Wpatrywałam się w zbitą kupkę liści, koloru ciemnej, soczystej zieleni.
-Raaaaaaaawr!
Coś wyskoczyło z rośliny, wydarło się na cały las, po czym skoczyło na mnie. Oczywiście w między czasie był czas na dziki okrzyk przerażenia. Basior przygwoździł mnie do ziemi, a następnie mocno przytulił. Wtedy zauważyłam, że był to Scythe. Scythe!
Szybko poskromiłam napad radości i przypomniawszy sobie o jego zasadzce, skarciłam spojrzeniem. Odepchnęłam go, ale po chwili przyciągnęłam z powrotem i mocno przytuliłam. Tak dobrze było w tej chwili, mogła nie mieć końca.Wtulona w basiora, zapominałam o wszystkim.
Z krzaków wyfrunął dzięcioł, który wpatrywał się w nas w zadumie. Uśmiechnęłam się promiennie, rozpędzając jego wątpliwości.
Złożyłam delikatny pocałunek, po czym oderwałam się i zwróciłam do Rapix, która obserwowała nas z uśmieszkiem.
- Czy Scythe może iść z nami? - Zapytałam.
- Pewnie.
W tym momencie nadleciał ogromny, czarny jak noc kruk. Mój kruk. Usiadł mi na barku. Dzięcioł patrzył na niego zaniepokojony, ale usłyszałam jak Scythe do niego szepcze:
- Nie przejmuj się, to kruk Aoime, nasz przyjaciel.
Popatrzyliśmy po sobie i ruszyliśmy do dalszej wędrówki. Rapix prowadziła, ja szłam na tyle, wraz ze Scythe'm. Doprawdy, piękna noc. Księżyc był w pełni, sowy pohukiwały, a nocne kwiaty roznosiły swą woń.
Spojrzałam ukradkiem na basiora, akurat w tym momencie odwrócił się w moją stronę. Zdusiłam chichot i zamiast tego zamruczałam, on także zaczął mruczeć, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem. Rapix odwróciła się i spojrzała na nas badawczo. Scythe zrobił tą swoją minę jestem-boski-niczego-mi-nie-zarzucisz, a ja puściłam do niej oko.
Przewróciła oczami z taką wprawą, że znowu się roześmiałam.
To zadziwiające, jak jedno istnienie może Cię zmienić. Na gorsze bądź na lepsze. Ja zostałam świadkiem tej pozytywnej zmiany i jestem z tego... dumna? Może lepszym określeniem byłoby zadowolona.
Spojrzałam na niego jeszcze raz, musiałam mieć maślane spojrzenie, bo z transu wybudziło mnie dopiero warknięcie, jak się okazało, to tylko samiec chciał zobaczyć, czy nic mi nie jest. Jak się tłumaczył, mogłam zjeść przecież jakieś niedozwolone rośliny... Głupota.
Obrzuciłam go karcącym spojrzeniem i ruszyłam szybciej przed siebie.
Wędrowaliśmy całą noc, która usiana była przezabawnymi sytuacjami, ale również niebezpieczeństwami, gdy głodny niedźwiedź próbował nas zabić. Nie skończyło się to dla delikwenta dobrze.
Już świtało, gdy Rapix oznajmiła:
- Jesteśmy na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz