piątek, 22 lutego 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

Pędziłyśmy z Kiche przez las, by zdążyć ostrzec pozostałe alfy. Shadow leciał tuż nad nami. W sumie, też mogłabym polecieć, ale wolałam  biec z Kiche.
Pierwsza była Nikita, alfa Światła.  Ewakuowaliśmy członków jej watahy i ruszyliśmy pędem po Sunshine.
Wilki były zmieszane, nie dziwię im się.  Po drodze zabraliśmy wilki powietrza.
Ostatnia alfa, Perrie. Moja bliska przyjaciółka. Wilki były zdezorientowane, nie winiłam ich za to.
-  Kiche, Yumi! - krzyknęłam. - Zapomniałaś o Yumi!
Kiche zatrzymała się, odkrzyknęła i pobiegła dalej.
Zrozumiałam, że to był znak, żeby podążać za mną. Skinęłam głową do pozostałych, ruszyli za mną.
Dotarliśmy do Jaskini Ziemi zmęczeni, wciąż dyszeliśmy. Następnym razem lecę, nie ma innego wyjścia.
Yumi wciąż drzemała, ale niezbyt mocno. Gdy weszliśmy, ocknęła się i rzuciła się nam na szyję.
- Kiche! - wykrzyknęła mała. - Martwiłam się! Gdzie byłaś?
- Nie ważne, Yumi. Chodź. - rozkazała Kiche.
Wadera niezbyt rozumiała, ale wyszła potulnie za opiekunką.
Zwróciłam się do Kiche:
- Gdzie się zatrzymamy?
- Myślę, że najbezpieczniej będzie u Nikity. Ponadto jest tam najwięcej miejsca. - Odparła.
Skinęłam jej głową, na znak, że się zgadzam. Zwróciłam się do wilków:
- Pójdziemy zanocować na terytorium Światła. - po chwili dodałam: - Nikito, użyczysz nam jaskini, prawda?
- Pewnie. - wilczyca jęknęła. - Mogłam nie iść z wami, tylko czekać.
- W tej chwili, przebywanie w pojedynkę nie jest bezpieczne.
Bez słowa odwróciłam się i wzbiłam w powietrze. Kiche prowadziła grupę, wraz z Nikitą, a Shadow leciał obok mnie.
Gdy dotarliśmy, odparłam, że bardzo chce mi się pić. Poszłam sama, w gęstą noc. Nie było to mądrym rozwiązaniem. Moment! Zostawiłam coś ważnego w jaskini. Uhh, wędrowanie w pojedynkę nie było zbyt mądre.
Machnęłam skrzydłami i wzleciałam nad ziemię. Lot był przyjemny, ze względu na porę dnia.
Jaskinia była pusta, nadal. Zastanawiałam się, co się dzieje z moimi wilkami.
Weszłam w jej głąb, kierując się w stronę kamieni, które leżały na dole.
Schyliłam głowę w dół, by je podnieść, gdy wtem usłyszałam szelest.
Odwróciłam się jak fryga. W wejściu do jaskini stał on. Ten sam wilk, którego widziałam kilka razy. Był nijaki. Słabe światło księżyca oświecało jego stalową sierść. Podszedł do mnie i praktycznie wymruczał:
- Śnij, dziecino.
Rzucił się na mnie, usłyszałam dźwięk łamanych kości.
Świat zwężał się do rozmiarów łupiny od orzecha.
Zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz