Dochodziliśmy do świątyni, była oszałamiająca. Ściany miała
złote, ozdobione najróżniejszymi freskami.
Wielka złocista kopuła mieniła się kolorami tęczy,
zachodzącego słońca. W zagłębieniach i wyżłobieniach, skryte były przeróżne
minerały.
-Chodźcie o środka. - Rzekł Shadow i przekroczył wielkie,
złote drzwi, niczym Pan Wszechświata. Fascynujące.
Pilnowałam tyłów, gdy przechodziłam, poczułam, jak zrywam
jakąś niewidzialną błonę, osłonę, dziwne. Spojrzałam po pozostałych, niczego
niepokojącego nie zauważyłam. Nagle, coś szczęknęło i ze ścian wysunęły się
zabójcze kolce, które zaczęły się zwężać…
- Ruchy, biegnijcie! – Krzyknęłam.
Niektórzy spojrzeli na mnie, mądrzejsi biegli, ile sił w
łapach. Ktoś tam po drodze się potknął, cholera. Zauważyłam, że była to Rapix.
- Rapix, wstawaj! -
pisnęłam.
Wadera coś tam wymamrotała, kolce były tuż-tuż. Zawołałam
Scythe’a.
- Scythe, pomóż mi ją podnieść!
We dwoje, podnieśliśmy waderę i w ostatniej sekundzie udało
nam się uniknąć przytrzaśnięcia tyłków. Uff.
Wzburzyłam się, widząc jak Shadow czeka na nas, zirytowany,
o, ta jego mina *jestem czystym złem*.
- Co tak długo? – Warknął.
- Hm, następnym razem, gdy Twojej becie będzie groziła
śmierć poprzez zmiażdżenie cholernie
ostrymi kolcami, po prostu ją zostawię, pewnie. – Uśmiechnęłam się, widząc, jak
się wkurwia. Był wtedy przesłodki, jak rozwścieczona kotka. – A teraz, możemy
iść dalej? Chcę wrócić do domu na kolację. – Ktoś w tłumie się roześmiał.
Basior uśmiechnął się ironicznie, wskazał łapą kierunek drogi,
po czym przepuścił mnie przodem. Tchórz.
To dziwne, kilka tygodni temu drżałabym ze strachu, gdybym
stała z nim oko w oko, cóż, może to mija.
Im dalej szliśmy, tym łagodniej było. Po drodze spotkałam kilka skrzatów, miniaturowych elfów i innych przesłodkich istot.
Niewielka wróżka usiadła mi na nosie.
- Hej, maleńka, potrzebujesz czegoś?
- Stwórca Was oczekuje, chodźcie tędy. - Pisnęła, po czym odleciała z mego nosa, odtąd leciała obok mnie.
W końcu, mym oczom ukazały się ogromne, złote wrota z blado-niebieskimi zdobieniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz