Na naszej drodze stanął ogr. Był duży, śmierdzący i brzydki.
Jak zwykle zacząłem z niego drwić. Jaki jest itp.
Stwór był o wiele potężniejszy niż swój poprzednik, ale byliśmy na tyle mądrzy, wspaniali i silni że go pokonaliśmy.
Zapadał zmierzch, a my dochodziliśmy do złotej Świątyni.
Jak ona wyglądała?
Zaraz powiem.
Ściany miała złote, ozdobione najróżniejszymi freskami. Choć to było dziwne to wszystko było na zewnątrz.
Wielka złocista kopuła mieniła się kolorami tęczy, zachodzącego słońca.
Jeśli by się tak przypatrzeć, można zobaczyć malutkie szlachetne kamienie.
Spojrzałem na pozostałych którzy podziwiali budowle.
-Chodźcie o środka. -Powiedziałem po czym wszedłem przez wielkie drzwi do wielkiej, złotej sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz