piątek, 22 lutego 2013

(Wataha Ziemi) od Kiche



Czekaliśmy na Aoime, jej długa nieobecność niepokoiła nas. Po krótkiej chwili postanowiliśmy jej poszukać. Poszukiwania trwały długo. Zwątpiłam, wiedziałam, że dobrze nie będzie. W końcu znaleźliśmy ją. Nie żyła. Usłyszałam szelest za mną. Odwróciłam się, był to ten sam wilk z którym rozmawiałam – śmierć tym razem uśmiechnięta. Opuściłam zrozpaczoną  Perrie i towarzyszy i pobiegłam szukać ów wilka zwanego śmiercią. Kręciłam się po różnych zakątkach Forever Young. Był to obszar co prawda nie zmierzony ale każdy z nas miał swoje terytorium, więc wiedziałam gdzie się znajdowałam. W krótce stanęłam naprzeciwko mojej jaskini, leżała w nim zabita sarna – zrobili sobie z mojego terytorium niezłą stołówkę. Byłam wściekła. Ruszyłam na Polanę Zapomnienia. „Może tam spotkam śmierć?” szukałam odpowiedzi na to pytanie. Weszłam na Polanę, dusze przywitały mnie miło. Lubiłam ich towarzystwo, dużo można się nauczyć od starych wilków i ich przeżyć.  Niestety nie przyszłam tu by słuchać opowiastek, przyszłam tu zmierzyć się z przeznaczeniem każdego.
- Jest Śmierć? – Wiem, dziwnie to zabrzmiało, ale chciałam to szybko zakończyć.
- Czego Kiche oczekujesz? – Poczułam chłód za mną. Odwróciłam się. Był to On, ten który zabrał Aoime i  ten któremu uciekłam.
- Powiedz mi jedno, ile a może nie… kiedy odpuścisz? – Zapytałam ze złością. Chciałam się rozprawić z nim, bo to wszystko jego wina.. przynajmniej tak mi się wydawało.
- Kiche, przecież ja jestem śmiercią. Przychodzę tam gdzie muszę a nie gdzie chcę. – Odpowiedział spokojnym i wyrozumiałym tonem.
Straciłam nadzieję. Spojrzałam na jego pysk, aż do ogona, był duży,  dwa razy większy ode mnie.
„Skoro istnieje śmierć to życie też ?” pomyślałam głupiutko.
- Czyli nic od Ciebie nie zależy? – Zapytałam z lekkim szokiem.
- Zależy. To czy trafi ktoś do nas, i jego wszystkie czyny będą odkupione czy będzie się błąkał po ziemi nieudolnie czekając na to, że albo go przyjmę albo dostanie drugą szansę na życie.
- Yhh, nie pomożesz mi w żaden sposób, tak?
- Nie mogę.
 Pożegnałam śmierć i z jeszcze gorszym humorem ruszyłam przed siebie. Postanowiłam wejść jeszcze do jaskini Niespełnionej Miłości ukryć ją przed nimi. Biegłam szybko, nie patrząc na nic. Chciałam tylko tam już być. Stanęłam przed wejściem. Byli tu. Weszłam do środka. Zobaczyłam jakiegoś wilka, nie był On zwykły. Trzymał w pysku nietoperza. Z jego futra spływały krople rtęci, lecz gdy dotykały ziemi – znikały a wilk się nie rozpłynął. Schowałam się za wielkim kamieniem obok wiersza który napisałam. Wilk zakończył swoją ucztę, puścił czarne straszydło na ziemię a sam udał się w moją stronę. Nie mogłam pozwolić na to by odszedł a tym bardziej by mnie zauważył. Stworzyłam za nim ptaka, ożywiłam go a ptak zaczął świergotać chociaż był ulepiony z ziemi i piachu. Wilk stał jak wryty. Chciało mi się śmiać, bo nie wiedział, czy zaatakować, czy uciec. Chyba chciał wybrać to drugie lecz wyprzedziłam go. Zanim bestia zdążyła się odwrócić i zrobić krok – ptak patrzył mu już w oczy, zatrzepotał skrzydłami i piach wpadł do oka wilkowi rtęci. Byłam dumna ze swojego dzieła. Jednak wilk nie poddawał się, próbował złapać latającego stworka lecz na marne – dławił się tylko piaskiem.
„Wilki metalu można zabić tylko od środka” przypomniałam sobie słowa mojej opiekunki.
Ptak usiadł na grzbiecie przeciwnika i zacisnął szpony. Wilk zapiszczał ale na krótko bowiem rozdzielił się w połowie a ptak uniósł się do góry. Wilk spojrzał na ptaka z piachu i syknął na niego – nadarzyła się okazja by nakarmić pewnie głodnego już wilka rtęci. Ptak zamienił się w strzałę i trafił prosto w pysk przeciwnika. Ten zaczął się dusić, bowiem piach zablokował mu dopływ powietrza. Po paru minutach rozsypał się na milion kuleczek. Odetchnęłam z ulgą. Posprzątałam jaskinię, krwiste napisy zasypałam piachem. I postanowiłam wrócić do Perrie. Wiedziałam, że tą wygraną bitwą rozpoczęłam wojnę. Ale czułam dumę, że jest ich już o jednego mniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz