sobota, 13 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) Od Meyrin

 Zamilkłam jak porażona piorunem i zaczęłam przeklinać mój długi język w myślach, całe szczęście, że nikt mojego kiepskiego żartu nie skomentował, bo bym się spaliła ze wstydu.
- Jestem Meyrin- powiedziałam i zniknęłam szybko w jak najgłębszym i najrzadziej uczęszczanym kącie jaskini.
         Położyłam się czujnie, starając się nie wyobrażać jak wiele wilków tutaj jest silnych i jest w stanie rzucić się na mnie podczas snu (no brawo, jestem wilczycą cierpiącą na paranoję, przynajmniej dzięki temu przeżyłam). Zamknęłam oczy myśląc o czymkolwiek, byle tylko zapomnieć o teraźniejszości.
         Urodziłam się w Watasze Mroku, która niedługo potem zniknęła w powodu ataku, w sumie i tak mi na niej nie zależało, jedyna różnica jest taka, że tam udało mi się spędzić cały rok i był to mój najdłuższy jak do tej pory rekord w postu w jakimkolwiek miejscu. Oczywiście miałam kilku przyjaciół, ale co z tego, jeśli większość z nich nie żyje. Nie jestem małym dzieckiem, które będzie się zalewało z powodu kogoś śmierci. Życie jest tylko jedno i trzeba je przeżyć jak najlepiej, na każdego kiedyś przychodzi czas, przyjdzie więc i na mnie. W końcu w moim dotychczasowym życiu o spotkanie twarzą w twarz ze śmiercią nie było trudno. Byłam najemnikiem, oraz walczyłam i zdobywałam informacje na zamówienie i na moje życie do tej pory nastawało tak zwane ryzyko zawodowe.
           Po kilku godzinach leżenia z zamkniętymi oczami wstałam i się przeciągnęłam. Uznałam, że udawałam już sen wystarczająco długo. W tym samym momencie do jaskini wszedł jakiś czarny jak smoła basior, którego Aura pasowała do powietrza. Ciekawe co tutaj robił... Nie miał rozluźnionej miny co podpowiadało mi, że przyszedł tutaj w konkretnej sprawie. Od razu bezwiednie przywdziałam maskę niewidzialności, na razie wolałam się nie pokazywać bez potrzeby. Odeszłam kilka kroków i chciałam wyjść z jaskini, jednak w momencie, kiedy obok niego przechodziłam, ten utkwił we mnie swoje oczy, przeszłam jeszcze kilka kroków i wydostałam się z jaskini na zewnątrz, siedziała tam Aurora.
-Kto to był?- Zapytałam zaciekawiona o tego basiora.
-To był Shadow, Alfa Powietrza- odparła.
            Alfa Powietrza? Nieźle. Fajnie byłoby mieć przyjaciela w tamtym żywiole, a poza tym ja zawsze lubiłam kumplować się nie tylko z waderami, ale także z samcami. Chociaż nigdy, ale to nigdy nie zostałabym niczyją partnerką, po prostu nie jestem stworzona do takich rzeczy.
Ciekawe o co mu chodziło? Z jego miny wywnioskowałam tyle, że był odpowiedzialny oraz konsekwentny, ale to nie było niczym złym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz