wtorek, 30 kwietnia 2013

(Wataha Ognia) od Grace

Wszyscy bezpiecznie dotarli na drugą stronę. Choć uspokoiłam już oddech, to szczęka nadal mu drżała, a oczy wciąż były wielkie i wilgotne. Przeklęta fobia! Co niektórzy patrzyli na mnie że zdziwieniem. Nie dziwię im się. Weszliśmy do środka wielkiej sali. Pośrodku stał tron na którym siedziała nikła postać starca z długą siwą brodą.

-Witajcie kochani. Czekałem na was-powiedział przesadnie miłym głosem.
Jakoś nie mam zaufania do samotnych chronionych pułapkami w złotej świątyni leciwych osób. Spojrzał na alfy i kazał im wypowiedzieć rozwiązanie zagadki. Zaczął od Shadowa.
Gdy wszystkie alfy wypowiedziały rozwiązanie staruszek uniósł ręce ku niebu. Nagle koło nas skumulowała się złota aura. Wynikając w nas jakby badała każdy szczegół naszego ciała. Gdy została wchłonięta rozniosła przyjemne ciepło po całym ciele, a potem zaczęła badanie podświadomości. Potem zaczęła przybierać kształt, ale tak w środku mnie. Gęstniała. Była dokładnie taka, jaka chciałam, chociaż nie wiedziałam czego chcę. Nagle wszystkie dziwne uczucia znikły, a ją poczułam się jakby odmieniona. Spróbowałam spojrzeć na "stwórcę", ale automatycznie opadł mi łeb. Zobaczyłam tylko kątem oka jak sie do mnie uśmiechnął. Zakazał użycia postaci wcześniej, niż przed dotarciem do FY i odprawił nas. Niemiła niespodzianka z kolcami znowu sie powtórzyła, a ją znowu spanikowałam. Przed wejściem już czekały na nas chochliki. Usiłowałam się uspokoić, kiedy podszedł do mnie nieznany wilk.
- Co tak szybko biegałaś? Ktoś cię gonił? - zaśmiał się
- T-tak... tak jakby. Boję się. Mam fobię. A ty? A w ogóle kim jesteś?>>

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

(Wataha ognia) od Kondrakara


Po kilku godzinach dotarliśmy przed wielką fortecę...
Popatrzyliśmy na siebie i weszliśmy do sierodka. Przejście było zamknięte jakby ścianami
z kolców złączonymi ze sobą...nie było jak przejść.
- I co teraz? Nie ma przejścia...- zmartwiła się Love
Rozglądnąłem się na około...zauważyłem jakiś napis ukryty pod kurzem na ścianie obok, więc powiedziałem
- Love pomórz mi to zetrzeć... – tak tez zrobiła i napis okazał się mi znany, był po łacinie ,a kiedyś się tego języka uczyłem jako mały wilk.
- Co to za napis?- zdziwiła się Love
- Pisze tu :
,,światło będzie twym przewodnikiem’’ o co w tym chodzi?
Hej czy my właśnie świecimy?! – nagły blask oświetlił nam futerka
Na ścianie zobaczyłem linię...poszedłem za nią , Love też.
Doprowadziło nas to do dźwigni Love natychmiast ją pociągnęła w górę...
Otworzyło się kolczaste przejście i szybko przez nie przebiegliśmy tam zastaliśmy resztę wilków też świecili...sala w której byliśmy była ogromna, ze złocistymi i białymi ścianami ,na środku był tron ,a na nim starzec...zdziwiłem się Love też. Ona podeszła do jakiegoś wilka z sokołem ja szukałem Sun...i znalazłem
- Kondro! Co ty tutaj robisz?! - mówiła do mnie- ciebie tutaj nie powinno być!
- No stęskniłem się za tobą, dlatego przyszedłem - powiedziałem z błyskiem w oku , Sun wyglądała na zszokowaną
-Ale mogłeś zginać! Nie pomyślałeś co wtedy bym czuła? Tu jest zbyt niebezpiecznie.- zmartwiła się , ja w sumie o nią też się martwiłem.
- Zdaję sobie z tego sprawę.- odpowiedziałem
- ech. Ale teraz już nie będę tobie kazała wracać do domu. Możesz zostać. Ale jak jeszcze raz tak zrobisz to..
- Wiem, wiem. Dziękuję - powiedziałem uradowany, strasznie mi zależało by z nią być.
Stanąłem obok niej , Love zniknęła mi z oczu… znów przeszliśmy przez długi korytarz z kolcami na ścianach ,a za nim było mnóstwo wróżek i innych stworów ,ale tylko jeden miał nas wyprow

(Wataha Mroku ) od Lovley Loyal


]Słońce świeciło mocno mimo zimy...
Coraz bardziej chciało się pić...nagle Kondro padł.
- Kondrakar dalej! Nie poddawaj się zaraz znajdziemy coś do picia.- pomogłam mu wstać mimo ,że sama ledwo stałam na ziemi.
- Już nie mogę...wody...chcę pić...już nigdy nie zeżrę ogra... za co go musiałem jeść! błe strasznie był słony!- narzekał
- Ja też nie wiem co mnie zmusiło do zjedzenia tego śmierdziela...- obrzydziłam się
Jakoś wstaliśmy... nagle Kondrakar jakby dostał super siły podniósł uszy i pobiegł w stronę krzaków.
Za nimi była rzeka! Nareszcie!
- Brawo Kondro znalazłeś rzek...-zaczęłam lecz się zdziwiłam ,bo wskoczył do wody i płynął w dal na dodatek zmienił kolor futra jak zaczarowany !
Z wody wypłynęła daleko od lądu dziewczyna i zaczęła śpiewać!
No nie syreny! Wskoczyłam do wody za nim i krzyczałam ,by wracał lecz on śpiewał razem z nimi
- Och moja śliczna! Kocham cię na zawsze i nic mi nie przeszkodzi...
- Kondro wariacie zatkaj se uszy!!!!- krzyczałam na marne one już szykowały pułapkę na Kondrakara...
Zanurzyłam się pod wodę... miałam złapać Kondra za łapę i wyciągnąć na brzeg lecz zrobiła to ze mną syrena!!!
Wciągnęła mnie głęboko Kondro dalej płynął...
Ugryzłam ją i pokazałam kły ona zrobiła to samo! Chwileczkę to te brzydule mają kły?!
Pora na niewidzialność...syrena się zdezorientowała nie wiedząc gdzie jestem... niestety zdradziła mnie rana po jej szczęce...kropla krwi wystarczyła by mnie wykryła.
Na szczęście zdążyłam złapać Kondra i z nadzwyczajną prędkością wypłynęłam na powierzchnię i ruszyłam w stronę brzegu.
– Śliczna znajdę cię choćbyś mnie miała zostawić...odnajdę!- śpiewał dalej zaczarowany śpiewem syreny Kondro. Przywiązałam go mocno do drzewa...i zatkałam uszy liśćmi, wreszcie się zbudził...
- Co? Gdzie moja Sunshine...gdzie ja jestem i czemu związany?!- zdziwił się i wrócił do swojego kolory futra
Odwiązałam go i poszliśmy się napić wody, wściekłe syreny ,że nie mogły zaczarować Kondra odpłynęły.
- Trzeba iść dalej, jesteśmy już blisko czuję to!- powiedziałam i poszliśmy dalej...
Rana mi się lekko zagoiła , przynajmniej nie leciała już krew i mogliśmy iść spokojnie i równym tempem ,bo ja i on kuleliśmy na nogę. Po paru godzinach stanęliśmy przed ogromną fortecą...
Popatrzyliśmy na siebie wesoło i weszliśmy do sierodka.
Przejście było zamknięte jakby ścianami
z kolców złączonymi ze sobą...nie było jak przejść.
- I co teraz? Nie ma przejścia...- zmartwiłam się
Kondro zaczął się rozglądać…
- Love pomórz mi to zetrzeć... – pomogłam mu, na ścianie pełnej kurzu był jakiś napis w obcym mi języku
- Co to za napis?- zdziwiłam się
- Pisze tu :
,,światło będzie twym przewodnikiem’’ o co w tym chodzi?
Hej czy my właśnie świecimy?! – nagły blask oświetlił nam futerka
Na ścianie zobaczyłam linię... Kondro za nią poszedł ja za nim.
Doprowadziło nas to do dźwigni natychmiast ją pociągnęłam w górę...
Otworzyło się kolczaste przejście i szybko przez nie przebiegliśmy tam zastaliśmy resztę wilków też świecili...sala w której byliśmy była ogromna, ze złocistymi i białymi ścianami ,na środku był tron ,a na nim starzec...Kondro zdziwił się ja także… Zauważyłam Minsa, był z Zefirem na ramieniu… zagadałam.
- Mins… milo cię widzieć.- odwrócił się zdziwiony
- Love! Ty tu? Skąd?- zapytał, Zefir się wnerwił
- Tęskniłam za tobą… ty jedyny ze mną chciałeś rozmawiać ,no oprócz oczywiście Aoime… lecz dla mnie ty się liczysz.- odpowiedziałam patrząc mu z miłością w oczy… wzruszył się i chyba zarumienił ,bo schylił głowę
- Love… ja… nie wiem co mam powiedzieć…- wyjąkał jakoś
- Nie musisz… kocham cię.- przytuliłam go
Zaniemówił… był dziwnie szczęśliwy. Gdy doszliśmy do jakiegoś korytarza szlam kolo niego ,kolce znów wychodziły ze ścian… na szczęście nic się nie stało nikomu. Po wyjściu z fortecy przed nami było mnóstwo stworzeń… jednak to chochliki zaprowadziły nas do Forever Young…




(Wataha ognia) od Kondrakara


Szliśmy już bardzo długo , coraz bardziej się męczyłem...
Nagle nie wytrzymałem upadłem, moje nogi się ugięły...
- Kondrakar dalej! Nie poddawaj się zaraz znajdziemy coś do picia.- pomogła mi wstać
- Już nie mogę...wody...chcę pić...już nigdy nie zeżrę ogra... za co go musiałem jeść! błe strasznie był słony!- narzekałem
- Ja też nie wiem co mnie zmusiło do zjedzenia tego śmierdziela...- obrzydziłam się
Jakoś wstaliśmy... nagle poczułem jakbym dostał super siły podniosłem uszy i pobiegłem w stronę krzaków.
Usłyszałem śliczną melodię nagle zabolała mnie głowa w wodzie zauważyłem Sunshine...moje futro zrobiło się niebiesko czerwone
  ***
...usłyszałem głos Sunshine ~Choć do mnie...śpiewaj...- no to zacząłem
- Och moja śliczna! Kocham cię na zawsze i nic mi nie przeszkodzi...- zacząłem śpiewać
Wpadłem na chwilę pod wodę ,bo zbyt się wczułem w rolę i podniosłem łapy...po chwili się wynurzyłem i płynąłem dalej. Nagle poczułem jak ktoś mnie łapie za nogę i ciągnie za sobą...
– Śliczna znajdę cię choćbyś mnie miała zostawić...odnajdę!- śpiewałem dalej
Nagle poczułem ,że coś mam w uszach...nowy wygląd znikł ,a ja znów byłem normalny.
- Co? Gdzie moja Sunshine...gdzie ja jestem i czemu związany?!- zdziwiłem się widząc Love
Odwiązała mnie i poszliśmy się napić wody, zobaczyłem wściekłe syreny odpływające w głąb wody...
- Trzeba iść dalej, jesteśmy już blisko czuję to!- powiedziała Love i poszliśmy dalej...
Szliśmy dalej w równym tempie , ona też kulała tylko dlaczego?



(Wataha Mroku) Od Minsa





Gdy wyszliśmy z lasu wszyscy zobaczyli świątynie. Cała była pozłacana i w ogóle. Weszliśmy do środka. Maszerowaliśmy korytarzem i nagle wszyscy usłyszeli trzask ze ścian zaczęły wysuwać się ostre kolce. Aoime krzyknęła abyśmy krzyczeli. Wszyscy zaczęli biec. Gdy korytarz się skończył zobaczyłem tron a na nim jakiegoś starego człowieka.
-Witajcie kochani. Czekałem na was-powiedział miłym głosem
Spojrzał na alfy i kazał im wypowiedzieć rozwiązanie zagadki. Zaczął od Shadowa. Gdy wszystkie alfy wypowiedziały rozwiązanie staruszek uniósł ręce ku górze a wszystkie wilki zaczęły się pokrywać złotawą aurą. Było to przyjemne uczucie. Zanim wyszliśmy z sali stwórca przestrzegł nas aby wypróbować swoją nową postać dopiero w naszej krainie. Wspomniał także abyśmy w drodze powrotnej trzymali się chochlików i , że mamy wracać inną drogą po czym wskazał drzwi. Gdy wyszliśmy ze świątyni czekały na nas chochliki i Zefir. Zefir gdy tylko mnie zobaczył wzbił się w powietrze i wylądował mi na ramieniu.
-Wreszcie.
-Ano mi też się to dłużyło.
-Dam ci pewną radę co do chochlików.
-Mów
-Uważaj na nie. Ktoś musie mieć je na oku. One często płatają figle nie zawsze śmieszne czy miłe.
-Nie bój się.
-A mam takie pytanie.
-Pytaj Zefirze.
-A czy mógłbym w drodze powrotnej ciągle jechać ci na ramieniu.
-No nie wiem.
-Proszę
-A co mi szkodzi. Możesz
-To fajnie.
-Ale mam jeden warunek
-Wiem mam być cicho
-Nie, polubiłem nawet tą twoją paplaninę. Masz natomiast zmienić swoje podejście do moich przyjaciół.
-Co masz na myśli.
-Nie możesz być chamski. Weźmy na przykład twoje zachowanie względem Lov
-Kto to ta Lov
-To ta wilczyca która chciała ze mną trenować.
-I tak nie może z tobą trenować. Po treningach owszem możecie sobie robić co chcecie ale treningi to sprawa która dotyczy tylko ciebie i mnie.
-No niech ci będzie. Ale jeśli będzie przychodziła pod koniec treningów to masz być miły.
-Niech już będzie.
Maszerowałem w środku grupy więc Aurora która polubiła Zefira przyszła sobie pogadać.
-Cześć chłopaki
-Cześć-wyrwał się Zefir
-Widzę, że się polubiliście-powiedziałem
-Tak-odpowiedziała Aurora
Maszerowałem milcząc i słuchając rozmowy Aurory i Zefira.
-A ty Mins czemu tak milczysz? Spytała Aurora
-Taki jestem.
-Aurora dobrze Ci radzę nie próbuj go zmieniać. Ja próbowałem i nic nie wskórałem.-powiedział Zefir
-Aha dobra musze iść.
Aurora odbiegła a ja z Zefirem milczeliśmy. Zaczęło się ściemniać a chochliki przyspieszyły kroku. Wyglądały jakby się czegoś bały. Jednak jest możliwość, że chcą sobie z nas pożartować.

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Miałem w sobie ludzką postać byłem dumny z siebie. Ale nie piszczałem i nie skakałem jak pozostali.
Nie będę zachowywać się jak szczeniak po dostaniu nowej zabawki. Jestem za stary na to.
Zaczęliśmy wracać prowadzeni przez jakieś istotki.
Aha, super...
Wróciliśmy na nasze tereny, kiedy Scythe powiedział.
-Powinniśmy to uczcić.
-Chętnie. -Ożywiłem się.
-Znalazłem pewną kopułę z magicznymi roślinami.
-Mmm, czuję melanż. -Powiedziałem ze śmiechem, po czym dodałem -Prowadź.
Basior ku zdziwieniu uśmiechnął się i odwrócił. Zaczął iść w stronę naszego miejsca imprezy.
Będzie ciekawie..

niedziela, 28 kwietnia 2013

(Wataha Powietrza) Od Centurii

Obudził mnie któryś z alf i powiedział że musimy już ruszać.Gdy tak szliśmy zagadała do mnie Aurora.
- Witaj - powiedziała.
- Hej - powiedziałam - Ty jesteś?
- Jestem Aurora - skłoniła się wesoło - Ty Centuria, tak?
- Owszem
- Chcesz sobie porozmawiać?
- O czym?
- Nie wiem - przyznała - Pewnie mamy jakieś wspólne zainteresowania.. co nie? - spytała.
- A co lubisz robić?
- Uwielbiam patrzeć na gwiazdy..
- Zaraz! - powiedziałam szybko - Ty jesteś ta z watahy Mroku, ta od gwiazd, nie? Po niewoli u lupusów, tak się ucieszyłaś z powrotu na wolność, że biegnąc na dwór, żeby sobie popatrzeć na niebo, uderzyłaś w sklepienie jaskini?
- Eh - jęknęła - Dawno nie nie prawda... Ale tak, to ja.
- Ponoć jesteś trochę - postukałam się w głowę i gwizdnęłam.
- Serio? - spytała zdziwiona - Uważasz, że jestem kopnięta?
- Nie... ale przypuszczam, że to może być prawda, nie?
- Może trochę... wpadam w stan depresyjny gdy nie widzę gwiazd..
- Ale twój żywioł to iluzja, więc co ty masz do gwiazd? Czemu je tak lubisz?
- Bo jestem sierotą, i opiekowała się mną babcia, która kochała gwiazdy. No i kiedy umarła, jakoś te gwiazdy mi ją przypominają...
- Rozumiem - pokiwałam głową.
- A ty czym się interesujesz?-gdy zadała to pytanie podeszła do nas nieznajoma wadera.Zeczełyśmy z nią rozmawiać, apotem odpowiedziałam Aurorze na pytanie.
-Czasem też patrze na gwiazdy....Ale zanim do was dołączyłam podróżowałam z bratem.
-A co się znim stało?
-Pare dni przed dołączeniem do watahy powietrza szłam znim przez las.Gdy nagle jakieś wilki nas zaatakowały.Bronił mnie i kazał mi znaleść watahę.-przerwałam i zaraz dodałam-To jest najgorsze że niewiem czy przeżył tą walkę.
Aurora niezdążyła nic powiedzie bo wtedy Shadow krzykną że jesteśmy przed wielkimi drzwiami.Weszliśmy do środka.Nagle Aoime krzyknęła żebyśmy biegli.Biegłam najszybciej jak mogłam.Gdy byliśmy już bezpieczni ruszyliśmy dalej.Aoime kazała nam iść za nią i za małą wróżką.Weszliśmy do wielkiej sali. Ściany były śnieżnobiałe, a na nich złotymi literami słowa w łacińskim języku.Na środku stał wielki tron, a na nim siedział stary mężczyzna z szarą długą brodą. Podeszliśmy do niego i skłoniliśmy głowę.Wtedy przemówił.
-Witajcie kochani. Czekałem na Was.
Wszystkie alfy po kolei podały odpowiedzi, a stwórca przytakiwał za każdym razem. W końcu wstał i rzekł donośnym, oficjalnym głosem:
- Od teraz, gdy tylko zechcecie, możecie używać ludzkiej postaci, którą sami sobie wybierzecie, ale uwaga, możecie wybrać jej wygląd tylko raz, dodatkowo, postać nie może służyć do złych celów.Uniósł ręce ku górze na co wszystkie zebrane wilki zaczęły się świecić.Nad każdym osobnikiem pojawiła się złota aura.Nagle do środka wpadła jakaś wadera z ....chyba Kondrakarem.Znowu stwórca przemówił:
- Nie próbujcie teraz swojej nowej postaci, jest nietrwała i łatwo może ulec zniszczeniu, wypróbujcie ją, jak już będziecie w waszej krainie, w drodze powrotnej trzymajcie się chochlików, bowiem będziecie wracać inną drogą. Żegnajcie, kochani. - Po czym wskazał drzwi.
Gdy znaleźliśmy się za drzwiami, niektórzy skakali i piszczeli z dzikiej radości.Wyszliśmy ze świątyni, czekały na nas chochliki, które poprowadziły nas w drogę powrotną.
~Ciekawe o co chodziło z tą moją wizją?Może to się nie wydarz?~Pomyślalam.

(Wataha Mroku) Od Meyrin

  Cała wyprawa była potokiem niespodzianek, ataków różnych dziwadeł i min Shadow'a *jestem czystym złem* oraz mega chamskich sytuacji z jego strony, ciekawe czy on taki był od urodzenia i czy go przypadkiem nie upuszczono w dzieciństwie na głowę, ma taki pusty łeb. Gdy dotarłam przed Stwórcę, miałam dziwne wrażenie, że już kiedyś go spotkałam, ale odkładając wrażenia na bok, przejdę do akcji.
-Witajcie kochani. Czekałem na Was.- Powiedział sympatycznym głosem, jednak wszyscy milczeli.- Chcecie mieć ludzkie wcielenia. Dobrze, no więc podajcie mi rozwiązania do swoich zagadek Shadow'ie? Ty zacznij.
-Moim rozwiązaniem był wiatr. –Odparł dumnie basior.
 -Och tak, tak. Dobrze, teraz pozostali.- Spojrzał na resztę Alf.
       Aoime i reszta Alf podała swoje odpowiedzi, a ja czekałam cierpliwie i jednocześnie gryzłam się co chwilę w język, aby nie powiedzieć czegoś opryskliwego i nie zepsuć wszystkim szansy na ludzką postać.
- Od teraz, gdy tylko zechcecie, możecie używać ludzkiej postaci, którą sami sobie wybierzecie, ale uwaga, możecie wybrać jej wygląd tylko raz, dodatkowo, postać nie może służyć do złych celów- powiedział na koniec.
      Po czym uniósł ręce ku górze na co wszystkie zebrane wilki zaczęły się … mienić. Czułam jak owiewa mnie złota aura, miałam takie wrażenie, że bada mnie cal po calu, aby idealnie dopasować się do moich wymagań. Sprawiała, że się rozluźniałam.

(Wataha Ognia) Od Sunshine

Wiele stworów nas atakowało, aż w końcu dotarliśmy do świątyni. Była ona wielka, ściany miała pozłacane, całe były we freskach. Inaczej wyobrażałam sobie świątynie, wydawała mi się, ze będzie ona ładniajsza. Wydawało mi sie że ta świątynia skrywa jakiś niebezpieczny sekret.
- Jak tu pięknie - powiedziała zafascynowana Kate
- Mi tam się nie podoba - odpowiedziałam
Rozejrzałam się wokoło, szukając jakiś potworów, które chciały by nas zabić. Nie było tam nikogo, kompletna pustka. Wydawało to się podejrzane. Nawet rosnąca tam roślinność wydawała się czymś przybita. Tylko ciekawe czym? Odwróciłam się i zobaczyłam wilka. Ku mojemu zdziwieniu był to Kondrakar. Go tutaj nie powinno być, choć mimo wszystko ucieszyłam się na jego widok.
- Kondro! Co ty tutaj robisz?! -  mówiłam do niego - ciebie tutaj nie powinno być!
- No stęskniłem się za tobą, dlatego przyszedłem - powiedział z błyskiem w oko, aa mi zrobiło się cieplej na sercu, ale to nie zmieniało faktu ze jestem an niego zła
-Ale mogłeś zginać! Nie pomyślałeś co wtedy bym czuła? Tu jest zbyt niebezpiecznie.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- ech. Ale teraz już nie będę tobie kazała wracać do domu. Możesz zostać. Ale jak jeszcze raz tak zrobisz to..
- Wiem, wiem. Dziękuję - powiedział uradowany Kondrakar, widać było, ze mu strasznie zależy.
Chwilę potem mieliśmy już wchodzić do świątyni. Stały tam gigantyczne drzwi. Tuż za nimi znajdował się długi korytarz, przez który mieliśmy przejść. Z pozoru wyglądał on normalnie, ale tylko z pozoru. Po chwili zaczęły z niego ,,wychodzić" kolce, dlatego każdy z nas zaczął uciekać. Nikomu na szczęście nic się nie stało. W środku świątyni wręcz tętniło życie, było tam mnóstwo wróżek i innych istot. jedna z nich miała zaprowadzić nas do celu.


(Wataha Ognia) Od Grace

Szliśmy juz jakiś czas odkąd pokonaliśmy ostatniego ogra. Nudziło mi się niemiłosiernie. Zobaczyłam dwie rozmawiające wadery. Znałam je z widzenia. Jedna to była Centuria, a druga to Aurora. Pomyślałam, żeby do nich dołączyć. Podleciałam na swoich półprzezroczystych zwiewnych skrzydłach do nich i wepchnęłam się między obie.
- Hejka, co tam robicie? - zapytałam.
- Yyy... Znamy się? - zapytała Centuria.
- Nie, ale zaraz się poznamy - dodałam z uśmiechem - jestem Grace z ognia.
- Ja Centuria.
- A ja Aurora.
- Wiem. Ale tylko tyle. Może opowiecie coś o sobie?
- No więc ja już przed chwilą mówiłam. Uwielbiam patrzeć na gwiazdy, a czasami jak ich zbyt długo nie... - zaczęła Aurora, lecz jej przerwałam
- Lubisz gwiazdy? Ja też, ale wolę księżyc i wschody słońca. Niebo wygląda wtedy jakby płonęło. A zachodzący księżyc jest wtedy fantastyczny! A ty co lubisz Centurio?
- Przed chwilką zadałam jej to samo pytanie.
- Ja po prostu kocham... Wow! Patrzcie!
- Co? - wykrzyknęłyśmy chórem.
Przed nami wznosiła się przepiękna złota świątynia. Weszliśmy do środka i przekonaliśmy się od razu, że jest cała najeżona pułapkami. Zaraz po wejściu omal nie zostaliśmy zgnieceni przez kolce. Jak tylko zobaczyłam zaciskające się "ostre" ściany ruszyłam przed siebie jakbym zobaczyła ducha. Panicznie boję sie kolców, igieł i wszystkiego co kuje. Napędzana strachem wydostałam się jako pierwsza. Ktoś się przewrócił, inni byli w połowie drogi. *Uff... Już po wszystkim* - pomyślałam i czekałam na innych.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Wypowiedziałam rozwiązanie swojej zagadki, otrzymałam serdeczny uśmiech oraz skinienie głową, że rozwiązanie było poprawne.
Gdy było po wszystkim, Stwórca wstał i zaczął przemawiać.
- Od teraz, gdy tylko zechcecie, możecie używać ludzkiej postaci, którą sami sobie wybierzecie, ale uwaga, możecie wybrać jej wygląd tylko raz, dodatkowo, postać nie może służyć do złych celów.
Uniósł ręce ku górze, a ja otrzymałam cząstkę siebie, to dziwne. Jakby cała moja postać się dopełniła, cząstka światła, a także Jego, od zawsze będzie ze mną.
Każdy wilk dostał na parę chwil złotą otoczkę, która po chwili zniknęła, zagłębiając się w jego ciało i duszę.
Dopiero teraz, rozglądając się po pomieszczeniu, zauważyłam Lovley i Kondrakara, dziwne, Cóż, omówimy to później.
Przed wyjściem Stworzyciel nas ostrzegł:
- Nie próbujcie teraz swojej nowej postaci, jest nietrwała i łatwo  może ulec zniszczeniu, wypróbujcie ją, jak już będziecie w waszej krainie, w drodze powrotnej trzymajcie się chochlików, bowiem będziecie wracać inną drogą. Żegnajcie, kochani. - Po czym wskazał drzwi, gdy wychodziłam, kątem oka zauważyłam jak z powrotem siada na swoim tronie.
Gdy znaleźliśmy się za drzwiami, niektórzy skakali i piszczeli z dzikiej radości, ja postanowiłam zachować swoją radość na później. 
Wyszliśmy ze świątyni, czekały na nas chochliki, które poprowadziły nas w drogę powrotną.

(Wataha Mroku ) od Lovley Loyal

Aoime ,Scythe ,Meyrin , Aurora i Mins z naszej watahy wyruszyli na wyprawę po postać ludzką.
Było mi to obojętne dopóki nie skapnęłam się ,że Mins też idzie...
Też chciałam iść ,ale nie zdążyłam się zgłosić poza tym jak Ao szukała chętnych zjawił się tłum
i mnie odepchnęli na bok...
Trudno pora wziąć sprawy w swoje łapy...dogonię ich.
Trochę to zajmie dogonię ich w jakieś dwa dni jak dobrze pójdzie.
No to ruszam nie ma czasu do stracenia.
Biegłam dość szybko na przód, nawet nikt nie zauważył mojego zniknięcia, chyba tylko Mins i Aoime zauważają...Biegłam tak szybko w stronę wodospadu ,że nie zauważyłam innego nieznanego mi wilka...
Zderzyliśmy się i upadliśmy na ziemię...
- Auć! Moja głowa...uważaj jak chodzisz...a raczej biegasz.- powiedziałam
- Ja mam uważać jak biegam?! Ty mi wyskoczyłaś przed nosem!- wkurzył sie
- Coś mówiłeś? A z resztą...dokąd to pędzisz?- odbiegłam od tematu
- Zanim powiem...jak ci na imię?- zapytał zamyślony
- Lovley Loyal. Powiesz dokąd pędziłeś...? ja musze dogonić tych co na wyprawę po postać człowieka wyruszyli ,a ty gdzie zmierzasz? – odpowiedziałam pewnie
Zamilkł trochę... i po kilku minutach się odezwał:
- Wiesz ,że ja też chcę ich dogonić? Szybko nie traćmy czasu!- wstał gwałtownie
- A tobie jak na imię?- dodałam
- Kondrakar, ale mów mi Kondro.- odpowiedział basior
- Nie jesteś za wolny...Dogonisz mnie?- pokazałam łobuzerski uśmieszek
- Ha! To się okaże...- i ruszyliśmy szybko w stronę granic Forever Young...
Wyprzedziłam go łatwo lecz na chwilę, bo przyspieszył do mego tępa.
Byliśmy już daleko od naszej krainy... na terenach gryfów, ale żadnego na szczęście nie spotkaliśmy... Popatrzyłam na niego ze śmiechem i odepchnęłam lekko w bok, ale uparcie wrócił na swoją trasę biegu.
Zaraz walnie w drzewo ,ale sam tego chciał... i stało się.
Gwałtownie zahamowałam ,aż usiadłam na ziemię.
Uderzył dość mocno ,przyczepił się do drzewa pazurami, które zrobiły
długi ślad w pniu gdy lekko się zsunął na ziemię...z drzewa spadły ostatnie liście. Miał po tym streeta w oczach kręciły się to w lewo to w prawo.
Stanęłam nad nim ze śmiechem i pomogłam wstać.
- Wiedziałam ,że tak będzie...hehe jakbyś nie wrócił na te ścieżkę już dawno byś ominął drzewo.- powiedziałam z uśmiechem
-Ałć! Moja noga... dobra dam radę ruszajmy!- wstał ledwo i kulał
- Głuptasie... zostaniemy tu na noc, skaleczyłeś się...opatrzę ci ranę.- i zaczęłam robić opatrunek.
- Jesteś medykiem? Czy gdzie się nauczyłaś ?- zapytał zdziwiony
- Nie ,kiedyś uczył mnie medyk ,który mnie przygarnął po odejściu mojej rodziny...później go zabili...tylko ja przeżyłam.- odpowiedziałam wspominając smutno i posmarowałam mu maścią z ziół nogę po czym zrobiłam opatrunek z liści i związałam znalezionym sznurkiem.
- Ruszajmy w drogę nie ma czasu do stracenia!- chciał wstać ,ale go posadziłam
,bo przecież może osłabnąć i spowolnić bieg...nie będę go przemęczać.
-Odpocznij tu poszukam coś na ząb...- rzekłam i poszłam czegoś poszukać choćby królika. Zasnął szybko...więc nie mogłam daleko odejść.
W oddali zauważyłam ruch... – Nareszcie jakieś zwierzę.- powiedziałam i poszłam w tego stronę.
Gdy byłam coraz bliżej zwierzę wydawało się coraz większe i większe... gdy byłam już na 3 metry blisko okazało się ,że to był gryf. Chyba spał...nie zaraz...on jest martwy! W jego szyi były ślady zębów wilka. Mimo ,że śmierdział nadawał się do jedzenia, musi tu leżeć jakieś dwa dni...
Pobiegłam po Kondrakara, dalej spał to go zbudziłam.
- Kondro obudź się! Znalazłam martwego gryfa...ma jakieś dwa dni.- szturchnęłam go lekko
-Musieli się na niego natknąć...prowadź!- wstał szybko i pobiegliśmy.
Na miejscu ku naszemu zdziwieniu gryfa nie było, zostały tylko ślady jego krwi.
- Zniknął!- krzyknęłam
- Uciekajmy stąd , okolica jest niebezpieczna...- Kondro schylił pysk węsząc
lecz za chwilę coś go zaniepokoiło...
- Love...na mój znak wiej...teraz!- krzyknął i pobiegłam przed siebie...za mną biegł ogromny i obrzydliwy ogr!!!
Nagle zrobiłam się niewidzialna i wskoczyłam na kark stwora.
Próbując uderzyć mnie swą maczugą uderzył się w plecy ,bo szybko zeskoczyłam, wtedy Kondro zadał ostateczny cios...ogr padł.
Byliśmy diabelnie głodni i zmęczeni...zjedliśmy ogra i ruszyliśmy w dalszą drogę szukając jakiegoś źródła.
To było ohydne ,ale co poradzić jak nic innego do jedzenia nie było...
Kondro potem się nie odzywał ,dziwnie na mnie patrzył jakby się nad czymś zastanawiał.

(Wataha Mroku) Od Scyhe'a

Jaskinia była oszołamiająca. Wszystko pozłacane, zdobione minerałami i kamieniami szlachetnymi. Takiej burżuazji nie było nawet u lupusów.
Weszliśmy do środka. Gdy zrobiłem kilka kroków usłyszałem trzask, po którym ze ścian wysunęły się ostre kolce, które zaczęły zbliżać się do nas z każdą sekundą.
- Ruchy, biegnijcie!- usłyszałem czyjś głos za moimi plecami i ruszyłem do przodu. Przepuszczałem przed siebie wszystkie wilki, by zachować bezpieczeństwo. Zatrzymałem się i zacząłem rozglądać na boki w poszukiwaniu mechanizmu, który to napędza, ale przerwał mi głos Aoime:
- Scythe, pomóż mi ją podnieść!- Odwróciłem sięi zobaczyłem Rapix leżącą na podłodze i Aoime, która stoi przed nią. Wszyscy pozostali byli już po drugiej stronie. We dwoje podnieśliśmy waderę i w ostatniej chwili wyskoczyliśmy z zasięgu kolców. Ściany zacisnęły mi się na końcówce ogona i wyrwały małą kępkę futra. Zacisnąłem zęby żeby nikt nie zauważył.
- Co tak długo? – Warknął Shadow.
- Hm, następnym razem, gdy Twojej becie będzie groziła śmierć poprzez zmiażdżenie  cholernie ostrymi kolcami, po prostu ją zostawię, pewnie.- Odpowiedziała Aoime.
Ruszyliśmy dalej, a kierunek wskazała nam mała wróżka.
Wkroczyliśmy do wielkiej sali. Ściany były białe, a na nich złotymi literami słowa w jakimś obcym języku.
na środku stał wielki, złoty tron, a na nim siedział starzec z szarą długą brodą. Podeszliśmy do niego i skłoniliśmy głowę w geście szacunku.
-Witajcie kochani. Czekałem na Was.- Powiedział sympatycznym głosem, jednak wszyscy milczeli.
-Chcecie mieć ludzkie wcielenia. Dobrze, no więc podajcie mi rozwiązania do swoich zagadek Shadow'ie? Ty zacznij.- Dodał
-Moim rozwiązaniem był wiatr. –Odparł  basior
 -Oh tak, tak. Dobrze, teraz pozostali.- Spojrzał na nas.
Wszystkie alfy po kolei podały odpowiedzi, a stwórca przytakiwał za każdym razem. W końcu wstał i rzekł donośnym, oficjalnym głosem:
- Od teraz, gdy tylko zechcecie, możecie używać ludzkiej postaci, którą sami sobie wybierzecie, ale uwaga, możecie wybrać jej wygląd tylko raz, dodatkowo, postać nie może służyć do złych celów.
Po czym uniósł ręce ku górze na co wszystkie zebrane wilki zaczęły się … świecić? Chyba można to tak nazwać. Tak czy inaczej nad każdym osobnikiem pojawiła się złota aura. To znakomite uczucie, takie błogie. 

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

      Aoime stawała się przy mnie coraz pewniejsza siebie. Zadziwiające.
Musiałem coś wymyślić by znowu stała się taką jak wcześniej. Silną i odważną waderą, ale 'strachliwą' wobec mnie.
Zaczęliśmy iść  w kierunku wskazaną przez małą wróżkę.
Przepuściłem Aoime w drzwiach do sali ze Stwórca, by w razie ona pierwsza umarła a nie ja.
Bo co ja jestem?
Szczur do eksperymentów?
No chyba nie...
Weszliśmy do wielkiej sali. Ściany były śnieżnobiałe, a na nich złotymi literami słowa w łacińskim języku.
na środku stał wielki tron, a na nim siedział stary mężczyzna z szarą długą brodą. Podeszliśmy do niego i skłoniliśmy głowę w geście szacunku.
-Witajcie kochani. Czekałem na Was.
Nic nie odpowiedzieliśmy. Nawet ja milczałem.
-Chcecie mieć ludzkie wcielenia. Dobrze, no więc podajcie mi rozwiązania do swoich zagadek.-Przerwał i zwrócił swój wzrok na mnie. -Shadow'ie? Ty zacznij.
-Moim rozwiązaniem był wiatr. -Odparłem.
-Oh tak, tak. Dobrze, teraz pozostali.

(Wataha ognia) od Kondrakara

Rano zbudziłem się niewyspany...nie mogłem wytrzymać bez Sunshine...tęskniłem po nocach... jaskinia była bez niej jakaś pusta. Dzień był niezwykle biały od śniegu... wadery miały szczęście ,że nie musiały tu siedzieć w zimę.
Wraz z Sunshine na poszukiwanie ludzkiej postaci wyruszyła Grace ,którą poznałem po pokonaniu lupusów i Kate z miłym w dotyku puchatym
ogonem i Youki...nie poznałem jej jeszcze ,ale może będę mieć okazję.
*-Przez te kilka dni w watasze było nudno...nic się nie dzieje, ciągle tylko:
Polowanie, wyżerka, odpoczynek, własne zajęcia, polowanie, wyżerka, odpoczynek, spacer w lesie, kąpiel ,wyżerka, spać... i znowu polowanie, wyżerka...i tak dalej to samo co wczoraj...
Dość tego! Wyrwę się i dogonię Sunshine! Choćby nie wiem co!
Hm...nie pomyślałem tylko jak się wyrwać, ciągle ktoś stróżuje by się nie oddalali.
Ha! Już wiem...*- rozmyślałem i pobiegłem na polowanie za innymi z watahy tak by mnie nie widzieli...( czyli daleko z tyłu)
W połowie drogi uciekłem w stronę wodospadu...gdy już byli daleko przede mną...
Żeby było śmieszniej jakaś nie znana mi wadera (chyba z watahy mroku) wybiegła mi przed nosem!
Zderzyliśmy się i upadliśmy na ziemię...
- Auć! Moja głowa...uważaj jak chodzisz...a raczej biegasz.- powiedziała
- Ja mam uważać jak biegam?! Ty mi wyskoczyłaś przed nosem!- wkurzyłem sie
- Coś mówiłeś? A z resztom...dokąd to pędzisz?- zapytała
- Zanim powiem...jak ci na imię?- zbyt dużo gadania, są już pewnie bardzo daleko
,a ja dopiero tu.
- Lovley Loyal. Powiesz dokąd pędziłeś...ja musze dogonić tych co na wyprawę po postać człowieka wyruszyli ,a ty gdzie zmierzasz? - odpowiedziała
Hm...Lovley Loyal? Ma imię Lojalna Miłość...? Ech...te imiona.
- Wiesz ,że ja też chcę ich dogonić? Szybko nie traćmy czasu!- wstałem gwałtownie
- A tobie jak na imię?- dodała
- Kondrakar, ale mów mi Kondro.- odpowiedziałem jej
- Nie jesteś za wolny...Dogonisz mnie?- pokazała łobuzerski uśmieszek
- Ha! To się okaże...- i ruszyliśmy szybko w stronę granic Forever Young...
Wyprzedziła mnie lecz na chwilę, bo przyspieszyłem do jej tępa.
Byliśmy już daleko od naszej krainy... na terenach gryfów, ale żadnego na szczęście nie spotkaliśmy...
Love popatrzyła na mnie ze śmiechem i odepchnęła lekko w bok, ale ja wróciłem na swoją trasę biegu ...kurcze o co jej chodzi? Nagle walnąłem w drzewo... Uderzyłem dość mocno ,przyczepiłem się do niego pazurami, które zrobiły
długi ślad w pniu gdy lekko się zsunąłem na ziemię...była to jabłoń i spadły z niej ostatnie liście już oschłe.
Miałem po tym streeta w oczach kręciły się to w lewo to w prawo.
Love stanęła nade mną ze śmiechem i pomogła mi wstać.
- Wiedziałam ,że tak będzie...hehe jakbyś nie wrócił na te ścieżkę już dawno byś ominął drzewo.- powiedziała
Głowa mnie zabolała, skaleczyłem się czymś w łapę...
-Ałć! Moja noga... dobra dam radę ruszajmy!- otrząsnąłem się
- Głuptasie... zostaniemy tu na noc, skaleczyłeś się...opatrzę ci ranę.- i zaczęła mi robić opatrunek.
- Jesteś medykiem? Czy gdzie się nauczyłaś ?- zapytałem
- Nie ,kiedyś uczył mnie medyk ,który mnie przygarnął po odejściu mojej rodziny...później go zabili...tylko ja przeżyłam.- odpowiedziała smutno i po kilku minutach miałem nasmarowaną nogę jakąś maścią ,którą zrobiła
i opatrunek z liści związany kawałkiem sznurka ,który znalazła na ziemi.
- Ruszajmy w drogę nie ma czasu do stracenia!- chciałem wstać ,ale mnie posadziła
Ech silna jak na waderę...
-Odpocznij tu poszukam coś na ząb...- rzekła Love i zniknęła mi na trochę z oczu...
Zasnąłem szybko...nie wiem co się stało dalej ,ale czułem jej obecność.
Długo se nie pospałem tylko kilka minut...
- Kondro obudź się! Znalazłam martwego gryfa...ma jakieś dwa dni.- szturchnęła mnie lekko Love
-Musieli się na niego natknąć...prowadź!- wstałem szybko i pobiegliśmy.
Na miejscu ku naszemu zdziwieniu gryfa nie było, zostały tylko ślady jego krwi.
- Zniknął!- krzyknęła oburzona
- Uciekajmy stąd , okolica jest niebezpieczna...- schyliłem pysk węsząc
lecz za chwilę ujrzałem wielki cień za Love...to był ogr.
- Love...na mój znak wiej...teraz!- krzyknąłem i pobiegła przed siebie...za nią biegł potwór ,a ja za nim.
Nagle Love zniknęła...Ogr się zatrzymał i okręcił w koło machając maczugą.
Uderzył się w plecy i znów pojawiła się Lovley
wtedy zadałem ostateczny cios...ogr padł.
Byliśmy diabelnie głodni i zmęczeni...zjedliśmy ogra i ruszyliśmy w dalszą drogę szukając jakiegoś źródła. Zastanawiałem się tylko jakim cudem ona zniknęła???
Czyżby umiała być niewidzialna???

(Wataha Mroku) Od Aurory

Gdy tak szliśmy przed siebie, napadł nas ogr. Na szczęście wszyscy wykończyli go, tak, że nikomu nic się nie stało. Zaczęłam się zastanawiać, kto będzie następny. Może napadnie nas jakiś smok? Zawsze lubiłam smoki, ale walka z taką bestią musiałaby być potworna..
Nie nudziłam się już tak w drodze od kiedy poznałam Zefira, czasem przylatywał i prowadziliśmy żywe dyskusję o tym i o owym. Podobnie jak ja lubił gadać, ale w przeciwieństwie do mnie, nie przyznawał się do tego w towarzystwie. Nie rozumiałam go, po co ukrywać coś co jest oczywiste? Każdy mógł zauważyć, że ptak lubił nadawać. W każdym razie, nie zaprzyjaźniłam się z Minsem tak, jak chciałam, ale nie chciało mi się próbować z nim znowu rozmawiać. Nie był zainteresowany jakąkolwiek znajomością, więc zamiast tego, poszłam do Rapix, która nie była z mojej watahy, ale razem byłyśmy na wyprawie, więc to dobry moment, żeby zawiązać jakąś znajomość. Rapix jednak nie była zainteresowana rozmową, i szybko odkryłam, że również nie podziela moich zainteresowań, więc pożegnałam ją, i zaczęłam rozmyślać. Pomyślałam, czy nie pójść do Aoime i z nią nie porozmawiać, ale podejrzewałam, że jest zajęta, pewnie rozmową ze Scythe, za którym specjalnie nie przepadałam. Z żadnym innym Alfą, nigdy nie rozmawiałam, więc w końcu, po długim zastanowieniu się, poszłam do Centurii.
- Witaj - powiedziałam wesoło.
- Hej - powiedziała - Ty jesteś?
- Jestem Aurora - skłoniłam się wesoło - Ty Centuria, tak?
- Owszem - zgodziła się.
- Chcesz sobie porozmawiać?
- O czym?
- Nie wiem - przyznałam - Pewnie mamy jakieś wspólne zainteresowania.. co nie? - spytałam z nadzieją.
- A co lubisz robić?
- Uwielbiam patrzeć na gwiazdy..
- Zaraz! - powiedziała szybko - Ty jesteś ta z watahy Mroku, ta od gwiazd, nie? Po niewoli u lupusów, tak się ucieszyłaś z powrotu na wolność, że biegnąc na dwór, żeby sobie popatrzeć na niebo, uderzyłaś w sklepienie jaskini?
- Eh - jęknęłam - Dawno nie nie prawda... - zachichotałam - Ale tak, to ja.
- Ponoć jesteś trochę - wadera postukała się w głowę i gwizdnęła.
- Serio? - spytałam zdziwiona - Uważasz, że jestem kopnięta?
- Nie... ale przypuszczam, że to może być prawda, nie?
- Może trochę... wpadam w stan depresyjny gdy nie widzę gwiazd..
- Ale twój żywioł to iluzja, więc co ty masz do gwiazd? Czemu je tak lubisz?
- Bo jestem sierotą, i opiekowała się mną babcia, która kochała gwiazdy. No i kiedy umarła, jakoś te gwiazdy mi ją przypominają...
- Rozumiem - Centuria pokiwała głową.
- A ty czym się interesujesz? - spytałam.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Dochodziliśmy do świątyni, była oszałamiająca. Ściany miała złote, ozdobione najróżniejszymi freskami.
Wielka złocista kopuła mieniła się kolorami tęczy, zachodzącego słońca. W zagłębieniach i wyżłobieniach, skryte były przeróżne minerały.
-Chodźcie o środka. - Rzekł Shadow i przekroczył wielkie, złote drzwi, niczym Pan Wszechświata. Fascynujące.
Pilnowałam tyłów, gdy przechodziłam, poczułam, jak zrywam jakąś niewidzialną błonę, osłonę, dziwne. Spojrzałam po pozostałych, niczego niepokojącego nie zauważyłam. Nagle, coś szczęknęło i ze ścian wysunęły się zabójcze kolce, które zaczęły się zwężać…
- Ruchy, biegnijcie! – Krzyknęłam.
Niektórzy spojrzeli na mnie, mądrzejsi biegli, ile sił w łapach. Ktoś tam po drodze się potknął, cholera. Zauważyłam, że była to Rapix.
- Rapix, wstawaj!  - pisnęłam.
Wadera coś tam wymamrotała, kolce były tuż-tuż. Zawołałam Scythe’a.
- Scythe, pomóż mi ją podnieść!
We dwoje, podnieśliśmy waderę i w ostatniej sekundzie udało nam się uniknąć przytrzaśnięcia tyłków. Uff.
Wzburzyłam się, widząc jak Shadow czeka na nas, zirytowany, o, ta jego mina *jestem czystym złem*.
- Co tak długo? – Warknął.
- Hm, następnym razem, gdy Twojej becie będzie groziła śmierć poprzez zmiażdżenie  cholernie ostrymi kolcami, po prostu ją zostawię, pewnie. – Uśmiechnęłam się, widząc, jak się wkurwia. Był wtedy przesłodki, jak rozwścieczona kotka. – A teraz, możemy iść dalej? Chcę wrócić do domu na kolację. – Ktoś w tłumie się roześmiał.
Basior uśmiechnął się ironicznie, wskazał łapą kierunek drogi, po czym przepuścił mnie przodem. Tchórz.
To dziwne, kilka tygodni temu drżałabym ze strachu, gdybym stała z nim oko w oko, cóż, może to mija. 
Im dalej szliśmy, tym łagodniej było. Po drodze spotkałam kilka skrzatów, miniaturowych elfów i innych przesłodkich istot. 
Niewielka wróżka usiadła mi na nosie.
- Hej, maleńka, potrzebujesz czegoś?
- Stwórca Was oczekuje, chodźcie tędy. - Pisnęła, po czym odleciała z mego nosa, odtąd leciała obok mnie. 
W końcu, mym oczom ukazały się ogromne, złote wrota z blado-niebieskimi zdobieniami.

sobota, 27 kwietnia 2013

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Na naszej drodze stanął ogr. Był duży, śmierdzący i brzydki.
Jak zwykle zacząłem z niego drwić. Jaki jest itp.
Stwór był o wiele potężniejszy niż swój poprzednik, ale byliśmy na tyle mądrzy, wspaniali i silni że go pokonaliśmy.
Zapadał zmierzch, a my dochodziliśmy do złotej Świątyni.
Jak ona wyglądała?
Zaraz powiem.
Ściany miała złote, ozdobione najróżniejszymi freskami. Choć to było dziwne to wszystko było na zewnątrz.
Wielka złocista kopuła mieniła się kolorami tęczy, zachodzącego słońca.
Jeśli by się tak przypatrzeć, można zobaczyć malutkie szlachetne kamienie.
Spojrzałem na pozostałych którzy podziwiali budowle.
-Chodźcie o środka. -Powiedziałem po czym wszedłem przez wielkie drzwi do wielkiej, złotej sali.

(Wataha Powietrza) od Rapix

Gryfy , Ogry , Syreny jakie jeszcze badziewie nas zaatakuje ? Przyszedł czas na mały odpoczynek. Wszyscy kładli się spać , ja też byłam zmęczona więc zasnęłam. Śniła mi się postać wilka , żadna nowość.
Nie widziałam twarzy mówił on tylko o niebezpieczeństwach jakie jeszcze nas czekają w dalszej drodze. `
Szeptał coś o próbie i łączeniu żywiołów. Mówił , że jesteśmy jednością.
Miałam tylko nadzieję , że wszyscy wrócą cało. Obudziłam się w środku nocy. Coś szeptało w oddali , postanowiłam to sprawdzić.  Pobiegłam za szeptem niezauważona przez wartowników obozu. Nie widziałam nikogo , ciemność była wszędzie tylko mała smuga światła pozwalała mi coś widzieć.
Zatrzymałam się i usiadłam na ziemi , szepty ustały a nad moją głową przeleciał kruk.
Kruki były wredne nie cierpiałam tych ptaszysk.
Wykraczał :
-Zginiesz , zginiesz !
Warknęłam , a kruk odleciał. Nie przejmowałam się jego słowami , wróciłam do obozu i zasnęłam.

(Wataha Mroku) Od Scythe'a

Zaczęło się ściemniać, to było dziwne, bo w raju nie ma dnia ani nocy. Nie mam pojęcia czym to było spowodowane.
Rozbiliśmy wspólny obóz. Shadow za nic w świecie nie chciał trzymać warty, więc ja to zrobiłem, a on w tym czasie oddalił się od obozu podobnie jak pozostałe wilki. Było ciemno i zapadła błoga cisza. Zrobiłem małą kulę energii, bo dodać temu miejscu trochę klimatu. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się tą chwilą. Z deliberacji wyrwał mnie głos jakiegoś samca:
- Cześć Scythe.- Odwróciłem się i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem Minsa
- Cześć.- Odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Ciekawe czego ode mnie chce.
-Słuchaj, wiem, że jak na razie była między nami, można powiedzieć wojna. Ale chcę się pogodzić.- Przewróciłem oczami na jego słowa.
-No znajomość zaczęliśmy w nie miłej atmosferze.- Odpowiedziałem. Mało co mnie obchodził. W sumie to, czy będziemy w zgodzie czy nie kompletnie mi powiewało.
-Póki Aoime nie wybrała ciebie, walczyliśmy o nią a potem między sobą.- O co mu chodzi?
-Do czego zmierzasz?- Odparłem
-Chcę ci powiedzieć, że nic do ciebie nie mam ale zachowywałem się tak bo byłem trochę zły, że Aoime wybrała ciebie ale to jej decyzja.
-Nie wiem, jak długo znasz Aoime i co było między wami zanim mnie poznała.- Zastanowiłem się w duchu.
-Nie kończ.- Przerwał mi.
-Dobra. Czyli między nami jest pokój.- Zakończyłem rozmowę i odwróciłem się plecami.
-Przynajmniej na razie. Nie wiesz co się wydarzy później.- Mins dalej ciągną rozmowę. Odwróciłem się do niego, ale zobaczyłem, jak zza jego pleców wyłania się Aoime zmierzająca w naszym kierunku.
-No nie. –Odpowiedziałem mu urywając szybko rozmowę.- Słuchaj Aoime idzie tu pewnie chce ze mną porozmawiać. Obejmiesz za mnie warte? – Po tych słowach poderwałem się i nie czekając na odpowiedź poszedłem w stronę wadery.
-Pewnie. – Usłyszałem za sobą.

Podszedłem do wadery i bez słów przywitania otarliśmy się o siebie.
- No to co robimy?- Zapytałem z łobuzerskim uśmiechem.
- Chodź za mną.- Odparła uwodzicielskim głosem i ruszyła przed siebie.
Biegliśmy beztrosko jak para szalonych szczeniaków. Oddaliliśmy się od obozowiska, wbiegliśmy na polanę. Aoime biegła pierwsza i śmiała się. Ja ją goniłem z równie wielkim uśmiechem na pysku. Czułem się taki szczęśliwy. Zawyłem głośno, ale nie przestawałem biec. Wadera wbiegła na wzgórze i odwróciła się do mnie, a ja przewróciłem ja pyskiem na trawę i stojąc nad nią, patrzyłem jej prosto w oczy. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Położyłem się obok niej i chwilę patrzyliśmy w niebo. Potem Aoime przewróciła się bardziej na bok i zaczęła mnie mizać. Przytuliłem ją do siebie i zasnęliśmy.
Gdy nastał ranek Aoime obudziła mnie. Leżeliśmy jeszcze trochę, ale po chwili ruszyliśmy z powrotem do obozu, było już późno. Wkroczyliśmy do jaskini roześmiani, ale gdy ujrzeliśmy Shadowa na naszym legowisku od razu zapanowała powaga, jednak w duchu ciągle się śmiałem.
-Aoime, wyruszmy już do tej świątyni. -Ta skinęła i poszła razem ze mną budzić wilki z naszej watahy.
Ruszyliśmy w drogę do świątyni, którą podobno wcześniej wskazał nam Ares, ale nie było mnie przy tym. Szedłem koło Aoime, rozmawialiśmy, jednak przeszkodził nam rozwścieczony ogr. Po kilku chwilach pokonaliśmy go, jednak z tym osobnikiem było ciężej niż z poprzednimi potworami.

Wędrówka dłużyła się niemiłosiernie. Bolały mnie łapy od tego chodzenia … ile można. Maszerowaliśmy szybkim tempem i o zmierzchu dotarliśmy do wskazanej przez Aresa świątyni. 

(Wataha Mroku) Od Minsa


Całą noc pełniłem wartę. Nic szczególnego się nie działo. Gdy nastał ranek wyruszyliśmy pośpiesznie. Panowała wesoła atmosfera gdy nagle drogę zagrodziło nam ogro-podobne stworzenie. Wilki rzuciły się na potwora ale stwór nic nie robił sobie z ataków wilków. Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Wskoczyłem w krzaki i okrążyłem potwora. Wyczołgałem się dopiero jakieś 2 metry od stwora. Wziąłem rozbieg i wskoczyłem potworowi na plecy. Ten stracił równowagę i upadł. Wilki wykorzystały okazje i gryzły ogra w okolice szyi i boki. Gdy stwór nie żył ruszyliśmy dalej. Gdy maszerowaliśmy przyleciał Zefir.
-Cześć
-No cześć
-Jak wyprawa?
-Jak na razie dobrze.
-Mogę trochę odpocząć na twoim ramieniu?
-Zezwalam
-To świetnie
-Ale jeden warunek
-Wiem mam być cicho
-Dokładnie
Idąc z Zefirem na ramieniu wzbudziłem ciekawość Aurory która akurat przechodziła obok mnie.
-Czy to nie ten gadający jastrząb? - Spytała
-Tak, to on
-Co on tu robi?
-Nie wiem. Tak sobie przyleciał.
-A on ma jakiś zakaz gadania, że tak cicho siedzi?
-Tak
-Ile już siedzi cicho?
-Jak na razie to pięć minut.
-Aha
-Dobra gaduło widzę, że to milczenie ci się nie podoba możesz przemówić.
-No nareszcie. A tak w ogóle czemu mnie nie przedstawiłeś?
-To on ma imię? Spytała Aurora
-Tak. Przedstaw się gaduło
-Nazywam się Zefir.
-A ja Aurora, miło mi poznać
-Myślę, że się polubicie. Oboje lubicie gadać.
-Bez przesady- powiedział Zefir- Nie zawsze gadam
-Jasne- powiedziałem
Rozmawialiśmy sobie tak w trójkę. Dopóki nie zaatakował nas kolejny stwór.

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

     Spędziłem z Kiche upojną noc, byłem ciekaw czy za pierwszy razem wyjdzie i będzie w ciąży.
     Obudziłem się nad ranem, wadera była wtulona we mnie jak nigdy dotąd. Uśmiechnąłem się pod nosem, i powoli wstałem by nie zbudzić wadery. Poszedłem poszukać Aoime.
No tak wszyscy spali, a Aoime ze Scythe'm poszli gdzieś.
Uhu, może będą następne szczeniaki? Nie wiem. Nie obchodzi mnie to zbytnio, te ich erotyczne spotkanka.
Usiadłem koło pustego legowiska Pary Alfa, wilków Mroku i czekałem kiedy przybędą.
Po kilku chwilach które dłużył się niemiłosiernie, przyszły gołąbeczki roześmiane i w ogóle. Kiedy mnie zauważyli od razu na ich pyskach pojawiła się powaga.
Co oni boją się że skomentuje ich?
Przecież to... prawda. Zacząłbym się śmiać z nich i kpić.
No chyba że... nie, to nie to.
-Aoime, wyruszmy już do tej świątyni. -Ta skinęła i poszła wraz z basiorem budzić wilki.
Kiedy wszyscy byli gotowi, wyruszyliśmy w drogę.

(Wataha Ziemi) od Kiche

A jednak włóczenie się po lesie nie sprawiało mi takiej przyjemności jak po borze na moim terenie. Nagle ukazała mi się Hekate.. jak to Ona zawsze z ironią na ustach podeszła do mnie.
- Och, Kiche, czeka Cię coś co trudno nazwać dolikatnym pojedynkiem...
i zniknęła. Nie wiedziałam o co jej chodzi.. ale trudno. Nagle gdy zamknęłam oczy, nie mogłam ich otworzyć. Byłam nigdzie... dosłownie tu nic nie było. Wpatrzyłam się w cień który zbliżał się do mnie. Był to wielki byk z tysiącoma oczami tysiącoma rogami. Wystraszyłam się. Lecz sprytem łatwo było go wykiwać. Po paru minutach leżał obok mnie zawinięty w.. chmury nie wiem jakim cudem. Otworzyłam oczy. Fakt fatem myślałam, że to moja wyobraźnia. Wróciłam do obozu. Był tam Shadow  podeszłam do niego a On zadał mi pytanie na które... hm czekałam:
- Może zrobimy sobie szczeniaki?
Kochałam Shadow'a za charakter i ogólnie więc się zgodziłam. Ale reszta pozostanie moim sekretem.

piątek, 26 kwietnia 2013

(Wataha Powietrza) Od Centurii





Shadow oczywiście nie przejmował się niczym , szedł do przodu gdy nagle kolejny raz zagrodził nam drogę stwór , tym razem był to Ogr. Wielkie bydle spojrzało na nas z góry.Shadow zachowywał się dziwnie, bo za każdym razem jak staną przed nami stwór od patrzył jak my z tymi potworami walczymy.
Ogr zaczął na nas szarżę , rzucił się na grupę z wielką maczugą. Udało się uniknąć ciosu tylko dzięki sprawnym unikom. Rapix dała nam znak by zaatakować ogra od tyłu.
Ogr zwrócił się ku Danielle do akcji wkroczyła więc Perrie , która chciała obronić ją przed atakiem.Odepchnęła Danielle , a maczuga trafiła tuż przed głową Perrie.Staraliśmy się obalić stwora.Ogr machnął ręką i zepchnął Kate do urwiska. Złapała się ona wystającej skały lecz opadała z sił i nie mogła dłużej wytrzymać wisząc.
-Shadow ratuj Kate ! - krzyknęła Rapix
Ten tylko fuknął i dalej siedział na miejscu.
-Sama to zrób . -odrzekł.
-Centuria pomóż Kate ! -krzyknęła Rapix do mnie a ja od razu zaczęłam działać.
Kiche i Aoime rzuciły jakiś czar i Ogr padł martwy .Poszliśmy dalej.Po pewnym czasie zobaczyłam że Shadow i jeszcze parę wilków idzie w stronę stawu gdzie czyhają syreny.Śpiewały pięknie.Na szczęście odwróciłam się i przestałam słuchać.Zobaczyłam jedynie ukradkiem oka że jeden z basiorów wypłyną z wody i atakuje syreny.Gdy się z nimi rozprawił ruszyliśmy dalej.To było bardzo dziwne, bo nastała noc. Po prostu... czas stał w miejscu.Nie mam pojęcia o co chodziło.Szybko zmontowaliśmy obóz a wtedy objawił się Ares, jak zwykle wzniecał strach, mnie on bawi bo zawsze taka "powaga".
- Jeżeli dalej będziecie iść w tym kierunku, jutro o zmierzchu powinniście być na miejscu. Droga do samej świątyni będzie trudniejsza, niż wszystko co dotychczas widzieliście.-powiedział po czym zniknął
No świetnie tylko tego brakowało.Podeszłam do wadery która wtedy się nie rzuciła na centaura.
-Hej.Jestem Centuria a ty?-powiedziałam
-Cześć.Ja jestem Meyrin.
-Aha.Widziałam że gdy zaatakował nas centaur też się na niego nie rzuciłaś.
-Tak...Ale ja ciebie nie widziałam.
-To pewnie dlatego że byłam w powietrzu.
-Pewnie tak.Ja muszę iść.Pa!
-Do zobaczenia.-krzyknęłam
Każdy już powoli szedł spać, więc poszłam położyłam się obok nich.Gdy przechodziłam koło jakiegoś wilka to chyba mu nadepnęłam na ogon, bo poczułam jakbym przechodziła po czymś dziwnym.Położyłam się a wtedy miałam wrażenie że całe życie mi przesuwa przed oczami.Tylko że to nie była moja przeszłość a przyszłość.Nie wyraźnie widziałam co się dzieje.Jedynie co zapamiętałam że ktoś krzyczy.Wtedy nagle wizja mi się przerwała.Postanowiłam jutro powiedzieć któremuś z alf bo dotychczas nie miałam wizji.Zasnęłam.

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

     Byłem zły. Po prostu zły na siebie.
Nie oparłem się uroku syren, kiedyś z takowymi kręciłem ale stwierdziłem że są za brzydkie dla mnie... Nie ważne.
     Zbliżał się wieczór, jeśli można to tak nazwać. Nie miałem zamiaru siedzieć na warcie więc poszedłem się przejść.
Teraz wiem że będę bronić mojej grupy. Byłem obojętny wcześniej ale teraz by się przydało ruszyć swe dupsko i coś zrobić.
 Chodziłem między suchymi, zniszczonymi drzewami. Nie było odznak życia kiedy bardziej wgłębiałem się w las. Tylko zapach śmierci, padliny. I ciemność. Kompletna pustka.
Nie wiem kiedy to się stało, ale poczułem się pusty w sobie, osamotniony i nic nie warty. Przybliżyłem pysk do ziemi, i przymknąłem oczy. Nie wiem co się dzieje ze mną. Nie wiem.
Otworzyłem oczy. Światło mnie oślepiło i po chwili zniknęło. Co to ma być? To jakaś zabawa? Nie wiem.
Zacząłem się rozglądać. Byłem w 'innym świecie' . Drzewa które były przed chwilą zniszczone i stare, teraz były piękne, młode i rozłożyste. Las w którym byłem tętnił życiem i młodością. Tu sarna jadła trawkę, tam dzik coś tam robił w krzakach. Niebo nade mną było niebieskie i czyste a wcześniej było czarne i ponure.
,,Co to kurde, ma być?! "-pomyślałem zirytowany. ,,To jakaś chora zabawa" -dodałem w
duchu.
Usłyszałem ryk. To było dziwne bo las wyglądał na pozornie bezpieczny, zacząłem się rozglądać co wydało ten dźwięk.
To był hmm.. właśnie co to było?
Stwór miał czerwone oczy, dwa rogi na głowie i jeszcze jeden na nosie. Ogon miał puszysty jak wiewiórka.
Istota była średniej długości i grubiutka.
To 'coś' rzuciło się na mnie, ominąłem go a ten wściekły na mnie plunął. Wydzielina poleciała na oczy i nic nie wiedziałem. Kiedy zdarłem ją sobie z paczałów, las był taki sam przed 'metamorfozą'. Brzydki, stary, ponury. Dziwne.
Wróciłem do obozu, wilki siedziały na swoich miejscach, gawędziły, robiły zwykłe rzeczy. Nie zauważyły tego dziwnego zajścia, które doświadczyłem. No cóż może to i lepiej? Podbiegłem do Kiche ta siedziała sama z dala od wszystkich.
-Kiche?
-Mmm? -mruknęła, a ja usiadłem obok.
-Może zrobimy sobie szczeniaki? -Zapytałem rozbawiony. Ta spojrzała na mnie z  błyskiem w oku.


(Wataha Powietrza) Od Centurii

Obudził mnie blask słońca.Zobaczyłam że inne wilki jeszcze śpią więc wyszłam na polowanie.Przez zaspy śniegu ledwo co szłam.Wtedy sobie przypomniałam że mam skrzydła.Wzbiłam się w powietrze i zaczęłam szukać zdobyczy.Długo nie szukałam bo zobaczyłam sarnę.Nie widziała mnie ani nie słyszała, więc postanowiłam zaatakować z powietrza.Skoczyłam na sarne z zaskoczenia.Szybko ugryzłam w szyje po czym zaczęłam jeść.Gdy się najadłam wróciłam do watahy.Gdy doleciałam wszystkie wilki już się obudziły, a wtedy doszły mnie słuchy, że alfy watah idą na wyprawę po ludzką postać.I w ramach tego zabierają ze sobą trzy wilki.Postanowiłam się zgłosić do Shadow'a by wziąć udział w tej wyprawie.Gdy do niego podeszłam powiedziałam:
-Shodow'ie chciałabym być w tej wyprawie.
-Dobra, ale zachowuj się na niej przyzwoicie albo Cię zabiję.-Odpowiedział, patrząc mi w oczy i się szeroko uśmiechając.
~Dziwny ma charakter.-pomyślałam.
Już zapadał zmrok.Poszłam w głąb jaskini gdzie nikogo nie ma i połażyłam się spać.Następnego ranka......coś mnie zaczęło szturchać.Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam że to Shadow.Budził te wilczyce które miały z nim pójść na tą wyprawę.Wyszliśmy z jaskini szliśmy w stronę Polany Pojednania.Gdy dotarliśmy każdy wilk patrzył się na nas jakby chciał powiedzieć "no nareszcie!".Wtedy z nikąd pojawił się przed nami Ares.
-No to pokazać Wam, nędzne wilczki drogę do Ludzkiej Postaci?-Zapytał Ares.
-Sam jesteś nędzny!- Głośno odfuknął Scythe.
Kazał nam za nim iść.Oczywiście po drodze zaczął prószyć śnieg, ale wtedy tak znikąd zrobiło się cieplej.Wtedy zobaczyłam że jesteśmy w zupełnie innym miejscu.Ares zsiadł z swojego konia i kazał nam się kierować na wschód.Gdy zniknął trochę przeszliśmy na przód a wtedy nagle wyskoczył przed nas centaur.
-Jak śmiecie tutaj przebywać?! -Krzyknął.
-Bo nam się tak podoba. jak Tobie coś nie pasuje to idź do swojej mamusi i się jej wyżal. -Zakpił Shadow.
-Nie pozwalaj sobie nędzniku.
-I kto tu mówi o nędzności. Wiesz z kim masz do czynienia? - Aoime westchnęła a Kiche parsknęła śmiechem.
-No jestem bardzo ciekawy.. -Powiedział niemiłym tonem.
-Jestem Synem Skrzydlatej Śmierci i Mroku. Mam wielu kuzynów Dementorów, więc lepiej uważaj, jeśli 'niechcący' na twój ród spadnie epidemia, i będą masowe zgony. -Uśmiechnął się złośliwie.
-Ty, Ty! -Ryknął centaur i rzucił się na niego. Shadow wystrzelił w górę. Stwór zaczął biec w naszą stronę. Shadow westchnął głośno chcąc pokazać jakie utrapienie z nami ma..
Patrzyłam jak reszta wilków rzuca się na pół zwierzę. Nie lubiłam się rzucać na kogoś ofiarę, a tym bardziej na centaura.Zobaczyłam że i inna wilczyca też się nie rzuciła.Postanowiłam do niej podejść ale inne wilki już skończyły z centaurem.Wreszcie ruszyliśmy zwartą grupą.

(Wataha Mroku) Od Minsa

Płynąłem za syrenami. Kątem oka widziałem jak Scythe wypływa na powierzchnie nie wiedziałem jak to możliwe. Może bał się czegoś co było w wodzie tak panicznie, że strach przezwyciężył śpiew syren? Gdy syreny wreszcie się zatrzymały zaczęło mi brakować powietrza. Gdy jedna z syren do mnie podpływała nagle pojawiła się Aoime ze Scythe i kilkoma innymi wilkami które pokonały syreny. Gdy wszyscy wydostali się na brzeg i doszli do siebie ruszyliśmy dalej. Maszerowałem w środku grupy obok Colo gdy nagle podbiegła do mnie Aurora
-Witaj! Mins, chcesz sobie porozmawiać?
-Nie wiem..?- powiedziałem niepewnie. A ty chcesz?
-Uznałam, że w końcu jesteśmy z jednej watahy, a ze sobą nie rozmawiamy, nie? Ty kolegujesz się z Szawą, nie? Ja też, ale on nie nadąża za moim tokiem mówienia, mówi, że ciągle paplam, mam nadzieje, że tobie to nie przeszkadza ,co? No więc, może na początek coś o sobie powiem: otóż, bardzo lubię patrzeć na gwiazdy, uwielbiam.. w niebie jest tyle przestrzeni, wszystko jest takie wolne, i świecące..
-Tak.. świetnie
-Właśnie, niedługo noc, pooglądasz sobie ze mną gwiazdy? Szawa to lubi..
-Eh.. Nie wiem czy chcę
-No weź… No weź nie zostawiaj mnie samej.
-No dobra.
Poszliśmy więc za obóz gdzie było duże wzgórze. Usiedliśmy na szczycie i czekaliśmy aż się ściemni. Gdy było już ciemno i było widać gwiazdy Aurora zaczęła rozmowę o gwiazdach
-Widzisz? To Wielki Wóz!
-Że co? Spytałem
-To konstelacja gwiezdna? Tam na niebie
-Nie widzę żadnego wozu.
-Bo widzisz. Tam są takie gwiazdy, tu takie, no i to się łączy w gwiazdozbiór.
-Być może. Ale co w tym ciekawego?
-Mam niejasne wrażenie, że nie podzielasz moich zainteresowań.. może powiesz mi, co ty lubisz robić?
-Wiesz nie mam jako takich zainteresowań. Ale jeśli chcesz wiedzieć co lubię robić to ci powiem. Wiec lubię ćwiczyć się w różnych dziedzinach magii żywiołowej w moim przypadku mroku i podnosić swoje fizyczne osiągi.
-Czyli lubisz trenować.
-Tak. Poza tym lubię od czasu do czasu usiąść sobie w jakimś spokojnym miejscu i pomyśleć.
-Czyli medytujesz.
-Może nie tyle co medytuje, co próbuje osiągnąć równowagę, bo widzisz ja mam skomplikowane życie.
-Rozumiem.
-Chodź do obozu.
-Nie chcę, wole pooglądać sobie gwiazdy. Ale ty idź.
-Jak chcesz.
Idąc do obozu zauważyłem Scythe który siedzi na środku obozu przy kuli energii jak przy ognisku. Pomyślałem wtedy czy by się z nim nie pogodzić. Podchodząc do niego zacząłem się wahać ale postanowiłem sobie, że się z nim pogodzę.
-Cześć Scythe- zacząłem
-Yyy cześć.
-Słuchaj, wiem, że jak na razie była między nami, można powiedzieć wojna. Ale chcę się pogodzić.
-No znajomość zaczęliśmy w nie miłej atmosferze.
-Póki Aoime nie wybrała ciebie, walczyliśmy o nią a potem między sobą.
-Do czego zmierzasz?
-Chcę ci powiedzieć, że nic do ciebie nie mam ale zachowywałem się tak bo byłem trochę zły, że Aoime wybrała ciebie ale to jej decyzja.
-Nie wiem, jak długo znasz Aoime i co było między wami zanim mnie poznała.
-Nie kończ.
-Dobra. Czyli między nami jest pokój.
-Przynajmniej na razie. Nie wiesz co się wydarzy później.
-Ano nie. Słuchaj Aoime idzie tu pewnie chce ze mną porozmawiać. Obejmiesz za mnie warte?
-Pewnie.
Usiadłem na miejscu Scythe i zacząłem obserwować otoczenie obozowiska. Po około 20 minutach obserwowania przyleciał Zefir. Uciąłem sobie z nim krótką pogawędkę po czym zasnął mi na ramieniu.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Koniec końców, udało nam się wyciągnąć chłopaków. Nie rozumiem ideologii syren, jak są niewyżyte, to niech znajdą sobie kogoś swojej rasy, a nie... Chora zabawa.
To było bardzo dziwne, bo nastała noc,  a tutaj nigdy nie nastaje noc, ni dzień. Po prostu... czas stał w miejscu. Cóż, może zbliżaliśmy się do jakiegoś źródła? Nie mam pojęcia.
Wilki porozchodziły się po obozie, który na szybko zmontowaliśmy. Objawił się Ares, jak zwykle wzniecał strach, mnie on bardziej bawił, niż przestraszał.
- Jeżeli dalej będziecie iść w tym kierunku, jutro o zmierzchu powinniście być na miejscu. Droga do samej świątyni będzie trudniejsza, niż wszystko co dotychczas widzieliście.
Po czym zniknął, tak puf. Cudownie.
Nie pilnowałam moich podopiecznych, miałam ten przywilej, iż sami potrafili o siebie zadbać. Na szczęście. Podeszłam do Scythe'a.

(Wataha Mroku) Od Aurory

W czasie, gdy wszystko nas atakowało, ja zwykle stałam na uboczu i przypatrywałam się bójkom. To było bardzo dziwne, że od czasu rozpoczęcia wyprawy, poczułam się osamotniona. Nie było Szawy, z którym mogłabym rozmawiać. Był zamiast tego Mins, którego nie znałam tak dobrze. Może pora się z kimś zaznajomić? Zaczęłam szukać Minsa.
- Witaj! - zawołałam wesoło gdy go dogoniłam - Mins, chcesz sobie porozmawiać?
- Nie wiem...? - powiedział niepewnie - A ty chcesz?
- Uznałam, że w końcu jesteśmy z jednej watahy, a ze sobą nie rozmawiamy, nie? Ty kolegujesz się z Szawą, nie? Ja też, ale on nie nadąża za moim tokiem mówienia, mówi, że ciągle paplam, mam nadzieję, że tobie to nie przeszkadza, co? - Mins nie był do końca przekonany, ale ja już zaczęłam mówić - No więc, może na początek coś o sobie powiem: otóż, bardzo lubię patrzeć na gwiazdy, uwielbiam.. w niebie jest tyle przestrzeni, wszystko jest takie wolne, i świecące..
- Tak.. świetnie - mruknął Mins.
- Właśnie, niedługo noc, pooglądasz sobie ze mną gwiazdy? Szawa to lubi..
- Eh - wydawał się załamany samą moją obecnością, ale to chyba tylko moje wyobrażenie, bo przecież nic złego nie zrobiłam - Nie wiem czy chcę..
- No weź - zrobiłam piękne oczka - No weź.. nie zostawiaj mnie samej..
- No dobra.. - Mins nie wydawał się być zachwycony, ale bardzo mnie ucieszyła jego odpowiedź.
Kiedy zrobiło się ciemno., przystanęłam i powiedziałam.
- Widzisz? - spytałam -To Wielki Wóz!
- Że co? - spytał Mins.
- To konstelacja gwiezdna.- wytłumaczyłam - Tam, na niebie!
- Nie widzę żadnego wozu - mruknął basior.
- Bo widzisz - zaczęłam wskazywać łapą - Tam są takie gwiazdy, tu takie, a tam takie, no i to się łączy w gwiazdozbiór..
- Być może. Ale co w tym ciekawego?
- Mam niejasne wrażenie, że nie podzielasz moich zainteresowań.. może powiesz mi, co ty lubisz robić?



(Wataha Mroku) Od Scythe'a

Ocknąłem się i ujrzałem, że otacza mnie woda. Byłem przerażony, bo gdy traciłem przytomność znajdowałem się na powierzchni, a teraz jestem otoczony wodnymi głębinami. Ujrzałem przed sobą kilka syren za którymi płynęli Mins, Colo, Matrix i Shadow. Wszystko było jasne, to syreny nas zahipnotyzowały.

Moja fobia na punkcie wody była najwyraźniej silniejsza niż urok syren, bo instynktownie wyskoczyłem z wody jak oparzony. Z brakiem tchu dopłynąłem do brzegu. Aoime rzuciła mi się w ramiona. Reszta wilków stała i gapiła się jak te czopki. Nikt nie wiedział co robić. Co prawda żaden z samców nie był mi bliski i w sumie nie musiałem żadnego ratować, ale w duchu męskiej solidarności wziąłem kilka głębokich wdechów i wskoczyłem z powrotem do akwenu a za mną Aoime.

Miałem spontaniczny, ale dobry plan. To wręcz nie może się nie udać. Płynąłem dosyć nieporadnie, jednak szybko dostrzegłem syreny wraz z samcami. Musiałem zwrócić ich uwagę morskich stworów, więc stworzyłem kulę energii, która mocno się świeciła, a dodatkowo w wodzie zaczęła głośno syczeć. Gdy zobaczyły mnie i Aoime ze złością w oczach zaczęły płynąć w naszym kierunku. Postanowiłem użyć mojej niezwykłej zdolności – magii metalu.
Było dosyć ciężko, bo kończyło mi się powietrze.  Syrenę, która płynęła na czele skułem stalowymi kajdanami. Wydała z siebie głośny pisk, myślałem, że zaraz wybuchną mi uszy, więc zatkałem jej usta również stalową opaską. Podobnie zrobiłem z resztą. Aoime w tym czasie pomogła wilkom wypłynąć na brzeg.

Gdy rozprawiłem się z morskimi nimfami, wszyscy czekali już na mnie na powierzchni. Z trudem zacząłem  płynąć ku górze, by wreszcie zaczerpnąć trochę powietrza. Wgramoliłem się na ląd i padłem ze zmęczenia. Władanie metalami kosztuje mnie sporo energii odkąd nie jestem w lupusim ciele.Nie było czasu do stracenia. Wszyscy wstali i ruszyliśmy dalej. 

czwartek, 25 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) Od Minsa


Wyprawa jak na razie się udaje. Ciągle atakują nas jakieś potwory. Szliśmy głównie przez las ale gdy przechodziliśmy niedaleko jeziora wyszliśmy z gęstwiny na bardziej otwarty teren. Spojrzałem się za siebie czy jakiś potwór nas nie śledzi bo w tych okolicach można się wszystkiego spodziewać. Ale zamiast potworów zobaczyłem Zefira.
-Cześć Zefir
-Witaj
-Słuchaj czy ty przypadkiem mnie nie śledzisz miałeś zostać na terenach Forever Young.
-Wiem ale nudziło mi się.
-Nudziło Ci się. No trudno zostań już.
-Cieszę się, że mnie nie odsyłasz.
-Ale stawiam dwa warunki.
-Jakie
-Po pierwsze masz lecieć nad nami i wypatrywać potworów. A po drugie możesz jechać mi na ramieniu tylko wtedy gdy się zmęczysz lataniem.
-Więc na pierwszy warunek się zgadzam ale czemu mogę jechać Ci na ramieniu tylko wtedy gdy się zmęcze.
-Bo niektórym wilkom przeszkadza ta twoja paplanina.
-Ano taki jestem.
-Wiem niestety wiem.
-A teraz leć
-Dobrze
Gdy Zefir odleciał odwróciłem się nagle i zacząłem iść w stronę jeziora. Ale coś mnie zmuszało aby tam iść. Próbowałem się powstrzymać ale nie potrafiłem. Kontem oka widziałem jak Scythe, Colo, Matrix i Shadow też idą w stronę jeziora. Nagle ujrzałem syreny, wiec t ich sprawka. Widziałem jak jedna z syren puściła oko do Aoime i zamachnęła się ręką a inne syreny dały nura. Na moje nieszczęście śpiew syren nadal zmuszał mnie do rzeczy których nie chciałem robić. Gdy wskakiwałem do wody widziałem jak Zefir rozmawia z zdezorientowaną Aoime. Ja natomiast razem z innymi samcami płynąłem za syrenami. Płynąc próbowałem siłą umysłu się wyrwać ale syren było chyba z pięć więc co udało mi się wyrwać z pod czaru ich śpiewu to już inna znów mnie oszołomiła.



(Wataha Mroku) Od Scythe'a

Byliśmy po drugiej stronie, w raju. Wszystko się ożywiło, na to czekałem odkąd tu jestem! Uwielbiam takie smaczki. Walki z potworami, poszukiwania no i oczywiście rozmaite zagadki.

Atakowały nas różne stwory, które jak dotąd znałem jedynie z mitologii. Oczywiście wszystkim , które odważyły się zagrozić mojej watasze, stawiłem czoła. Reszta kreatur niech robi co chce, byle nie atakowały. Nie będę zabijał, dopóki nie będzie trzeba.
Co dziwnego – w tym miejscu nie istnieje to czas. Jeszcze dziwniejsze jest to, ze faktycznie można to odczuć. Światło brało się niewiadomo skąd i nie gasło.

Szliśmy, rozmawialiśmy, atmosfera była całkiem miła. Jedynie Mins trzymał się z tyłu, cały naburmuszony z kwaśną miną. Mówiłem, że bez sensu jest go brać na takie wyprawy.

Nagle usłyszałem trzepotanie skrzydeł. Myślałem że to ptak, ale gdy uniosłem głowę, okazało się, że to gryf. Wydał z siebie syk niczym żmija po czym zaczął szybować prosto na nas. Shadow wzbił się w górę i zadał mu kilka ciosów, dzięki czemu bestia spadła na ziemię z hukiem. Poszliśmy dalej, ale w pewnym momencie usłyszałem śpiew. Zwolniłem, zacząłem tracić kontakt z rzeczywistością. Nie wiedziałem co mi jest. Potrząsnąłem głową, ale nie pomogło. Obraz mi się rozmazał, broniłem się jak mogłem, niestety nic to nie dało. Nastała ciemność.

(Wataha Ziemi) od Kiche


Coś czułam, że jest nie tak jakoś dopadało mnie straszne poczucie... czego? Winy? Obowiązku? Czy może przygody? Nie wiem. Chciałam wracać do jaskini, do mapy, chciałam być blisko Shadow'a... ale nie, bo przecież muszę chodzić po jakimś raju.. który dla mnie rajem nie jest. Może to nie dla mnie miejsce? Nagle usłyszałam wielkie oburzenie ze strony Aoime i głęboko wzdychnęłam... Były to syreny a niestety w naszej wyprawie, żaden samiec nie był na tyle silny by opanować się. Szłam dalej za Perrie gdy przed nami stanął... wilczek. A raczej, bestia nazywana "wielkim psem". Jego oczy wyglądały jak oczy szczeniaczka, lecz pysk mówił co innego. Warknęłam na niego i szepnęłam:
- Jego nam tu brakowało!
Aoime stanęła koło mnie, a ja przybrałam pozycję wyzywającą do walki. Wilk nie czekał długo zaatakował... ale nie mnie tylko Aoime. Ze zdziwieniem spojrzałam na czarnego jak noc wilczura, jednak Aoime była szybka i zwinna odepchnęła go, a ja nie czekając długo ugryzłam go w szyję i poczułam kruchość kości zwierzęcia.

Ranking

     No więc po długim czasie ranking jest. Jeśli ktoś ma wątpliwości pisze na Kocham Konie22365 lub kochamkonie22365 (Skype)

                                                                                                                        Perrie

(Wataha Wody) Od Perrie

Szłam spokojnie, obok mnie wędrował Matrix i Danielle. Mała Danielle była radosna jak zawsze. Nie przeszkadzało jej to że idziemy. I zadawała setki uciążliwych pytań. Znosząc dalsze gadanie Danielle, szłam nie zważywszy na to że non stop rozmawia. Nagle usłyszałam świst powietrza nad głowami. Czym było to coś ? Aha, to GRYF ! Nie trwało to długo a gryf leżał. Niestety nie mogłam się wykazać iż musiałam bronić Dan. Kilkanaście kilomentrów dalej czekała nas następna nieprzyjemna niespodzianka. Syreny. Piękne ale jakże wkurwiające istoty.
-Perrie ? Kto to jest ? - spytała Danielle.
-Kochanie, to są syreny. Nie podchodź i staraj się nie słuchać ich śpiewu. - odpowiedziałam.
-Dlaczego ? - zapytała ponownie.
-Uwiodą Cię, będziesz pod ich kontrolą. - odpowiedziałam na kolejne pytanie małej.
Z lekka wystraszona szła dalej. Co kilka metrów zatykała uszy aby napewno ich nie usłyszeć.

(Wataha Mroku) Od Aoime

I było po wszystkim. Oczywiście, nie obyło by się bez dumnej pozy Shadow'a i  miny *Jestem czystym złem*.  W sumie, to było tak oczywiste, jak to, że niebo jest niebieskie.
Nie zwracałam na niego uwagi, bo zawsze uważał się za lepszego od innych, ale teraz przeginał, jeżeli dalej tak będzie, niech radzi sobie sam.
Atakowały nas liczne stwory, gryfy, ogry i inne dziwadła. Tereny zmieniały się co chwilę, przynajmniej było tu czuć nutkę przygody. Tym razem trafiliśmy na obszar, na którym rosły przepiękne, uwodzicielsko pachnące kwiaty w otoczeniu soczysto zielonej trawy i paru drzew, zauważyłam spory zbiornik wodny. Nad naszą głową przeleciał rajski ptak i wydał jakiś dziwny skrzek, który powinien brzmieć odrażająco, ale zamiast tego brzmiał uwodząco. Spojrzałam po pozostałych. Nic nie zauważyli. Oddaliłam się na tył grupy.
Scythe, Mins, Matrix, Colo, a na końcu Shadow zaczęli się wyłamywać,  jeden po drugim.
- A Wy gdzie? - krzyknęłam i stanęłam, jak nadąsana dziewczynka.
Nie zatrzymali się, nie odpowiedzieli, nie wykazali żadnego znaku, że słyszeli. Przegięli. Pobiegłam za nimi i stanęłam o krok przed Scythe'm.
- Gdzie ty się, do jasnej cholery wybierasz?!
Wyminął mnie, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Spróbowałam ponownie.  Tym razem nie było tak delikatnie, powalił mnie na ziemię, zazwyczaj się zapominało,  jak silny jest Scythe, nie ukazywał tego przy mnie, chyba, że w ochronie.
Odwróciłam się w stronę dziewcząt.
- Hej, dziewczyny? Pomocy!
Przybiegły natychmiast, całą grupą pobiegłyśmy za samcami. Oni zatrzymali się przed jeziorem. Na kamieniach, małych wysepkach, siedziały... czy to możliwe? Syreny.
Wyglądały pięknie, ale nienawidziłam tych zdzir. Musiałam się naprawdę mocno powstrzymywać, żeby nie ruszyć na arcygłupi atak, sama nie dałabym rady, przykre, ale bolesne.
Puściły do mnie oko, pomachały ręką i zanurkowały pod wodę, a płeć męska zrobiła to samo.

(Wataha Powietrza) Od Rapix





Świetnie na drodze stanął nam Gryf , a Shadow strzelił focha i nie chciał pomóc. Wyręczyłam go.
Rzuciłam się na stwora a wraz ze mną pozostali. Gryf padł gdy zatopiłam w jego szyi kły.
Zeszłam z niego i podeszłam do Shadowa.
-Proszę bardzo jaśnie panie. -zażartowałam i uśmiechnęłam się złośliwie.
Owszem Shadow był w porządku , ale ten cały Ares , jego bóg miał na niego zły wpływ , nie poznawałam go. Podążaliśmy dalej w głąb lasu. Towarzyszyły nam dziwne zawodzenia , ciemność , zeschłe drzewa o dziwnych kształtach i stworzenia biegające po lesie , które patrzyły na nas z pogardą.
Shadow oczywiście nie przejmował się niczym , szedł do przodu gdy nagle kolejny raz zagrodził nam drogę stwór , tym razem był to Ogr. Wielkie bydle spojrzało na nas z góry , Shadow tylko się uśmiechnął i kolejny raz usiadł i obserwował nasze poczynania.
Ogr zaczął na nas szarżę , rzucił się na grupę z wielką maczugą. Udało się uniknąć ciosu tylko dzięki sprawnym unikom. Dałam znak wilkom by zaatakowali go od tyłu ja chciałam odwrócić jego uwagę.
Ogr jednak zwrócił się ku Danielle do akcji wkroczyła więc Perrie , która chciała obronić ją przed atakiem.
Odepchnęła Danielle , a maczuga trafiła tuż przed głową Perrie.
Staraliśmy się obalić stwora lecz ten złapał mnie w swoje ohydne łapska i nie mogłam się uwolnić.
Ogr machnął ręką i zepchnął Kate do urwiska. Złapała się ona wystającej skały lecz opadała z sił i nie mogła dłużej wytrzymać wisząc.
-Shadow ratuj Kate ! - krzyknęłam.
Ten tylko fuknął i dalej siedział na miejscu.
-Sama to zrób . -odrzekł.
-Może i bym to zrobiła gdyby mnie nie trzymał ten spocony osiłek ! -warknęłam ze złością starając się uwolnić z uścisku.
-Centuria pomóż Kate ! -krzyknęłam.
Wadera podleciała do Kate i złapała ją po czym bezpiecznie wylądowały na ziemi.
Kiche i Aoime rzuciły jakiś czar i Ogr padł martwy , a ja wreszcie się uwolniłam.
Podeszłam do Shadowa.
-Co to miało być ?! -warknęłam wściekła.
-Nie podnoś na mnie głosu ! -krzyknął.
To nie był Shadow , przemawiał przez niego Ares. To nawet dobrze bo miałam mu coś do powiedzenia.
-Będę podnosić głos bo Kate mało nie zginęła , a Ty jej nie pomogłeś !
-Phii. -odrzekł.
-Zachowujesz się jak taka cnotka niewydymka , za delikatny jesteś księciuniu ? Tylko uważaj żebyś sobie pazurka nie złamał. - odrzekłam.
-Mam wszystko za was robić ?! -fuknął.
-Nie , nie wszystko , ale ratować byś chyba mógł. -odrzekłam.
Shadow odwrócił się napięcie i poszedł. Po mojej pogawędce z jego bogiem wszyscy mierzli mnie wzrokiem . Nie przejmowałam się tym.



(Wataha Powietrza) od Shadow'a

    W lesie było pozornie cicho. Ale każdy mądry wilk powinien wiedzieć że to tylko iluzja.
Zastanawiałem się nad tą 'zagadką'. No cóż nie była trudna, ale trzeba tylko pomyśleć nad nią.
Nie będę wyjawiał jakie jest rozwiązania, bo niech  inni pogłówkują, i pokażą jacy są mądrzy.
     Nad naszymi głowami przeleciał gryf. Mins miał szczęście że nie był wyższy o kilka centymetrów bo miałby spotkanie z pazurem tego stworka.
Zrobił nad naszym głowami kółko i wylądowałam zagradzając nam dalszą drogę.
~Będzie ciekawie~ -Pomyślałem do siebie, kiedy gryf odpowiedział  ochrypłym głosem
~Oj tak będzie~ Zdziwiony na niego spojrzałem, i się uśmiechnąłem złośliwie.
Pół orzeł, pół lew utworzył bojowa pozę, przymierzając się do ataku.
A ja ku zaskoczeniu innych usiadłem ze śmiechem na ziemi i powiedziałem:
-Dużo osób myśli że zagarnąłem całą zabawę z centaurem, to sami się wykażcie odwagą. -Odparłem.
Wilki spojrzały na mnie zszokowane. No cóż, nigdy nie pozbawiałem siebie dobrej zabawy i zabicia jakiekolwiek istoty.
-No dalej! Zabijcie go. -Powiedziałem.
A gryf w tym momencie rzucił się na nasza grupę. Na mnie. Schyliłem się a on przeleciał nade mną.
-To było śmieszne. -Rzuciłem, ale nie ruszyłem się z miejsca, ktoś inny miał go zabić. -No ktoś się odważy go zabić? Czy ja muszę być wasza niańką i robić wszystko za Was?
Usłyszałem prychnięcia, a ja się uśmiechnąłem tajemniczo.