Do jaskini wróciła Aoime, wraz ze Scythem (zaczęłam się już orientować w miarę w imionach i parach), ale nie wyglądali na zbyt usatysfakcjonowanych ich wyjściem. Z łatwością można było ocenić po ich zawiedzionych minach, że ktoś im to spotkanie najzwyczajniej w życiu popsuł.
Nie podeszłam do niej, bo miałam dziwne wrażenie, że najchętniej to by udusiła kogoś niż z nim spokojnie porozmawiała. Jestem całkiem dobra w czytaniu z mimiki i gestów co pozwala mi zaoszczędzić nieraz niezłej bury, bo wiem, kiedy przyjść po zrobieniu paru figli.
Leżałam spokojnie i cicho z zamkniętymi oczami pod maską niewidzialności, więc nic dziwnego, kiedy Scythe się o mnie potknął... Niestety wyglądało to na co innego, co sprawiło, że omal nie warknęłam na niego ze złością, ale przezornie się powstrzymałam i tylko odskoczyłam jak oparzona.
-Sorry- mruknęłam i powstrzymałam się po raz kolejny przed zrobieniem kolejnej nieodpowiedzialnej rzeczy.
Na szczęście wadera- towarzyszka Scytha nie zwróciła na to zajście najmniejszej uwagi, więc znowu czujnie się położyłam. Kiedy wilczyca do mnie podeszła odwróciłam w jej stronę głowę.
-Przepraszam- powiedziałam cicho.- Za to ze Scythem.
-Nieważne- powiedziała, faktycznie wyglądała na dosyć zamyśloną.- Może mi o sobie opowiesz.
Zawahałam się przez chwilę, jak do tej pory nigdy nie powiedziałam mojej prawdziwej historii, jednak tym razem zamierzałam zrobić wyjątek, lepiej nie zaczynać od kłamstw.
-Tak właściwie to nie wiem, gdzie się urodziłam- wyznałam szczerze.- W dzieciństwie cierpiałam na szczególny przypadek amnezji, który sprawiał, że nie pamiętałam niczego dłużej niż 12 godzin. Pamiętałam tylko, że miało to związek z jakimś wypadkiem i tyle. Wędrowałam między watahami, bo po prostu nigdy nie chciało mi się w żadnej zatrzymywać. No i w pewnej watasze Mroku był jakiś tam legendarny medyk, który mnie uleczył, chociaż niestety nigdy nic sobie nie przypomniałam z tamtych dni, to była moja ostatnia przed tą watahą. Miałam co prawda pamiętnik, ale to nie potrafiło niczego oddać, dlatego każdy następnego dnia był dla mnie obcy, więc co mnie miało w nich trzymać, nic. Po prostu nic, a przeszłość to była sterta kartek zapisana pustymi słowami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz