wtorek, 23 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) Od Scythe'a


Tego dnia obudziłem się zaskakująco wcześnie. Zawsze byłem największym śpiochem, a teraz wstałem wcześniej od samej Aoime – największego rannego ptaszka w całej watasze.
Byłem bardzo wygłodniały, nie ukrywam, że to mogło być powodem mojej przedwczesnej pobudki, bo nie miałem nic w pysku od kilku dni. Było tuż przed wschodem słońca. „ Mam jeszcze mnóstwo czasu, żeby coś zjeść, wrócić do jaskini i położyć się jeszcze na chwilę.” Pomyślałem z uśmiechem na twarzy. Bezszelestnie wymknąłem się z jaskini i udałem się na małe polowanie do lasu udręki. Śnieg musiał padać całą noc, bo trochę go przybyło, jednak nie na tyle, by utrudniało to poruszanie się na większą skalę. Po śladach, które odbijają się na śniegu, można o wiele łatwiej wytropić zwierzynę. Problem jest taki, że trzeba odróżnić świeży trop, o tego, który jest już jakiś czas. Śladów było bardzo dużo, prawie każdy był sprzed kilku godzin, świeżych brak. Przynajmniej tak by się mogło wydawać. Poszedłem bardziej wgłąb lasu, gdzie odcisków było więcej. Po kilku minutach szwędania się i czujnego węszenia udało mi się natrafić na odciski kopyt jelenia sprzed kilkunastu minut. „Jest dobrze” Pomyślałem i udałem się w kierunku zwierzyny. Na początku biegłem szybko, by go dogonić, po chwili zwolniłem i starałem się iść na tyle wolno i opanowanie, by nie spłoszyć rogacza. Gdy go zobaczyłem byłem pod wrażeniem. Majestatyczny, dobrze zbudowany jeleń stał dumnie i rozglądał się. Szybko schowałem się za krzakiem, żeby mnie nie zobaczył. Co jak co, ale polowanie najlepiej wychodzi w grupie. Mimo to podjąłem się wyzwania i w odpowiednim momencie skoczyłem na niego, jednak szybko umkną w drugą stronę i dał drapaka. Rzuciłem się w pogoń. Biegliśmy równo, dotrzymałem mu kroku i ponownie skoczyłem prosto na jego grzbiet. Wbiłem się pazurami w jego zad, ale zwierze nie dało za wygraną. Dostałem kopniaka w klatę, a zaraz po tym następnego – w łeb. Upadłem na ziemię, ale na szczęście zwierze już było zranione – sukces. W tym momencie mało mnie obchodziło, że moja  ofiara uciekła. Odpocząłem trochę i po krótkim czasie wstałem i udałem się za strugami krwi, które leżały na śniegu.  Doprowadziły mnie do leżącego na ziemi jelenia, który był zbyt słaby, by uciekać, jednak dalej oddychał. Podszedłem do niego powolnym, dumnym krokiem, chwyciłem za gardło i jednym sprawnym ruchem zakończyłem jego cierpienia.
Kilka minut wystarczyło, by zleciało się sporo ptactwa. Byłem już syty, więc przymknąłem na to oko i pozwoliłem im się posilić tym, co zostało. Zwierzyna była ogromna, więc nie robiła mi to żadnej różnicy. Nie zapomniałem o Aoime, więc odkroiłem kawał udźca, wróciłem do groty i rzuciłem pod jej łapy, budząc ją przy tym. Ocknęła się i rozejrzała. Pocałowałem ją delikatnie … tak na pobudkę. Wadera uśmiechnęła się i zaczęła jeść, po czym obudziła Meyrin, Minsa i Aurorę. Razem wyruszyliśmy na Polanę Pojednania, gdzie czekała na nas garstka pozostałych wilków. Brakowało tylko Shadow’a i jego wader. Czekaliśmy dłuższy okres czasu, ale w końcu się zjawili. O ironio… nie ma to jak samemu ustalić godzinę spotkania i się na nie spóźnić.
Pojawił się Ares w zbroi i na swoim czarnym koniu:
-No to pokazać Wam, nędzne wilczki drogę do Ludzkiej Postaci? – Zapytał z uśmieszkiem na twarzy. Myślał, że na wszystko może sobie pozwolić, ale nie, ja nie dam na siebie tak mówić.
-Sam jesteś nędzny!- Głośno odfuknąłem i przyjąłem pozycję bojową. Z twarzy patrona zniknęła już ta pewność siebie, zamiast niej zagościł na niej szok.
-Nie pozwalaj sobie, Shadow'a jeszcze toleruje, bo mam powody ale Ciebie nie NĘDZNY WILCZKU.
-Powrócił ironiczny uśmieszek.
Podniosłem głowę i już miałem zripostować, ale wtem Ares odwrócił się lekceważąco .
-Chodźcie za mną, pokażę wam drogę.- Powiedział tajemniczo i ruszył naprzód 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz