wtorek, 26 lutego 2013

(Wataha Ziemi) od Kiche



Nastał ranek, ja czekałam aż wszyscy wstaną. Pierwszy obudził się Shadow, uśmiechnęłam się do niego i patrząc na świt zapytałam:
- Idziemy na polowanie dziś ?
Skinął głową w znak „tak”, ale… zaraz. Przecież już lato. Wybiegłam na polanę i przekazałam pracę pszczołom. Wiedziałam, że to będzie najcięższe lato w moim życiu. Gdy wróciłam do jaskini wszyscy byli gotowi do wyjścia. Podzieliliśmy się na grupy.
- Uważajcie gdzie idziecie, pilnujcie się. – Pouczyłam inne wilki z mojej grupy. – Koło nas będzie szła Perrie i Shadow w odległości 300 stóp. W razie pomocy wołać ich.
Wilki skinęły głową, że rozumieją o co chodzi. Byłam gotowa na wszystko, jelenie, sarny bądź małe zwierzęta. Znaleźć jedzenie na 2 dni to ciężka praca. Shadow i jego drużyna poszła przodem w busz. Po pięciu minutach ruszyła moja ekipa. Busz był gęsty, wiedziałam, że znajdziemy tu dużo zwierzyny. Każdy patrzył dookoła uważnie. Nikt nie chciał przeoczyć nawet nędznego dzika.
- Kiche – Zawołała Perrie. Kazałam grupie iść dalej, wybrałam nowego lidera i  pobiegłam do Perrie.
- Chodź ze mną na wschód tam żadna grupa nie idzie a my we dwie damy radę – Pierre była pewna swojego czynu. Zgodziłam się. Szłyśmy długo, przez cały czas nie rozmawiając i tylko patrząc czy żadna łowna zwierzyna nie szuka tu schronienia. Nagle ujrzałyśmy dużego, dorodnego jelenia o pięknej kasztanowatej maści, dumnie zwiedzał bór. Pierre uśmiechnęła się do mnie i nie brakowało jej także chęci do rywalizacji i zabawy :
- Zabijemy go bez magii ?
Zawsze skora byłam do różnych konkurencji więc bez zastanowienia przyczaiłam się na jelenia. Po sekundzie miałam kły zatopione już w ofierze, jednak ten odepchnął mnie i tedy ruszyła Perrie. Jeleń zrzucił ją i pobiegł przed siebie – my za nim. Prędkość była szybka, biegłyśmy łeb w łeb z Perrie. Aż nagle ziemia zapadła się pod nami. Jeleń nie przeżył upadku. Wpadłyśmy do jakiejś dziury . Spojrzałam w górę ale za daleko było wyjście, nagle ujrzałam białego ptaka, powiedziałam mu aby zawołał Shadow’a. Pierre była przerażona. Ja też. Nagle przyleciał Shadow. Ucieszyłam się gdy go zobaczyłam. Wleciał do nas i… może nie potrzebnie. „Coś” w postaci krat z rtęci  zamknęło drogę powrotną, wiedziałam, że to pułapka. Załamałam się. Przez tą błonę nie przechodzą żadne moce. Mogliśmy tylko czekać na wilki rtęci.


Nagle błona rtęciowa zrobiła się jakby rzadsza. Shadow chciał szybko wybić się i wylecieć na powierzchnię. Zatrzymałam go :
- Nawet taka ilość Cię zabije, mój drogi.
Westchnął. I położył się naprzeciwko mnie. Na parę sekund rtęć zniknęła a przez nią wpadła nieznana mi wilczyca, potem… znów błona była na swoim miejscu. Spojrzałam na nią, wyglądała na obolałą trochę. Shadow wstał, podszedł do niej i z uśmiechem (nie wiem dlaczego) zapytał:
- Cześć. Jestem Shadow, nic Ci nie jest?
Wilczyca odpowiedziała lekko:
- Saris. Nie nic. Kim jesteście?
Shadow spojrzał na mnie wstałam i ze złośliwością odpowiedziałam jej :
- Ten Lovelas który stoi koło mnie to Shadow opiekun Powietrza, tamta wilczyca co leży Perrie opiekunka Wody, a ja to Kiche i jestem opiekunką Ziemi.
- Opiekunką Ziemi? – Wilczyca była troszkę jakby zaskoczona
- Yhym, i mam anioła stróża samobójcę. A z resztą – Położyłam się. Nie miałam ochoty na gadanie.
- Nie przejmuj się nią, ona dużo gada ale nie gryzie – Pierre uśmiechnęła się do nowo przybyłej.
-  Ale mogę ! – Warknęłam.
Jednak wadera się nie przeraziła mnie, podeszła bliżej i zapytała :
- Kiche?
- Słucham?
- Mogę dołączyć do Twojej watahy, proszę.
I momentalnie zmienił mi się humor. Wstałam i nie zaprzeczyłam.
- To witam w stadzie droga Saris.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz