Nastał ranek, ja czekałam aż wszyscy wstaną. Pierwszy
obudził się Shadow, uśmiechnęłam się do niego i patrząc na świt zapytałam:
- Idziemy na polowanie dziś ?
Skinął głową w znak „tak”, ale… zaraz. Przecież już lato. Wybiegłam
na polanę i przekazałam pracę pszczołom. Wiedziałam, że to będzie najcięższe
lato w moim życiu. Gdy wróciłam do jaskini wszyscy byli gotowi do wyjścia.
Podzieliliśmy się na grupy.
- Uważajcie gdzie idziecie, pilnujcie się. – Pouczyłam inne
wilki z mojej grupy. – Koło nas będzie szła Perrie i Shadow w odległości 300
stóp. W razie pomocy wołać ich.
Wilki skinęły głową, że rozumieją o co chodzi. Byłam gotowa
na wszystko, jelenie, sarny bądź małe zwierzęta. Znaleźć jedzenie na 2 dni to
ciężka praca. Shadow i jego drużyna poszła przodem w busz. Po pięciu minutach
ruszyła moja ekipa. Busz był gęsty, wiedziałam, że znajdziemy tu dużo
zwierzyny. Każdy patrzył dookoła uważnie. Nikt nie chciał przeoczyć nawet
nędznego dzika.
- Kiche – Zawołała Perrie. Kazałam grupie iść dalej,
wybrałam nowego lidera i pobiegłam do
Perrie.
- Chodź ze mną na wschód tam żadna grupa nie idzie a my we
dwie damy radę – Pierre była pewna swojego czynu. Zgodziłam się. Szłyśmy długo,
przez cały czas nie rozmawiając i tylko patrząc czy żadna łowna zwierzyna nie
szuka tu schronienia. Nagle ujrzałyśmy dużego, dorodnego jelenia o pięknej
kasztanowatej maści, dumnie zwiedzał bór. Pierre uśmiechnęła się do mnie i nie
brakowało jej także chęci do rywalizacji i zabawy :
- Zabijemy go bez magii ?
Zawsze skora byłam do różnych konkurencji więc bez zastanowienia
przyczaiłam się na jelenia. Po sekundzie miałam kły zatopione już w ofierze,
jednak ten odepchnął mnie i tedy ruszyła Perrie. Jeleń zrzucił ją i pobiegł
przed siebie – my za nim. Prędkość była szybka, biegłyśmy łeb w łeb z Perrie.
Aż nagle ziemia zapadła się pod nami. Jeleń nie przeżył upadku. Wpadłyśmy do jakiejś
dziury . Spojrzałam w górę ale za daleko było wyjście, nagle ujrzałam białego
ptaka, powiedziałam mu aby zawołał Shadow’a. Pierre była przerażona. Ja też.
Nagle przyleciał Shadow. Ucieszyłam się gdy go zobaczyłam. Wleciał do nas i…
może nie potrzebnie. „Coś” w postaci krat z rtęci zamknęło drogę powrotną, wiedziałam, że to
pułapka. Załamałam się. Przez tą błonę nie przechodzą żadne moce. Mogliśmy
tylko czekać na wilki rtęci.
Nagle błona rtęciowa zrobiła się jakby rzadsza. Shadow
chciał szybko wybić się i wylecieć na powierzchnię. Zatrzymałam go :
- Nawet taka ilość Cię zabije, mój drogi.
Westchnął. I położył się naprzeciwko mnie. Na parę sekund
rtęć zniknęła a przez nią wpadła nieznana mi wilczyca, potem… znów błona była
na swoim miejscu. Spojrzałam na nią, wyglądała na obolałą trochę. Shadow wstał,
podszedł do niej i z uśmiechem (nie wiem dlaczego) zapytał:
- Cześć. Jestem Shadow, nic Ci nie jest?
Wilczyca odpowiedziała lekko:
- Saris. Nie nic. Kim jesteście?
Shadow spojrzał na mnie wstałam i ze złośliwością odpowiedziałam
jej :
- Ten Lovelas który stoi koło mnie to Shadow opiekun
Powietrza, tamta wilczyca co leży Perrie opiekunka Wody, a ja to Kiche i jestem
opiekunką Ziemi.
- Opiekunką Ziemi? – Wilczyca była troszkę jakby zaskoczona
- Yhym, i mam anioła stróża samobójcę. A z resztą –
Położyłam się. Nie miałam ochoty na gadanie.
- Nie przejmuj się nią, ona dużo gada ale nie gryzie –
Pierre uśmiechnęła się do nowo przybyłej.
- Ale mogę ! –
Warknęłam.
Jednak wadera się nie przeraziła mnie, podeszła bliżej i
zapytała :
- Kiche?
- Słucham?
- Mogę dołączyć do Twojej watahy, proszę.
I momentalnie zmienił mi się humor. Wstałam i nie
zaprzeczyłam.
- To witam w stadzie droga Saris.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz