powiedziano , może nie było to rozsądne , ale chciałam być sama , wzbiłam się w powietrze i wylądowałam na Górze Huraganu , usiadłam i zawyłam najgłośniej jak potrafiłam , była to oznaka szacunku , poczułam się tak jakby to wycie oczyściło moją duszę. Patrzyłam na księżyc i odezwał się do mnie cichy głos , który twierdził , że jest jeszcze nadzieja. Głos niósł ze sobą echo , które ciągle powtarzało "jest jeszcze nadzieja". Byłam zdezorientowana , na początku nie wiedziałam o co chodzi , jednak siedziałam jeszcze długo i dotarło do mnie , że może tutaj chodzi o Aoime. Czy to znaczy , że ... ona żyje ? No tak , chociaż ciało umarło dusza żyje ! Olśniło mnie. Może któryś z wilków jej pomoże ! ... |
||
(Wataha Świata) od Nikity
Kiedy zniknął mi z oczu Shadow, wraz z Perrie i Kiche, chciałam się rzucić im pomóc, lecz Kovu mnie powstrzymał:
-To nie ma sensu, na nic nie przyda im się twoja śmierć.
Mimo, że wszystkie nerwy były napięte w moim ciele, powstrzymałam się od skoczenia im na ratunek, miał rację. Jedyne co mogę zrobić to czekać, ale mimo wszystko... Odwróciłam głowę, nie mogłam na to patrzyć, jak są tuż obok, a ja nie mogę im pomóc.
Odwróciłam się od całej sceny i odbiegłam jak najdalej na oślep z miejsca w którym to się stało. Brnęłam przez kolejne miejsca, aż trafiłam na Świątynie Oświecenia na terenach mojej watahy, spojrzałam zrozpaczona na wielką wyrzeźbioną postać na ścianach zewnętrznych budynku wykonanego z marmurowych oraz drogocennych kamieni.
-Co ja mam zrobić- krzyknęłam zrozpaczona i weszłam, mając nadzieje, że nikt mnie tu nie znajdzie. Odgrodziłam mój umysł tak, że nikt nie mógł mnie znaleźć. Potrzebowałam samotności, już kiedyś straciłam wszystkich, a teraz zanosiło się na coś podobnego. Walnęłam głową w ścianę, aż straciłam przytomność. Uznałam to za lepsze, nic tkwienie bezczynnie w miejscu i się zadręczanie.
Moje sny były chaotyczne i nie na temat, niestety z tego słodkiego świata zapomnienia obudziła mnie zimna woda wylana na moją twarz. Otworzyłam jedno oko, jednak wzrok miałam jeszcze zamazany, widziałam tylko, że ktoś stał nade mną. Czułam, że będę miała naprawdę wielkiego guza. Kiedy wreszcie się do końca obudziłam, zobaczyłam, że tą osobą...
-To nie ma sensu, na nic nie przyda im się twoja śmierć.
Mimo, że wszystkie nerwy były napięte w moim ciele, powstrzymałam się od skoczenia im na ratunek, miał rację. Jedyne co mogę zrobić to czekać, ale mimo wszystko... Odwróciłam głowę, nie mogłam na to patrzyć, jak są tuż obok, a ja nie mogę im pomóc.
Odwróciłam się od całej sceny i odbiegłam jak najdalej na oślep z miejsca w którym to się stało. Brnęłam przez kolejne miejsca, aż trafiłam na Świątynie Oświecenia na terenach mojej watahy, spojrzałam zrozpaczona na wielką wyrzeźbioną postać na ścianach zewnętrznych budynku wykonanego z marmurowych oraz drogocennych kamieni.
-Co ja mam zrobić- krzyknęłam zrozpaczona i weszłam, mając nadzieje, że nikt mnie tu nie znajdzie. Odgrodziłam mój umysł tak, że nikt nie mógł mnie znaleźć. Potrzebowałam samotności, już kiedyś straciłam wszystkich, a teraz zanosiło się na coś podobnego. Walnęłam głową w ścianę, aż straciłam przytomność. Uznałam to za lepsze, nic tkwienie bezczynnie w miejscu i się zadręczanie.
Moje sny były chaotyczne i nie na temat, niestety z tego słodkiego świata zapomnienia obudziła mnie zimna woda wylana na moją twarz. Otworzyłam jedno oko, jednak wzrok miałam jeszcze zamazany, widziałam tylko, że ktoś stał nade mną. Czułam, że będę miała naprawdę wielkiego guza. Kiedy wreszcie się do końca obudziłam, zobaczyłam, że tą osobą...
Alena - Wataha Mroku
Imię: Alena
Płeć: Samica
Wiek: 3
Stanowisko: Samica Beta
Żywioł: Mrok
Moce: Posługuje się czarną magią, potrafi kopiować czyjąć moc i wtedy jest już na nią odporna, potrafi zamknąć kogoś w jakimś przdmiocie, zmiennokształtość dla siebie i przeciwnika, potrafi zmniejszać przedmioty
Charakter: nie jest miła ani przyjacielska, zanim komuś zaufa musi go dobrze poznać, wydaje się że jest arogancka, odpychająca, wredna i wścibska, ednak jej przyjaciele wiedzą, że to tylko maska. Oni poznali jej prawdziwe "ja"
Rodzina: brak
Partner/Partnerka: Chciałaby bardzo.....
Właściciel: LadyAga422
James - Wataha Wody
Imię: James
Płeć: Samiec
Wiek: 4 lata
Stanowisko: Wyrocznia
Żywioł: Woda
Moce: Panuje niepodzielnie nad żywiołem wody i wszystkim, co jest z nią
związane, najlepszy pływak i dowódca świata, potrafi chodzić po wodzie i
porozumiewać się ze wszystkimi wodnymi stworzeniami, woda dodaje m sił i
leczy jego rany, za pomocą wody potrafi uzdrowić inne istoty. Ma też
kilka umiejętności związanych z innymi żywiołami, np. potrafi wzniecać
małe pożary, ma również wyjątkowo trafne wizje.
Charakter: Żartowniś, spryciarz, flirciarz, bardzo odważny, oddany,
czasem szczery do bólu, ale potrafi też świetnie kłamać, miły dla
przyjaciół, ale śmiertelnie niebezpieczny dla wrogów, troskliwy, bardzo
uparty, lubi stawiać na swoim, głośny, choć kiedy trzeba potrafi
siedzieć cicho jak mysz pod miotłą, baaaaardzo inteligentny,
spostrzegawczy, zwinny i szybki, najczęściej towarzyski, ale lubi też
pobyć sam, pewny siebie, porywczy, na jego zaufanie i przyjaźń trzeba
sobie zapracować
Rodzina: Młodsza Siostra Darkwood, Starsza Siostra Windstorm, Bliźniaczka Waterfall, Młodszy Brat Seth (czyt. Sit)
Partnerka: szuka, jak najbardziej szuka
(Wataha Mroku) Od Aoime
Po starciu z nieznajomą duszą, którą spotkałam w jaskini postanowiłam zajrzeć jej do umysłu. Nie wiedziałam, gdzie poszedł nieznajomy lupus. bałam się iść za nim. Chciałam jednak poznać jego wspomnienia, w końcu jest wrogiem, może mieć istotne informacje, które pomogą naszej watasze pokonać tą sforę.
Mocno się skupiłam i po chwili miałam wgląd na jego historię. Miałam przed oczami straszne obrazy: mnóstwo ciemności, śmierć, krew, widziałam inne lupusy. Jeden z nich przykuł moją uwagę. Miał długie szpony, ostre kły i był większy niż pozostałe. To na pewno był samiec alfa, dokładnie ten sam, który skręcił mi kark w tej jaskini. We wspomnieniach wilka były sceny, w których rozmawia z alfą na temat władzy nad krainą, spaleniu lasów i zabiciu wszystkich wilków. Przewijało się tam imię „Scythe”. Tak mówiły do niego inne lupusy. Później był moment, w którym ścigają naszą watahę. Przeraziła mnie chwila, w której z ukrycia obserwowali naszą watahę. Byli tak blisko, a my ich nie wyczuliśmy, to cud, że nikt wtedy nie zginął. Pozostałe wspomnienia były niewyraźne, tak jakby ten wilk chciał je wymazać z pamięci. Dalej był moment jego śmierci. Widziałam jak Scythe kłóci się z samcem alfa.
- Nie ma mowy! – wykrzyczał zdenerwowany Scythe.
- Jeśli tego nie zrobisz, zginiesz.- powiedział surowym głosem samiec alfa, po czym przybrał pozycję bojową.
W tym momencie Scythe zawarczał i wprost rzucił się na alfę, który w kontrataku złapał go za szyję, po czym rzucił o pobliskie drzewo niczym szmacianą lalką.
- Hahahaha, jesteś za słaby, by ze mną walczyć...- przerażająco uśmiechną się potężny basior.- … ale znaj moją litość, pozwolę ci żyć, pod warunkiem że to ty ją zabijesz.
- Nigdy! Nie jestem taki jak Ty! – słabym głosem wysapał lupus.
Te słowa musiały bardzo zdenerwować alfę, ponieważ wściekły rzucił się na basiora. Ten jednak zdążył wgryźć mu się w bark, ale nic więcej nie mógł zrobić. Dalej nie było już nic oprócz wspomnień z jaskini, w której teraz jesteśmy.
Mocno się skupiłam i po chwili miałam wgląd na jego historię. Miałam przed oczami straszne obrazy: mnóstwo ciemności, śmierć, krew, widziałam inne lupusy. Jeden z nich przykuł moją uwagę. Miał długie szpony, ostre kły i był większy niż pozostałe. To na pewno był samiec alfa, dokładnie ten sam, który skręcił mi kark w tej jaskini. We wspomnieniach wilka były sceny, w których rozmawia z alfą na temat władzy nad krainą, spaleniu lasów i zabiciu wszystkich wilków. Przewijało się tam imię „Scythe”. Tak mówiły do niego inne lupusy. Później był moment, w którym ścigają naszą watahę. Przeraziła mnie chwila, w której z ukrycia obserwowali naszą watahę. Byli tak blisko, a my ich nie wyczuliśmy, to cud, że nikt wtedy nie zginął. Pozostałe wspomnienia były niewyraźne, tak jakby ten wilk chciał je wymazać z pamięci. Dalej był moment jego śmierci. Widziałam jak Scythe kłóci się z samcem alfa.
- Nie ma mowy! – wykrzyczał zdenerwowany Scythe.
- Jeśli tego nie zrobisz, zginiesz.- powiedział surowym głosem samiec alfa, po czym przybrał pozycję bojową.
W tym momencie Scythe zawarczał i wprost rzucił się na alfę, który w kontrataku złapał go za szyję, po czym rzucił o pobliskie drzewo niczym szmacianą lalką.
- Hahahaha, jesteś za słaby, by ze mną walczyć...- przerażająco uśmiechną się potężny basior.- … ale znaj moją litość, pozwolę ci żyć, pod warunkiem że to ty ją zabijesz.
- Nigdy! Nie jestem taki jak Ty! – słabym głosem wysapał lupus.
Te słowa musiały bardzo zdenerwować alfę, ponieważ wściekły rzucił się na basiora. Ten jednak zdążył wgryźć mu się w bark, ale nic więcej nie mógł zrobić. Dalej nie było już nic oprócz wspomnień z jaskini, w której teraz jesteśmy.
wtorek, 26 lutego 2013
(Wataha Ziemi) od Kiche
Nastał ranek, ja czekałam aż wszyscy wstaną. Pierwszy
obudził się Shadow, uśmiechnęłam się do niego i patrząc na świt zapytałam:
- Idziemy na polowanie dziś ?
Skinął głową w znak „tak”, ale… zaraz. Przecież już lato. Wybiegłam
na polanę i przekazałam pracę pszczołom. Wiedziałam, że to będzie najcięższe
lato w moim życiu. Gdy wróciłam do jaskini wszyscy byli gotowi do wyjścia.
Podzieliliśmy się na grupy.
- Uważajcie gdzie idziecie, pilnujcie się. – Pouczyłam inne
wilki z mojej grupy. – Koło nas będzie szła Perrie i Shadow w odległości 300
stóp. W razie pomocy wołać ich.
Wilki skinęły głową, że rozumieją o co chodzi. Byłam gotowa
na wszystko, jelenie, sarny bądź małe zwierzęta. Znaleźć jedzenie na 2 dni to
ciężka praca. Shadow i jego drużyna poszła przodem w busz. Po pięciu minutach
ruszyła moja ekipa. Busz był gęsty, wiedziałam, że znajdziemy tu dużo
zwierzyny. Każdy patrzył dookoła uważnie. Nikt nie chciał przeoczyć nawet
nędznego dzika.
- Kiche – Zawołała Perrie. Kazałam grupie iść dalej,
wybrałam nowego lidera i pobiegłam do
Perrie.
- Chodź ze mną na wschód tam żadna grupa nie idzie a my we
dwie damy radę – Pierre była pewna swojego czynu. Zgodziłam się. Szłyśmy długo,
przez cały czas nie rozmawiając i tylko patrząc czy żadna łowna zwierzyna nie
szuka tu schronienia. Nagle ujrzałyśmy dużego, dorodnego jelenia o pięknej
kasztanowatej maści, dumnie zwiedzał bór. Pierre uśmiechnęła się do mnie i nie
brakowało jej także chęci do rywalizacji i zabawy :
- Zabijemy go bez magii ?
Zawsze skora byłam do różnych konkurencji więc bez zastanowienia
przyczaiłam się na jelenia. Po sekundzie miałam kły zatopione już w ofierze,
jednak ten odepchnął mnie i tedy ruszyła Perrie. Jeleń zrzucił ją i pobiegł
przed siebie – my za nim. Prędkość była szybka, biegłyśmy łeb w łeb z Perrie.
Aż nagle ziemia zapadła się pod nami. Jeleń nie przeżył upadku. Wpadłyśmy do jakiejś
dziury . Spojrzałam w górę ale za daleko było wyjście, nagle ujrzałam białego
ptaka, powiedziałam mu aby zawołał Shadow’a. Pierre była przerażona. Ja też.
Nagle przyleciał Shadow. Ucieszyłam się gdy go zobaczyłam. Wleciał do nas i…
może nie potrzebnie. „Coś” w postaci krat z rtęci zamknęło drogę powrotną, wiedziałam, że to
pułapka. Załamałam się. Przez tą błonę nie przechodzą żadne moce. Mogliśmy
tylko czekać na wilki rtęci.
Nagle błona rtęciowa zrobiła się jakby rzadsza. Shadow
chciał szybko wybić się i wylecieć na powierzchnię. Zatrzymałam go :
- Nawet taka ilość Cię zabije, mój drogi.
Westchnął. I położył się naprzeciwko mnie. Na parę sekund
rtęć zniknęła a przez nią wpadła nieznana mi wilczyca, potem… znów błona była
na swoim miejscu. Spojrzałam na nią, wyglądała na obolałą trochę. Shadow wstał,
podszedł do niej i z uśmiechem (nie wiem dlaczego) zapytał:
- Cześć. Jestem Shadow, nic Ci nie jest?
Wilczyca odpowiedziała lekko:
- Saris. Nie nic. Kim jesteście?
Shadow spojrzał na mnie wstałam i ze złośliwością odpowiedziałam
jej :
- Ten Lovelas który stoi koło mnie to Shadow opiekun
Powietrza, tamta wilczyca co leży Perrie opiekunka Wody, a ja to Kiche i jestem
opiekunką Ziemi.
- Opiekunką Ziemi? – Wilczyca była troszkę jakby zaskoczona
- Yhym, i mam anioła stróża samobójcę. A z resztą –
Położyłam się. Nie miałam ochoty na gadanie.
- Nie przejmuj się nią, ona dużo gada ale nie gryzie –
Pierre uśmiechnęła się do nowo przybyłej.
- Ale mogę ! –
Warknęłam.
Jednak wadera się nie przeraziła mnie, podeszła bliżej i
zapytała :
- Kiche?
- Słucham?
- Mogę dołączyć do Twojej watahy, proszę.
I momentalnie zmienił mi się humor. Wstałam i nie
zaprzeczyłam.
- To witam w stadzie droga Saris.
(Wataha Wody) Od Rose
Nagle się obudziłam. Spojrzałam obok... Koło mnie leżał Metis. Widocznie też się obudził i popatrzył się na mnie.
- Czego nie śpisz ? Jest środek nocy.- zapytał. - Miałam straszny sen... - A co ci się śniło ? - Dokładnie nie pamiętam, ale było coś, że ktoś mnie porwał. Tak ! Już sobie przypominam. Ktoś mnie porwał, uprowadził, a ty zacząłeś za mną biec. Ale nagle ktoś się na ciebie rzucił i zaatakował. Dalej już nie pamiętam... - Nie przejmuj się. Jesteś tutaj, ze mną. Nic ci nie grozi, to był tylko zły sen. Nic się nie dzieje... Wtuliłam się w jego cudowną, miękką sierść i zasnęłam. Tym razem sen nie był taki zły. Wręcz cudowny. Stałam razem z Metisem na pięknej, zielonej łące. Byliśmy tam razem, tylko my we dwoje. Drzewa szumiały, ptaki śpiewały. Koło nas pluskały krople w małym wodospadzie. Było cudownie. Cicho i spokojnie. Mam nadzieję, że taki sen niedługo się spełni... |
||
(Wataha Ognia) - Od Sunshine
Wiadomość o śmierci Aoime bardzo mną wstrząsnęła. Nie
wiedziałam co o tym myśleć. A co jeśli
to znów zaatakuje i tym razem wszyscy zginiemy? Nie mogłam o tym myśleć,
położyłam się w najciemniejszym kącie jaskini i próbowałam zasnąć. Ale nie
mogłam. Miałam wrażenie, że coś złego się wydarzy.
Obserwowałam stojących na warcie Vaipera i Kondra, którzy
dziś mieli pełnić wartę jako pierwsi. Po nich miałam być ja. Samce w ogóle ze sobą nie rozmawiali, pewnie nie chcieli
nas obudzić. Gdy zamknęłam oczy, niespodziewanie szybko zasnęłam. Obudził mnie
głos Kondra, który mówił, że to już moja kolej. Miałam pilnować warty wraz z
Yuki. Wstałam dość powoli, całkowicie pozbawiona sił, po czym obudziłam Yuki.
Była w takim samym stanie co ja. Usiadłyśmy po przeciwległych stronach wejścia
do jaskini. Ledwo co patrzyłam przez oczy. Przed wejściem do jaskini nic się
nie działo. Jedynie co chwile leciał jakiś owad każdy z nich wydawał się
przestraszony. Nie przejmowałam się nimi, bo co mogło się wydarzyć? Po długiej
chwili usłyszałam jakiś dźwięk, ale tym razem nie owada. Coś poruszyło się w
krzakach, coś na pewno większego niż owad. Powiedziałam Yuki aby sama chwilę
popilnowała, a ja postanowiłam pójść za tym czymś co poruszyło się w krzakach.
Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam ślady nie sarny ani nie królika, tylko wilka.
Zdenerwowałam się, nie za bardzo lubiłam gdy ktoś obcy przebywał na naszym
terenie. Biegłam za śladami, którym
cały czas się przyglądałam. Zauważyłam na nich kulki... kulki rtęci. Troszkę
mnie to przeraziło. Po nie krótkim kawałku drogi zauważyłam swój cel, czyli
wilka. Był on cały srebrny, a z jego sierści kapała rtęć. Podeszłam do niego i zapytałam:
-Kim jesteś?
Ale wilk nic nie
odpowiedział, tylko się na mnie rzucił. Z łatwością uniknęłam jego ciosu.
Postanowiłam użyć swojej umiejętności władzy nad roślinami i za pomocą najbliższego drzewa złapałam wilka. Ten
próbował znów zaatakować ale nie mógł. Znów zapytałam:
-
Kim jesteś i kto jest twoim panem? Jeśli nie odpowiesz będę
zmuszona cię zabić.
Wilk najwyraźniej nie miał zamiaru odpowiedzieć, nie
dziwiłam się mu. Też nie chciałam bym zdradzić mojej watahy. Ja zrobiłam tak
jak zapowiedziałam dodając w myślach „To za Ao”. Drzewo powoli zaczęło zgniatać wilka, aż pozbawiło go
ducha. Mój wróg rozsypał się na miliony małych kuleczek a ja zaczęłam wracać do
jaskini. Aby tylko Yuki dopełniła warty, i najlepiej by było aby nikt nie
zauważył mojego chwilowego zniknięcia. Gdy dotarłam idealnie kończyła się
warta, a ja błyskawicznie zasnęłam.
Obudziła się jak
zwykle dość późno, kiedy większa liczba wilczków wstała. Szybko rozbudziłam się
i zdałam sobie sprawę co zrobiła zeszłej nocy. Nie poznałam sama siebie.
Gdy wszyscy wstali niewielka
grupa nas udała się na polowanie. W tym Kiche, Shadow i Perrie. Każdy miał nadzorować
inne wilki. Mieliśmy upolować coś na całe dwa dni, nie było to proste zadanie. Ale
na szczęście udało się. Kiedy zbieraliśmy się by wrócić do jaskini, zauważyłam brak
trójki wilków: Perrie, Kiche i Shadowa. Zaniepokoiło mnie to. Zapytała się innych
czy ich nie widzieli, ale nikt nic nie widział. Jeśli do wieczora nie wrócą, pójdziemy
ich poszukać. Natomiast teraz udaliśmy się do jaskini.
(Wataha Mroku) Od Minsa
Ocknąłem się w tym ohydnym podziemi:
-No wiec, jednak żyje-powiedziałem do siebie
Ruszyłem przed siebie, ale nie czułem dotyku podłoża. Ja nie chodziłem ja lewitowałem, uznałem więc, że jestem cieniem lub lupusem. Lewitowałem po tunelu, myśląc co mam zrobić, zauważyłem, że powoli zbliżam się do miejsca gdzie wataha , odpoczywała. Gdy pojawiłem się nie zareagowali. Domyśliłem się, że nie widzą mnie. Ruszyłem do tunelu w celu zbadania go dokładniej niż za życia.
-No wiec, jednak żyje-powiedziałem do siebie
Ruszyłem przed siebie, ale nie czułem dotyku podłoża. Ja nie chodziłem ja lewitowałem, uznałem więc, że jestem cieniem lub lupusem. Lewitowałem po tunelu, myśląc co mam zrobić, zauważyłem, że powoli zbliżam się do miejsca gdzie wataha , odpoczywała. Gdy pojawiłem się nie zareagowali. Domyśliłem się, że nie widzą mnie. Ruszyłem do tunelu w celu zbadania go dokładniej niż za życia.
poniedziałek, 25 lutego 2013
(Wataha Mroku) Od Aoime
Czułam się bezsilna, nienawidziłam tego. Zawyłam długo i przeciągle, dając upust mej sfrustrowanej duszy.
Poczułam zimno za sobą. To dziwne, ja wciąż czułam. Jaskinia postanowiła zachować też moje zmysły.
- Możesz być ciszej? - szara zjawa podpłynęła bliżej.
Wytężyłam wzrok, o tej porze było tu naprawdę ciemno. Czyżby to był lupus?
- Kim jesteś i co tu robisz?! - warknęłam. Postanowiłam dla całej sytuacji wyszczerzyć kły. - To moja jaskinia!
- Moja droga, byłem tu przed tobą, więc raczej to ja powinienem o to spytać. - Czy on się uśmiechnął? Jeżeli tak, to bardzo wyzywająco, pod jakimś względem podobało mi się to, mimo, iż był mym wrogiem.
- Jestem Alfą Mroku. - powiedziałam dumnie.
- Jeżeli zachowasz tą postać, to wątpię, że uznają twą wyższość.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, kim jesteś? Bo wydaje mi się, iż jesteś lupusem. I w tym momencie powinieneś poskramiać tą krainę, jak twoi bracia. - Nie bałam się, już nie.
- Nie są już moimi braćmi. – powiedział ze złością
-Wyglądasz jak jeden z nich. – teraz kompletnie się pogubiłam. Wyglądał jak jeden z nich, ale sam mówił, że jest inaczej. Może to podpucha?
- Nie musisz nic o tym wiedzieć. – warknął, po czym odszedł w cień
Proszę bardzo, nie to nie. To nie była miła rozmowa, zwłaszcza jak na pierwsze spotkanie z kimś, kto nie wyglądał na wroga. Mimo to czułam, że może nim być, więc chciałam zachować dystans, bo nie wiedziałam kim jest ta dusza.
Postanowiłam, że zajrzę do jego umysłu.
Poczułam zimno za sobą. To dziwne, ja wciąż czułam. Jaskinia postanowiła zachować też moje zmysły.
- Możesz być ciszej? - szara zjawa podpłynęła bliżej.
Wytężyłam wzrok, o tej porze było tu naprawdę ciemno. Czyżby to był lupus?
- Kim jesteś i co tu robisz?! - warknęłam. Postanowiłam dla całej sytuacji wyszczerzyć kły. - To moja jaskinia!
- Moja droga, byłem tu przed tobą, więc raczej to ja powinienem o to spytać. - Czy on się uśmiechnął? Jeżeli tak, to bardzo wyzywająco, pod jakimś względem podobało mi się to, mimo, iż był mym wrogiem.
- Jestem Alfą Mroku. - powiedziałam dumnie.
- Jeżeli zachowasz tą postać, to wątpię, że uznają twą wyższość.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, kim jesteś? Bo wydaje mi się, iż jesteś lupusem. I w tym momencie powinieneś poskramiać tą krainę, jak twoi bracia. - Nie bałam się, już nie.
- Nie są już moimi braćmi. – powiedział ze złością
-Wyglądasz jak jeden z nich. – teraz kompletnie się pogubiłam. Wyglądał jak jeden z nich, ale sam mówił, że jest inaczej. Może to podpucha?
- Nie musisz nic o tym wiedzieć. – warknął, po czym odszedł w cień
Proszę bardzo, nie to nie. To nie była miła rozmowa, zwłaszcza jak na pierwsze spotkanie z kimś, kto nie wyglądał na wroga. Mimo to czułam, że może nim być, więc chciałam zachować dystans, bo nie wiedziałam kim jest ta dusza.
Postanowiłam, że zajrzę do jego umysłu.
(Wataha Mroku) Od Minsa
Obudziłem się z potwornym bólem w nodze. Członkowie watahy
prowizorycznie mnie opatrzyli za co byłem im bardzo wdzięczny.
Postanowiłem przejść się trochę gdyż nie mogłem usiedzieć.
Spacerowałem po tunelach gdy nagle na karku poczułem okropny ból. Coś
jak ugryzienie lub ukąszenie przez sporego węża. Upadłem, w głowie
kręciło mi się jedyne co miałem przed oczami to kontury cienia który się
powoli oddalał. Próbowałem wstać jednak na próżno .Zawołałem
najgłośniej jak w tej chwili mogłem najgłośniej. Na szczęście wilki mnie
usłyszały i znalazły. Czułem jak mnie ciągnięto po ziemie jednak
wiedziałem, że powoli odchodzę na tamten świat. Jednak po pewnym czasie
opadłem z resztek sił i sam nie wiedziałem czy zemdlałem czy umarłem.
niedziela, 24 lutego 2013
Metis - Wataha Wody
Imię: Metis
Płeć: samiec
Wiek: 6
Stanowisko: Tropiciel
Żywioł: Woda
Moce: Potrafi doskonale pływać, zatrzymać czas, teleportować się, stawać się niewidzialnym
Charakter: tajemniczy, opiekuńczy, mądry, odważny, romantyczny
Rodzina: matka- Woda, ojciec- Lód
Partnerka: Zakochany po uszy w pięknej Rose
Właściciel: Tajemnicza
Ameria - Wataha Ognia
Imię: Ameria
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Opiekunka Szczeniąt
Żywioł : Ogień
Moce: zianie ogniem,ognista obrona,ogniste pazury i kły,znikanie,rozmawianie z innymi zwierzętami i duchami,wywoływanie wulkanu
Charakter: samotniczka,niezależna,troskliwa,opiekuńcza,agresywna,szybka,zwinna,odważna
Rodzina Brat Vaiper
Partner/Partnerka: Szuka
Właściciel: zbyszek2 (login z Howrse)
Losowanie !
Uroczyście ogłaszam że dziś odbyło sie losowanie nieśmiertelnego wilka !
Została nim Kasta gratulacje kochanie ;*
Kasta zmieniła wiek na 1013 i od dziś jest nieśmiertelna !
Czekajcie na kolejne losowanie to możesz być ty !
Została nim Kasta gratulacje kochanie ;*
Kasta zmieniła wiek na 1013 i od dziś jest nieśmiertelna !
Czekajcie na kolejne losowanie to możesz być ty !
(Wataha Światła) od Kovu
Bardzo wczesnym rankiem wyszedłem z jaskini. Nie mogłem spać. Coś mi w
tym przeszkadzało. Może... To że jestem jedynym basiorem w watasze? Nie
wiem... Ale w każdym razie gdy już wyszedłem, spotkałem na dworze Nataszę.
- Natasza? - spytałem szeptem by ktoś się nie obudził.
- Tak, to ja.
- Czemu nie jesteś jeszcze w jaskini? - po chwili jednak dodałem. - No okej, ja wyszedłem ale czemu ty też?
- Coś mi przeszkadzało. Nie wiem co.
- Ja też nie mogłem spać.
Poszedłem na Świetlną Polanę by wypocząć. Natasza była jak mój cień. Gdy trochę pogawędziliśmy, poszliśmy z powrotem do jaskini, by znów spróbować się przespać, chociaż chwilę.
- Natasza? - spytałem szeptem by ktoś się nie obudził.
- Tak, to ja.
- Czemu nie jesteś jeszcze w jaskini? - po chwili jednak dodałem. - No okej, ja wyszedłem ale czemu ty też?
- Coś mi przeszkadzało. Nie wiem co.
- Ja też nie mogłem spać.
Poszedłem na Świetlną Polanę by wypocząć. Natasza była jak mój cień. Gdy trochę pogawędziliśmy, poszliśmy z powrotem do jaskini, by znów spróbować się przespać, chociaż chwilę.
(Wataha Powietrza) od Shadow'a
Kiedy weszliśmy z Kiche, Perrie do jaskini Wilków Światła, wszystkie wilki jak jeden mąż na nas się popatrzyli.
-Co się tak gapicie? Nie macie nic do roboty? -Warknąłem. Kiedy to powiedziałem, wilki powróciły do swoich wcześniejszych czynności. Nagle wpadłem w genialny pomysł, nie mogłem nikomu go wyjawić, bo nie wiedziałem czy się uda.
-Kieche, Perrie, po zmierzchu pójdziemy przeszukać jaskinie Aoime.
-Dlaczego? -Zapytała się Alfa Wody. Odpowiedziałem krótko.
-Mam plan.
-Co się tak gapicie? Nie macie nic do roboty? -Warknąłem. Kiedy to powiedziałem, wilki powróciły do swoich wcześniejszych czynności. Nagle wpadłem w genialny pomysł, nie mogłem nikomu go wyjawić, bo nie wiedziałem czy się uda.
-Kieche, Perrie, po zmierzchu pójdziemy przeszukać jaskinie Aoime.
-Dlaczego? -Zapytała się Alfa Wody. Odpowiedziałem krótko.
-Mam plan.
sobota, 23 lutego 2013
(Wataha Wody) Od Kasty
Nadal tylko ja wiedziałam gdzie znajduje się kryształowa jaskinia.
Smuciło mnie to trochę. Ale wątpie, żeby teraz ktoś zwracał uwagę na to.
Leżałam w naszej jaskini. Nagle wpadła do niej zmartwiona Perrie. W
środku była większość wilków z naszej watahy. Podniosłam zaciekawiona
głowę.
- Aoime nie żyje. – Powiedziała. Zerwałam się na równe nogi i podeszłam do niej.
- Jak to nie żyje.? – Spytałam opanowanym głosem.
- Ktoś skręcił jej kark. W jej jaskini.
- Perrie. Przyniosę Ci trochę wody.
Odeszłam nad strumień i przyniosłam jej w drewnianej misce wody. Postawiłam ją przed nią i usiadłam koło niej. Postanowiłam, że cokolwiek będzie się działo nie opuszczę jej na krok. W końcu Aoime była Alfą Mroku. Nie mogę pozwolić żeby coś stało się także naszej Alfie. Widziałam dookoła zdenerwowane twarze wilków. Pewnie wszyscy myślą podobnie.
- Aoime nie żyje. – Powiedziała. Zerwałam się na równe nogi i podeszłam do niej.
- Jak to nie żyje.? – Spytałam opanowanym głosem.
- Ktoś skręcił jej kark. W jej jaskini.
- Perrie. Przyniosę Ci trochę wody.
Odeszłam nad strumień i przyniosłam jej w drewnianej misce wody. Postawiłam ją przed nią i usiadłam koło niej. Postanowiłam, że cokolwiek będzie się działo nie opuszczę jej na krok. W końcu Aoime była Alfą Mroku. Nie mogę pozwolić żeby coś stało się także naszej Alfie. Widziałam dookoła zdenerwowane twarze wilków. Pewnie wszyscy myślą podobnie.
(Wataha Światła) od Nikity
Podczas, gdy reszta była zajęta, ja się wymknęłam cichutko tak, że nikt nie zauważył mojego braku, jednocześnie otuliłam się tarczą niewidzialności. Pobiegłam na teren watahy, przy okazji zgarniając moje pozostałe wilki, które uciekły wcześniej, jak je prosiłam.
Owszem Lupusy były niemałym problemem, ale ja miałam też swoje, czyli mała liczebność watahy. Miałam zaledwie dwóch członków oprócz mnie. Może kilometr, albo dwa zapolowałam z moim stadem, aby zdobyć zapasy. Pracowaliśmy tak, przez całą godzinę zdobywając i transportując pożywienie. W końcu dałam im znak, aby zaprzestali tych działań. Jakiś szósty zmysł kazał mi pobiec kilkaset metrów dalej od jaskini.
Spotkałam tak waderę białą jak śnieg.
-Jestem Agza, dołączę do Watahy Światła.
-Jestem Alfą Watahy Światła i chętnie cię przyjmę, ale teraz nie jest tu zbyt bezpiecznie, mamy problem z Lupusami.
-Niebezpieczeństwo stało się już dla mnie chlebem powszednim- uśmiechnęła się nieznacznie.
-Dla mnie też- odparłam. -Jem je na śniadanie, na obiad jest doprawione śmiertelnym wyzwaniem.
Wróciłam do reszty z mojej watahy i oznajmiłam.
-Poznajcie Agzę, od teraz należy do Światła.
-Aha.- Odparła Natasza.- Musimy się śpieszyć, niedługo przybędzie reszta, a i tak mam złe przeczucia.
-Ja też -zgodziłam się- i pobiegłam na czele naszej czwórki w stronę jaskini.
Na szczęście dotarliśmy bez przeszkód, jednak, gdy wyjrzałam pięć minut później w oddali rozbłysł metaliczny błysk. Na szczęście, że reszta wilków podróżowała grupą, inaczej każdy z nich stałby się prędzej czy później ofiarą. Tutaj, mimo ochronnych barier, którymi wzmacniałam jaskinię nie czułam się do końca bezpieczna. Całe szczęście, że był ten dziwny tunel, zawsze jakaś droga ewakuacji.
Owszem Lupusy były niemałym problemem, ale ja miałam też swoje, czyli mała liczebność watahy. Miałam zaledwie dwóch członków oprócz mnie. Może kilometr, albo dwa zapolowałam z moim stadem, aby zdobyć zapasy. Pracowaliśmy tak, przez całą godzinę zdobywając i transportując pożywienie. W końcu dałam im znak, aby zaprzestali tych działań. Jakiś szósty zmysł kazał mi pobiec kilkaset metrów dalej od jaskini.
Spotkałam tak waderę białą jak śnieg.
-Jestem Agza, dołączę do Watahy Światła.
-Jestem Alfą Watahy Światła i chętnie cię przyjmę, ale teraz nie jest tu zbyt bezpiecznie, mamy problem z Lupusami.
-Niebezpieczeństwo stało się już dla mnie chlebem powszednim- uśmiechnęła się nieznacznie.
-Dla mnie też- odparłam. -Jem je na śniadanie, na obiad jest doprawione śmiertelnym wyzwaniem.
Wróciłam do reszty z mojej watahy i oznajmiłam.
-Poznajcie Agzę, od teraz należy do Światła.
-Aha.- Odparła Natasza.- Musimy się śpieszyć, niedługo przybędzie reszta, a i tak mam złe przeczucia.
-Ja też -zgodziłam się- i pobiegłam na czele naszej czwórki w stronę jaskini.
Na szczęście dotarliśmy bez przeszkód, jednak, gdy wyjrzałam pięć minut później w oddali rozbłysł metaliczny błysk. Na szczęście, że reszta wilków podróżowała grupą, inaczej każdy z nich stałby się prędzej czy później ofiarą. Tutaj, mimo ochronnych barier, którymi wzmacniałam jaskinię nie czułam się do końca bezpieczna. Całe szczęście, że był ten dziwny tunel, zawsze jakaś droga ewakuacji.
(Wataha Mroku) Od Aoime
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w jaskini, jaskini Mroku.
Świetnie. A więc wszystko jest normalnie. Kierowałam się w stronę wyjścia.
Zaraz! Ja nie szłam, ja... lewitowałam? Sunęłam? Oparłam cały ciężar ciała na łapach, i wtem się zapadłam.
Uh, niezbyt przyjemny widok. Podziemia jaskini. Mnóstwo robactwa, błota i... chyba czyjeś zwłoki.
Brrr, wróciłam na powierzchnię. Moje łapy były przezroczyste. Już nie były koloru kości słoniowej, czy pereł, o nie. Moje całe ciało tak wyglądało.
Spróbowałam po raz kolejny wyjść na zewnątrz. Zaraz, gdy wyszłam zaczęłam się rozciągać i blednąć jeszcze bardziej... zanikać. Z krzykiem zawróciłam do jaskini. Nie było łatwo przejść, jakiegoś rodzaju pole siłowe mnie zatrzymywało. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak kiepsko się czułam na zewnątrz.
Dlaczego ja w ogóle żyję? Nie powinnam... Pamiętam zimny dotyk kłów wilka, a później nicość.
A teraz dryfuję we własnej jaskini, sama. Niezbyt pocieszająca wizja przyszłości.
Jak fale morza, dotarła do mnie informacja. Olśniło mnie. Jaskinia zachowała moją duszę.
Tak naprawdę nie oglądałam się za siebie. Teraz to zrobiłam.
Stara Aoime leżała na ziemi, Nowa Aoime dryfowała.
Ciało wyglądało tak bezbronnie z głową leżącą nienaturalnie odchyloną w drugą stronę.
Do jaskini wleciała Perrie, która rzuciła się do ciała Starej Aoime.
Przepraszam, pomyślałam. To będzie boleć.
- Och, Aoime. - jęknęła wilczyca. - Obudź się. - skamlała.
Perrie wybuchła płaczem.
Podpłynęłam do wadery i położyłam moją duch-łapę na jej ramieniu.
Wciąż jestem z tobą, szeptałam.
Wtem weszła Kiche. Stanęła jak wryta, gdy zobaczyła moje ciało. Za nią wleciał Shadow. Wydawał się tak samo zaskoczony, jak jego wybranka.
Krzyczałam wciąż, że ja tu jestem, że ich nie opuściłam. Nikt nie zauważył. Gdy stanęłam przed nosem Kiche, ta szepnęła:
- Shadow, mi się wydaje, czy tu jest zimniej?
- Wydaje Ci się.
Perrie gdzieś wybiegła. Kiche później także. Shadow poleciał ich szukać.
Tak, to moja przyszłość. Będę tu siedzieć i obserwować świat wewnątrz jaskini, wiecznie.
Świetnie. A więc wszystko jest normalnie. Kierowałam się w stronę wyjścia.
Zaraz! Ja nie szłam, ja... lewitowałam? Sunęłam? Oparłam cały ciężar ciała na łapach, i wtem się zapadłam.
Uh, niezbyt przyjemny widok. Podziemia jaskini. Mnóstwo robactwa, błota i... chyba czyjeś zwłoki.
Brrr, wróciłam na powierzchnię. Moje łapy były przezroczyste. Już nie były koloru kości słoniowej, czy pereł, o nie. Moje całe ciało tak wyglądało.
Spróbowałam po raz kolejny wyjść na zewnątrz. Zaraz, gdy wyszłam zaczęłam się rozciągać i blednąć jeszcze bardziej... zanikać. Z krzykiem zawróciłam do jaskini. Nie było łatwo przejść, jakiegoś rodzaju pole siłowe mnie zatrzymywało. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak kiepsko się czułam na zewnątrz.
Dlaczego ja w ogóle żyję? Nie powinnam... Pamiętam zimny dotyk kłów wilka, a później nicość.
A teraz dryfuję we własnej jaskini, sama. Niezbyt pocieszająca wizja przyszłości.
Jak fale morza, dotarła do mnie informacja. Olśniło mnie. Jaskinia zachowała moją duszę.
Tak naprawdę nie oglądałam się za siebie. Teraz to zrobiłam.
Stara Aoime leżała na ziemi, Nowa Aoime dryfowała.
Ciało wyglądało tak bezbronnie z głową leżącą nienaturalnie odchyloną w drugą stronę.
Do jaskini wleciała Perrie, która rzuciła się do ciała Starej Aoime.
Przepraszam, pomyślałam. To będzie boleć.
- Och, Aoime. - jęknęła wilczyca. - Obudź się. - skamlała.
Perrie wybuchła płaczem.
Podpłynęłam do wadery i położyłam moją duch-łapę na jej ramieniu.
Wciąż jestem z tobą, szeptałam.
Wtem weszła Kiche. Stanęła jak wryta, gdy zobaczyła moje ciało. Za nią wleciał Shadow. Wydawał się tak samo zaskoczony, jak jego wybranka.
Krzyczałam wciąż, że ja tu jestem, że ich nie opuściłam. Nikt nie zauważył. Gdy stanęłam przed nosem Kiche, ta szepnęła:
- Shadow, mi się wydaje, czy tu jest zimniej?
- Wydaje Ci się.
Perrie gdzieś wybiegła. Kiche później także. Shadow poleciał ich szukać.
Tak, to moja przyszłość. Będę tu siedzieć i obserwować świat wewnątrz jaskini, wiecznie.
(Wataha Powietrza) od Shadow'a
No pięknie Aoime ktoś skręcił kark. A ja wiem kto, chyba wszyscy wiedzieli- Lupusy.
Kiche była roztrzęsiona śmiercią przyjaciółki, więc ja nie mogłem darować tym wyrzutkom co zrobili.
Rozłożyłem skrzydła i szybko poleciałem ponad chmury. Musiałem się uspokoić, bo byłem blisko swojej furii. A nie chciałem powtarzać momentu około 500 lat temu, kiedy byłem w furii i pół krainy zniszczyłem.
Latałem dosyć długo, kiedy postanowiłem polecieć na tereny wilków Ziemi.
Upatrzyłem ją jak szła przez drzewa, więc zleciałem an nią, i przewróciłem.
Hej mała. -Powiedziałem z uśmiechem.
-Cześć Shadow
-Gdzie idziesz?
-Idę po Perrie.-Powiedziała białowłosa piękność.
-Potowarzyszę Ci jeśli chcesz.
-Jasne. -Wilczyca się uśmiechnęła.
Podczas drogi, rozmawialiśmy na przeróżne tematy, kiedy znaleźliśmy Perrie, ona siedziała z jakimś basiorem. Kiche pobiegła na spotkanie z Perrie, a ja dumny do nich doszedłem.
Samiec patrzył na mnie, jakbym ukradł mu zająca sprzed nosa. Jest zazdrosny. Podobało mi się to.
Kiedy Perrie spojrzała na mnie zrobiła wielkie oczy, i patrzyła ode mnie po Kiche.
-Dobra, chodźmy już. -Nudziło mnie, takie stanie jak słup soli.
Szliśmy razem do Jaskini Wilków Światła.
Kiche była roztrzęsiona śmiercią przyjaciółki, więc ja nie mogłem darować tym wyrzutkom co zrobili.
Rozłożyłem skrzydła i szybko poleciałem ponad chmury. Musiałem się uspokoić, bo byłem blisko swojej furii. A nie chciałem powtarzać momentu około 500 lat temu, kiedy byłem w furii i pół krainy zniszczyłem.
Latałem dosyć długo, kiedy postanowiłem polecieć na tereny wilków Ziemi.
Upatrzyłem ją jak szła przez drzewa, więc zleciałem an nią, i przewróciłem.
Hej mała. -Powiedziałem z uśmiechem.
-Cześć Shadow
-Gdzie idziesz?
-Idę po Perrie.-Powiedziała białowłosa piękność.
-Potowarzyszę Ci jeśli chcesz.
-Jasne. -Wilczyca się uśmiechnęła.
Podczas drogi, rozmawialiśmy na przeróżne tematy, kiedy znaleźliśmy Perrie, ona siedziała z jakimś basiorem. Kiche pobiegła na spotkanie z Perrie, a ja dumny do nich doszedłem.
Samiec patrzył na mnie, jakbym ukradł mu zająca sprzed nosa. Jest zazdrosny. Podobało mi się to.
Kiedy Perrie spojrzała na mnie zrobiła wielkie oczy, i patrzyła ode mnie po Kiche.
-Dobra, chodźmy już. -Nudziło mnie, takie stanie jak słup soli.
Szliśmy razem do Jaskini Wilków Światła.
piątek, 22 lutego 2013
Saris - Wataha Ziemi
Imię: Saris
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Medyczka
Żywioł: Ziemia
Moce: Potrafi uzdrawiać dotykiem i koić ból. Potrafi też uśpić, lub uspokoić inną istotę patrząc się w jej w oczy.
Charakter: Wobec wilków, które zna jest szczera i radosna, ale podejrzliwa wobec obcych. To co przeżyła odbiło piętno na jej charakterze. Jej ulubionym zajęciem są całonocne spacery, podczas których wspomina Nezumi, wyobraża sobie rodziców i rozmyśla... Lubi samotnie odpoczywać. Zazwyczaj trzyma się na uboczu. Nie lubi zwad i kłótni, ale nie odpuści, gdy ktoś będzie chciał ją znieważyć. Kocha noc ponad wszystko, tylko wtedy umie pozbierać myśli i zachowywać się poważnie, ale i wtedy cierpi najbardziej...
Rodzina: Nie pamięta, była zbyt mała kiedy została sama. Wychowała ją już nie żyjąca Nezumi.
Partner/Partnerka: Poszukuje.
Właściciel: Saris
(Wataha Ziemi) od Kiche
Czekaliśmy na Aoime, jej długa nieobecność niepokoiła nas.
Po krótkiej chwili postanowiliśmy jej poszukać. Poszukiwania trwały długo.
Zwątpiłam, wiedziałam, że dobrze nie będzie. W końcu znaleźliśmy ją. Nie żyła.
Usłyszałam szelest za mną. Odwróciłam się, był to ten sam wilk z którym
rozmawiałam – śmierć tym razem uśmiechnięta. Opuściłam zrozpaczoną Perrie i towarzyszy i pobiegłam szukać ów
wilka zwanego śmiercią. Kręciłam się po różnych zakątkach Forever Young. Był to
obszar co prawda nie zmierzony ale każdy z nas miał swoje terytorium, więc
wiedziałam gdzie się znajdowałam. W krótce stanęłam naprzeciwko mojej jaskini,
leżała w nim zabita sarna – zrobili sobie z mojego terytorium niezłą stołówkę.
Byłam wściekła. Ruszyłam na Polanę Zapomnienia. „Może tam spotkam śmierć?” szukałam
odpowiedzi na to pytanie. Weszłam na Polanę, dusze przywitały mnie miło.
Lubiłam ich towarzystwo, dużo można się nauczyć od starych wilków i ich
przeżyć. Niestety nie przyszłam tu by
słuchać opowiastek, przyszłam tu zmierzyć się z przeznaczeniem każdego.
- Jest Śmierć? – Wiem, dziwnie to zabrzmiało, ale chciałam
to szybko zakończyć.
- Czego Kiche oczekujesz? – Poczułam chłód za mną.
Odwróciłam się. Był to On, ten który zabrał Aoime i ten któremu uciekłam.
- Powiedz mi jedno, ile a może nie… kiedy odpuścisz? –
Zapytałam ze złością. Chciałam się rozprawić z nim, bo to wszystko jego wina..
przynajmniej tak mi się wydawało.
- Kiche, przecież ja jestem śmiercią. Przychodzę tam gdzie
muszę a nie gdzie chcę. – Odpowiedział spokojnym i wyrozumiałym tonem.
Straciłam nadzieję. Spojrzałam na jego pysk, aż do ogona,
był duży, dwa razy większy ode mnie.
„Skoro istnieje śmierć to życie też ?” pomyślałam głupiutko.
- Czyli nic od Ciebie nie zależy? – Zapytałam z lekkim
szokiem.
- Zależy. To czy trafi ktoś do nas, i jego wszystkie czyny
będą odkupione czy będzie się błąkał po ziemi nieudolnie czekając na to, że
albo go przyjmę albo dostanie drugą szansę na życie.
- Yhh, nie pomożesz mi w żaden sposób, tak?
- Nie mogę.
Pożegnałam śmierć i z
jeszcze gorszym humorem ruszyłam przed siebie. Postanowiłam wejść jeszcze do
jaskini Niespełnionej Miłości ukryć ją przed nimi. Biegłam szybko, nie patrząc
na nic. Chciałam tylko tam już być. Stanęłam przed wejściem. Byli tu. Weszłam
do środka. Zobaczyłam jakiegoś wilka, nie był On zwykły. Trzymał w pysku
nietoperza. Z jego futra spływały krople rtęci, lecz gdy dotykały ziemi –
znikały a wilk się nie rozpłynął. Schowałam się za wielkim kamieniem obok
wiersza który napisałam. Wilk zakończył swoją ucztę, puścił czarne straszydło
na ziemię a sam udał się w moją stronę. Nie mogłam pozwolić na to by odszedł a
tym bardziej by mnie zauważył. Stworzyłam za nim ptaka, ożywiłam go a ptak
zaczął świergotać chociaż był ulepiony z ziemi i piachu. Wilk stał jak wryty.
Chciało mi się śmiać, bo nie wiedział, czy zaatakować, czy uciec. Chyba chciał
wybrać to drugie lecz wyprzedziłam go. Zanim bestia zdążyła się odwrócić i
zrobić krok – ptak patrzył mu już w oczy, zatrzepotał skrzydłami i piach wpadł
do oka wilkowi rtęci. Byłam dumna ze swojego dzieła. Jednak wilk nie poddawał
się, próbował złapać latającego stworka lecz na marne – dławił się tylko
piaskiem.
„Wilki metalu można zabić tylko od środka” przypomniałam
sobie słowa mojej opiekunki.
Ptak usiadł na grzbiecie przeciwnika i zacisnął szpony. Wilk
zapiszczał ale na krótko bowiem rozdzielił się w połowie a ptak uniósł się do
góry. Wilk spojrzał na ptaka z piachu i syknął na niego – nadarzyła się okazja
by nakarmić pewnie głodnego już wilka rtęci. Ptak zamienił się w strzałę i
trafił prosto w pysk przeciwnika. Ten zaczął się dusić, bowiem piach zablokował
mu dopływ powietrza. Po paru minutach rozsypał się na milion kuleczek.
Odetchnęłam z ulgą. Posprzątałam jaskinię, krwiste napisy zasypałam piachem. I
postanowiłam wrócić do Perrie. Wiedziałam, że tą wygraną bitwą rozpoczęłam
wojnę. Ale czułam dumę, że jest ich już o jednego mniej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)