Wyprawa jak na razie się udaje. Ciągle
atakują nas jakieś potwory. Szliśmy głównie przez las ale gdy
przechodziliśmy niedaleko jeziora wyszliśmy z gęstwiny na bardziej
otwarty teren. Spojrzałem się za siebie czy jakiś potwór nas nie śledzi
bo w tych okolicach można się wszystkiego spodziewać. Ale zamiast
potworów zobaczyłem Zefira.
-Cześć Zefir -Witaj -Słuchaj czy ty przypadkiem mnie nie śledzisz miałeś zostać na terenach Forever Young. -Wiem ale nudziło mi się. -Nudziło Ci się. No trudno zostań już. -Cieszę się, że mnie nie odsyłasz. -Ale stawiam dwa warunki. -Jakie -Po pierwsze masz lecieć nad nami i wypatrywać potworów. A po drugie możesz jechać mi na ramieniu tylko wtedy gdy się zmęczysz lataniem. -Więc na pierwszy warunek się zgadzam ale czemu mogę jechać Ci na ramieniu tylko wtedy gdy się zmęcze. -Bo niektórym wilkom przeszkadza ta twoja paplanina. -Ano taki jestem. -Wiem niestety wiem. -A teraz leć -Dobrze Gdy Zefir odleciał odwróciłem się nagle i zacząłem iść w stronę jeziora. Ale coś mnie zmuszało aby tam iść. Próbowałem się powstrzymać ale nie potrafiłem. Kontem oka widziałem jak Scythe, Colo, Matrix i Shadow też idą w stronę jeziora. Nagle ujrzałem syreny, wiec t ich sprawka. Widziałem jak jedna z syren puściła oko do Aoime i zamachnęła się ręką a inne syreny dały nura. Na moje nieszczęście śpiew syren nadal zmuszał mnie do rzeczy których nie chciałem robić. Gdy wskakiwałem do wody widziałem jak Zefir rozmawia z zdezorientowaną Aoime. Ja natomiast razem z innymi samcami płynąłem za syrenami. Płynąc próbowałem siłą umysłu się wyrwać ale syren było chyba z pięć więc co udało mi się wyrwać z pod czaru ich śpiewu to już inna znów mnie oszołomiła. |
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz