- Sęk w tym, że nie wiem, czy owoce tutaj są jadalne. Nie znam się na
roślinach. Myślę, że to nam starczy na chwilę obecną. Poza tym -
ciągnęła dalej - potrzebuję odpocząć
Przytaknęłam i usiadłam obok niej.
- Co teraz?
- Teraz? Zdaje mi się, że jakoś upieczemy mięso, prześpimy się i ruszamy dalej. - oznajmiła
Z lasu przyszedł Mins z jakimś gościem. Ao pozwoliła mu zostać ale mam
ciche przeczucia, że rano i tak większość pójdzie w swoją stronę, ale
czy ja też? Wolałam zostawić tego typu myśli kiedy wreszcie odpocznę i
będę mogła trzeźwo myśleć. Spojrzałam na zebrane wilki, a potem na
mięso, które tak łakomie obserwowały. Nie czułam głodu ani pragnienie
więc odwróciłam się w stronę lasu i zaczęłam drzemać. Przed moim
kompletnym odpłynięciem dało się słyszeć rozmowę Aoime i Aurory. Nie
miałam za dobrych kontaktów z gammą mroku i chociaż nie rozmawiałyśmy
jeszcze osobiście to wiem o tym i ja, i ona. Szkoda… Ponoć jest miłą ale
co ja tam mogę wiedzieć bo jedyne co wiem to tyle, że chciała przerobić
mój ”pusty łeb” na bębenek. Na wspomnienie jej rozmowy z Charlie
uśmiechnęłam się i wreszcie zapadłam w głęboki sen.
***
Obudziłam się i nie podnosząc łba do strzegłam, że na horyzoncie dopiero
pojawia się słońce. Przynajmniej wschód słońca jest tu tak samo cudowny
jak w Forever Young. Usłyszałam szepty więc cicho skierowałam głowę w
stronę strumienia. Siedzieli w nim Aoime i ten z białymi włosami. Może
nie wiedziałam zbyt wiele ale patrząc na nich można by stwierdzić, że
pasowali do siebie. Nie chciałam im przeszkadzać więc czmychnęłam między
drzewa i pierwszą osobą, o której pomyślałam był Aurox. Nasze kontakty
od czasu opuszczenia watahy stały się o wiele bardziej zażyłe a teraz
nawet nie wiedziałam gdzie jest. Odepchnęłam od siebie temat basiora
ognia i weszłam głębiej w las. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tego
smrodu ale starałam się nie zwracać na niego uwagi dopóki nie stał się
silniejszy i doprowadził mnie w miejsce gdzie wcześniej upolowałam z
alfą mroku to jeleniowate coś. Była tam grupka Lizardów najwyraźniej o
czymś dyskutująca. Ich rozmowa była prowadzona ściszonym głosem ale ich
gwałtowne gesty sprawiały, że czułam niepokój. Podeszłam bliżej i
zmieniając swoją postać na ludzką wyjęłam z pasa na pozór drewniany
kijek o małej długości ale gdy tylko go wyjęłam rozłożył się i ukazał
swoje prawdziwe oblicze solidnego łuku. Taki paten, który niedawno
opracowałam. Wyciągnęłam z kołczanu na plecak strzałę i wycelowałam w
głowę jednego z nim. Celnie strzała przebiła mu głowę na wylot i stwór
od razu padł na ziemie. Reszta gwałtownie odwróciła się w moją stronę, a
ja schowałam się za drzewem. Czułam, że są coraz bliżej chociaż ich
kroki były bezszelestne. Wdrapałam się na drzewo ówcześnie łapiąc kilka
kamieni do ręki i z góry rzuciłam nimi w głowy jaszczurów. Wykorzystując
ich chwilowe ogłuszenie kilkoma zwinnymi ruchami poderżnęłam każdemu po
kolei gardło. Krew z ich szyi trysnęła obficie, a ja na chwile
straciłam kontakt z rzeczywistością i jedyną rzeczą, która się teraz
liczyła była szkarłatna substancja czyli krew. Szybko się odsunęłam.
Jeśli miałam skonsumować krew to na pewno nie ich. Wróciłam do
obozowiska z kilkoma strużkami krwi na koszulce jednak na moje szczęście
bez żadnych obrażeń i mimo iż na początku czułam się wypoczęta to i tak
położyłam się w wilczej postaci na ziemi czekając aż wstaną inni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz