niedziela, 10 listopada 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

- Tak..?
- Dziękuje ci. Dziękuje ci za wszystko.
- Nie..nie ma za co. - zająknęłam się.
- Szkoda tylko, że ty mnie przepraszasz a nie oni.
- Ale ja też muszę cię za to przeprosić. W końcu zostawiłam cię tam.
- Może i tak ale nie mam ci tego za złe.
- To dobrze a mam takie pytanko...
- Jakie?
- Wrócisz ze mną do watahy? Bez ciebie jest tam tak pusto.
- Nie wiem-powiedział siadając przy ogniu- Może wrócę.
- Wróć proszę, Emily się martwi ja się martwię bo wiem,że to po części moja wina. - poprosiłam.
- No dobra, wrócę.
Uśmiechnęłam się, bo cóż, to  było miłe. Nie często słyszę takie słowa, a byłam z siebie dumna, że udało mi się go nakłonić do powrotu. Przyzwyczaiłam się do nich. Odwróciłam się i ruszyłam lekkim krokiem. Mins zaraz do mnie dołączył. Droga minęła szybko. Weszliśmy do jaskini. Był szum.
- Mam nadzieję, że nie będzie więcej powikłań i kłótni. - powiedziałam ciepło. - Jesteśmy... rodziną.
Usiadłam  z nimi.  Minęła nas Aurora, ale wyglądała na padniętą, więc odpuściłam jej, a ta podreptała w kierunku groty. Meyrin nie było, ale to już było codziennością. Powoli i mnie  zaczął morzyć sen, więc pożegnałam się i poszłam do siebie. Grotę wypełniało przyjemne ciepło i efekt miłości, dobra?
~ Ao. Jest sprawa. Jedną z moich podopiecznych coś opętało ale nie jesteśmy w stanie z Rose stwierdzić dokładnie co. Potrzebujemy kogoś z Mroku do pomocy. - usłyszałam głos Alexa w swojej głowie.
~ Dobrze. Zaraz coś wymyślę. 
~ Dzięki. 
Hm, a więc czas na zabawę w egzorcyzm! Pięknie! Powinnam brać za to pieniądze... Tak jak oni dawniej, pomacham patykiem zanurzonym w szlamie i już? Puknęłam się w głowę. Przecież ja rano muszę wstać, bo mam trening. Kogo by tu posłać... Wiem!
 ~ Mam do ciebie prośbę. Jako, że nie za często bywasz w watasze, nawet jeśli jesteś Betą to mogłabyś mi zrobić coś poza jej terenami?
 ~ Pewnie i bym mogła ~ odparła Meyrin. ~ A coś się stało?
 ~ Nowa Alfa w Watasze Wody prosiła nas o przysługę.
 ~ Alastair, takk?
 ~ Owszem ~ potwierdziłam. ~ Jedna z wilczyc wody podobno jest opętana, albo pod wpływem, jakiegoś uroku, jeśli mogłabyś tam zajrzeć i spróbować jej pomóc, byłabym wdzięczna. Ja nie mogę.
 ~ Dobra.  W sumie i tak nic ważnego nie robię, czego nie mogłabym wykonać później. To zajmę się tym. Nara.
A ja wyszłam z jej głowy. Do teraz nie pojmowałam, jak to jest zrobione, że mogę mieszać innym w głowach. I wcale nie miałam ochoty nad tym teraz myśleć, zasnęłam.
Wstałam rano i zwołałam Aidę.  Podroczyłam się z nią trochę, ale przyjęłam postawę, widząc dochodzącego Brisingera.
- Dzień dobry. - przywitał się.
- Witaj. - odpowiedziałam.
- Widzę, że Aidzie się sporo podrosło! Sprawdźmy jak lata. - był mocno podniecony tym wszystkim. Dawno nie widziałam równie dużego zaangażowania i pasji. Wszedł na kolosalne drzewo i puścił ogromny kawał mięcha. Nie rozumiałam, o co chodzi, kto normalny wchodzi na drzewo, żeby rzucić z niego mięso? Skrzyżowałam ręce i wpatrywałam się we wszystko ze zdziwieniem. Aida zerwała się do lotu i złapała zdobycz, nim upadła na ziemię.
Brisinger gadał coś do siebie, a potem zszedł na dół.
- Świetnie lata. - zakomunikował.
- To dobrze?
- Ależ oczywiście. Mam dla ciebie jeszcze lepszą wiadomość. Możecie latać razem.
Przyjęłam wszystko do wiadomości, a teraz czas na atak z zaskoczenia! Musnęłam rękojeść ręką i wyjęłam miecz z pochwy. Wolałam broń o węższym ostrzu, ale skoro on miał akurat miecz, muszę go nauczyć walczyć tym.
- Broń się! - krzyknęłam.
Odskoczył i wyciągnął swoją broń i ustawił się nieruchomo. Zataczałam kręgi wokół niego, myślałam, że stanie wyprostowany, a on trząsł się zgarbiony i cherlawo trzymał miecz. Rzuciłam się na niego i powaliłam na ziemię i trzymałam tak, aby nie wstał. Szarpaliśmy się, ale puściłam go, nie taki dzisiaj był cel.
-No to u ciebie atak z zaskoczenia leży i kwiczy.
-Aż tak źle?
-No nie.. Nie jeżeli chcesz zginąć. Musimy zacząć od podstaw. Wyprostuj się. - walnęłam mu w plecy. Najważniejsza jest postawa. Zobacz. - Ustawił się jednakowo. - Dobrze! Stanęłam w innym miejscu i kazałam zrobić to samo.
- Teraz pchnięcia. Przyjmij postawę. Teraz wypchnij przed siebie miecz. Mocniej!
 Po 30 razach zdyszany upadł na ziemię.
- Nie poddawaj się, to jest absolutna podstawa, musisz to umieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz