Dni mijały szybko. Zapoznałam się przez ten czas z wszystkimi członkami 
watahy ziemi. Lato minęło, a jesień prawie zamieniła się na zimę.
 Właśnie szłam spokojnie w postaci ludzkiej przez las. Ptaki śpiewały, 
wiatr rozwiewał liście po całej ścieżce.Nagle znikąd pojawił się portal 
przez który przeszłam. Przeniósł mnie na ...Olimp?!? O co tu chodzi? W 
miejscu zbierało się coraz więcej członków wszystkich watah z FY. Gdy 
wszyscy już tu się znaleźli Zeus zaczął trochę długą przemowę o jakiś 
chyba Lizardach z którymi musimy walczyć. Zaczęłam szukać wzrokiem 
Centurie i jej brata Sky. Ale nic. W końcu Zeus skończył swoje gadanie i
 przeszliśmy przez portal do jakiegoś lasu. Smród był niesamowity.
 Skierowałam się głąb lasu. Smród był coraz gorszy, tak jakbym szła w 
centrum skąd on pochodzi. Jednak się pomyliłam, bo zza drzew wyszedł 
jakiś jaszczur o pomarańczowożółtych łuskach. Byłam bezbronna. On z 
mieczem w ręku a ja z czym? Znam tylko magie. Zanim zareagowałam on 
zadał mi już trochę obrażeń. Najgorzej bolesna była rana na ręce, udzie i
 policzku. Chwiejnie stojąc na noga zza drzew wyszedł niedźwiedź i 
rzucił się na Lizarda. Zaczęłam krzyczeć na całe gardło ze strachu. 
Powoli się wycofywałam patrząc jak niedźwiedź rozrywa jaszczura na 
strzępy. Ktoś na mnie wpadł co spowodowało że się przewróciłam i 
przekoziołkowałam kilka razy z tym kimś. Gdy przestałyśmy koziołkować 
zobaczyłam twarz Centus, która natychmiast zaczęła opatrywać moje rany. 
Coś zaczęła do mnie mówić ale nie docierało do mnie co. Patrząc się w 
oddal czułam jak opatruje mnie Centuria i słysząc jeszcze głosy walki 
niedźwiedzia z tym stworem. Nagle odgłosy walki umilkły i zza drzew 
wyszedł ten niedźwiedź zamieniając się w chłopaka. Przez chwile go nie 
kojarzyłam, ale gdy podszedł bliżej rozpoznałam go. To był brat Centurii,
 Sky.
- Te stwory smakują gorzej niż pachną i wyglądają. - powiedział wycierając twarz rękawem, a ja z Centurią zaczęłyśmy się śmiać.
 Sky podszedł do swojej siostry i spytał się o mój stan. Po tym jak 
Centuria mnie opatrzyła i zabandażowała niektóre rany poszliśmy razem na
 jakiś najbliższy strumyk by napełnić bukłak Sky'a i Centurii które nie 
wiem skąd się nawet wzięły u nich. Napełnili je i akurat wtedy 
przypomniałam sobie o swoim mieczu. Na pech został w jaskini, ale gdy o 
nim pomyślałam nagle znalazł się w mojej ręce. Przecież ja nie jestem aż
 taka dobra w magii itd. No cóż, ale przynajmniej mam czym walczyć. Gdy 
zobaczyli miecz w mojej ręce którego dotąd nie miałam byli zszokowani, 
ale zaraz im przeszło. Coś tam szeptali do siebie po czym poszliśmy 
dalej. Po drodze było strasznie cicho ale i tak wciąż cuchnęło.
- Dziękuje wam że mnie uratowaliście. - powiedziałam.
- Nie ma za co. - powiedzieli w tym samym czasie co spowodowało że wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
 Nagle przed nami stanęło z trzech Bazyliszków. Wyciągnęłam miecz i 
miałam atakować ale zatrzymał mnie Sky. Odepchnął mnie lekko do tylu i 
sam ruszył na to coś. Zabił jednego dość szybko, ale za nim zdążył 
zaatakować drugiego on zdążył zrobić mu ranę na brzuchu. Miecz zapłonął 
zielono-niebieskimi płomieniami jak i oczy. Bez namysłu ruszyłam na te 
stwory. Zamachnęłam się i obcięłam im głowy za pierwszym razem. 
Płomienie zniknęły a rodzeństwo patrzyli na mnie jak na ducha.
- Coś nie tak? - spytałam, patrząc raz to na Centurie a raz na Sky'a
<Sky,Centuria - co dalej ;>?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz