poniedziałek, 18 listopada 2013

(Wataha Ziemi) Od Raisy

Dni mijały szybko. Zapoznałam się przez ten czas z wszystkimi członkami watahy ziemi. Lato minęło, a jesień prawie zamieniła się na zimę.
Właśnie szłam spokojnie w postaci ludzkiej przez las. Ptaki śpiewały, wiatr rozwiewał liście po całej ścieżce.Nagle znikąd pojawił się portal przez który przeszłam. Przeniósł mnie na ...Olimp?!? O co tu chodzi? W miejscu zbierało się coraz więcej członków wszystkich watah z FY. Gdy wszyscy już tu się znaleźli Zeus zaczął trochę długą przemowę o jakiś chyba Lizardach z którymi musimy walczyć. Zaczęłam szukać wzrokiem Centurie i jej brata Sky. Ale nic. W końcu Zeus skończył swoje gadanie i przeszliśmy przez portal do jakiegoś lasu. Smród był niesamowity.
Skierowałam się głąb lasu. Smród był coraz gorszy, tak jakbym szła w centrum skąd on pochodzi. Jednak się pomyliłam, bo zza drzew wyszedł jakiś jaszczur o pomarańczowożółtych łuskach. Byłam bezbronna. On z mieczem w ręku a ja z czym? Znam tylko magie. Zanim zareagowałam on zadał mi już trochę obrażeń. Najgorzej bolesna była rana na ręce, udzie i policzku. Chwiejnie stojąc na noga zza drzew wyszedł niedźwiedź i rzucił się na Lizarda. Zaczęłam krzyczeć na całe gardło ze strachu. Powoli się wycofywałam patrząc jak niedźwiedź rozrywa jaszczura na strzępy. Ktoś na mnie wpadł co spowodowało że się przewróciłam i przekoziołkowałam kilka razy z tym kimś. Gdy przestałyśmy koziołkować zobaczyłam twarz Centus, która natychmiast zaczęła opatrywać moje rany. Coś zaczęła do mnie mówić ale nie docierało do mnie co. Patrząc się w oddal czułam jak opatruje mnie Centuria i słysząc jeszcze głosy walki niedźwiedzia z tym stworem. Nagle odgłosy walki umilkły i zza drzew wyszedł ten niedźwiedź zamieniając się w chłopaka. Przez chwile go nie kojarzyłam, ale gdy podszedł bliżej rozpoznałam go. To był brat Centurii, Sky.
- Te stwory smakują gorzej niż pachną i wyglądają. - powiedział wycierając twarz rękawem, a ja z Centurią zaczęłyśmy się śmiać.
Sky podszedł do swojej siostry i spytał się o mój stan. Po tym jak Centuria mnie opatrzyła i zabandażowała niektóre rany poszliśmy razem na jakiś najbliższy strumyk by napełnić bukłak Sky'a i Centurii które nie wiem skąd się nawet wzięły u nich. Napełnili je i akurat wtedy przypomniałam sobie o swoim mieczu. Na pech został w jaskini, ale gdy o nim pomyślałam nagle znalazł się w mojej ręce. Przecież ja nie jestem aż taka dobra w magii itd. No cóż, ale przynajmniej mam czym walczyć. Gdy zobaczyli miecz w mojej ręce którego dotąd nie miałam byli zszokowani, ale zaraz im przeszło. Coś tam szeptali do siebie po czym poszliśmy dalej. Po drodze było strasznie cicho ale i tak wciąż cuchnęło.
- Dziękuje wam że mnie uratowaliście. - powiedziałam.
- Nie ma za co. - powiedzieli w tym samym czasie co spowodowało że wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Nagle przed nami stanęło z trzech Bazyliszków. Wyciągnęłam miecz i miałam atakować ale zatrzymał mnie Sky. Odepchnął mnie lekko do tylu i sam ruszył na to coś. Zabił jednego dość szybko, ale za nim zdążył zaatakować drugiego on zdążył zrobić mu ranę na brzuchu. Miecz zapłonął zielono-niebieskimi płomieniami jak i oczy. Bez namysłu ruszyłam na te stwory. Zamachnęłam się i obcięłam im głowy za pierwszym razem. Płomienie zniknęły a rodzeństwo patrzyli na mnie jak na ducha.
- Coś nie tak? - spytałam, patrząc raz to na Centurie a raz na Sky'a

<Sky,Centuria - co dalej ;>?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz