czwartek, 25 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

I było po wszystkim. Oczywiście, nie obyło by się bez dumnej pozy Shadow'a i  miny *Jestem czystym złem*.  W sumie, to było tak oczywiste, jak to, że niebo jest niebieskie.
Nie zwracałam na niego uwagi, bo zawsze uważał się za lepszego od innych, ale teraz przeginał, jeżeli dalej tak będzie, niech radzi sobie sam.
Atakowały nas liczne stwory, gryfy, ogry i inne dziwadła. Tereny zmieniały się co chwilę, przynajmniej było tu czuć nutkę przygody. Tym razem trafiliśmy na obszar, na którym rosły przepiękne, uwodzicielsko pachnące kwiaty w otoczeniu soczysto zielonej trawy i paru drzew, zauważyłam spory zbiornik wodny. Nad naszą głową przeleciał rajski ptak i wydał jakiś dziwny skrzek, który powinien brzmieć odrażająco, ale zamiast tego brzmiał uwodząco. Spojrzałam po pozostałych. Nic nie zauważyli. Oddaliłam się na tył grupy.
Scythe, Mins, Matrix, Colo, a na końcu Shadow zaczęli się wyłamywać,  jeden po drugim.
- A Wy gdzie? - krzyknęłam i stanęłam, jak nadąsana dziewczynka.
Nie zatrzymali się, nie odpowiedzieli, nie wykazali żadnego znaku, że słyszeli. Przegięli. Pobiegłam za nimi i stanęłam o krok przed Scythe'm.
- Gdzie ty się, do jasnej cholery wybierasz?!
Wyminął mnie, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Spróbowałam ponownie.  Tym razem nie było tak delikatnie, powalił mnie na ziemię, zazwyczaj się zapominało,  jak silny jest Scythe, nie ukazywał tego przy mnie, chyba, że w ochronie.
Odwróciłam się w stronę dziewcząt.
- Hej, dziewczyny? Pomocy!
Przybiegły natychmiast, całą grupą pobiegłyśmy za samcami. Oni zatrzymali się przed jeziorem. Na kamieniach, małych wysepkach, siedziały... czy to możliwe? Syreny.
Wyglądały pięknie, ale nienawidziłam tych zdzir. Musiałam się naprawdę mocno powstrzymywać, żeby nie ruszyć na arcygłupi atak, sama nie dałabym rady, przykre, ale bolesne.
Puściły do mnie oko, pomachały ręką i zanurkowały pod wodę, a płeć męska zrobiła to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz