piątek, 19 kwietnia 2013

(Wataha Ziemi) od Kiche

A jednak mapa wydawała mi się jeszcze nie wystarczająco wesoła. Wesoła? Tak. Brakowało na niej szczenięcego wzroku bo przecież jedyną "młodą dorosłą" była nasza Yumi. Jednak nie chciało mi się nawet myśleć o tym, że miałabym prosić ją o spojrzenie na mapkę i doradzenie. Wystarczy, że Vento powiedziała, że mapka działa jak należy. Jej granice nie zostały jeszcze do końca odkryte a ja zauważyłam, że mój teren jest na prawdę rozległy. Noc była miła i łagodna, ponieważ nigdy nie lubiłam ostrych mrozów, z dodatkiem białego puchu po szyję. Nagle do jaskini weszła moja matka...
"O nie." pomyślałam.
- Witaj Kiche. - Jej uśmiech był drobrą miną do złej gry. - Widzę, że Twoja ciocia zabawić się nie może?
- Przestań już. Po co przyszłaś? A tak w ogóle to jaka ciocia?
- O jej... co za powitanie dla własnej matki. - Nie traciła tego "uśmieszku" - Ciocia zima ! Och, no tak... rzadko o niej  się wspominało... straszna z niej podróżniczka...  A przyszłam tak, odwiedzi mą kochaną córeczkę.
- Jasne. Jak chcesz mnie sprawdzić to wiesz gdzie mnie szukać? - Podirytowana spojrzałam na wadery śpiące w jaskini jednak jakby mnie i jej nie słyszały. Czas zatrzymał się w miejscu. Widocznie mój ojciec lubił strasznie uprzykrzać mi życie wizytami matki.
- Przecież zawsze z Tobą byłam...
- Tak, ciekawe gdzie? Wtedy co zginęłaś na wojnie a ja czekałam na Ciebie jak głupia?
Zniknęła. Odpowiedzi brak a świt prawie nastał. Położyłam się z miną istnej marzycielki, aż nagle wszedł Shadow. Poszliśmy do Szmaragdowego Boru.
- Że co mieć?! - Spojrzałam na niego z miną zszokowaną. Shadow i taka propozycja, nooo ciekawe czy mu kamień na kochany pyszczek spadł czy może na prawdę oszalał. - Shadow, to nie jest decyzja z dnia na dzień.
- Przecież nie jest z dnia na dzień... - Shadow zmarkotniał.
Wtedy pierwszy raz chyba poczułam, że kocham maleńkiego wilczka który jak nie dostanie cukierkaod razu humor mu spada.
Shadow.. - Szepnęłam mu do ucha. - Kiedyś dostaniesz niespodziankę ale teraz musisz wykazać się cierpliwością.
Wiatr zatańczył koło niego z jakże wielkiego zadowolenia.
- Jak chcesz, a nie wystarczy, że musiałem czekać tysiące lat? - Spojrzał na mnie z kapką jakiejkolwiek nadzieji.
- O nie, nie, nie tak to ja się nie bawię. - Zaśmiałam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz