Nie wiadomo kiedy ale zasnęłam, a kiedy się obudziłam słońce dopiero powoli i ociężale wyłaniało się nad horyzont. Rozpostarłam swoje skrzydła a przez gałęzie aż do ziemi sypnęły żółto-pomarańczowe iskry. Urok zmiany postaci w feniksa.
Obejrzałam się we wszystkie strony, spanie na najwyższym drzewie w okolicy polany nie było głupim pomysłem, mogłam chociaż w razie czego szybko zareagować kiedy nadejdą Oni.
Zleciałam powoli na zaszronioną trawę. Zima już tuż tuż. Je ju jak ja nie lubię zimy. Jako wilk Ognia wolałam cieplejsze klimaty no ale trudno, da się przeżyć. Przecież żyło się tyle tysiące lat i jakoś to nie wyrządziło mi jakiekolwiek krzywdy tylko dyskomfort i tylko tyle.
Zmieniłam się w człowieka i rozprostowałam swoje kończyny górne podnosząc je nad głowę. Mimowolne jęknęłam i podeszłam do Wodospadu Żywiołów. Skąd wiedziałam że taka nazwa? Oczywiste jest to kiedy woda mieni się kolorami żywiołów i po prostu to się czuję.
Jak się nie czuje, trzeba być głąbem.
Kucnęłam przy brzegu i pochyliłam nad wodą. Spojrzałam na swoje odbicie. Złote oczy lśniły nieprawdopodobnym blaskiem. Mmm to coś oznacza? Nie wiem, nie mam długo tej postaci abym wiedziała o niej wszystko. Dopiero co będę poznawać umiejętności tego ciała.
Nagle poczułam mrowienie na skórze. Wstałam błyskawicznie szukając odznak co mogło mnie doprowadzić to tego stanu, kiedy przed moim nosem pojawiło się złote "coś" co uformowało się na bramę. Przyciągało mnie do środka. Próbowałam się opierać ale jakaś silniejsza o wiele siła mnie wciągnęła. No cóż, co ze mną się działo? Przeszłam a raczej zostałam popchnięta przez te drzwi. Znalazłam się bodajże na Olimpie. Szczerze miałam to gdzieś. Stary dziad zaczął nawijać jacy mieszkańcy Forever są źle i mają zabijać jakieś tam jaszczurki by powrócić na swoje. No nieźle.
Nie mam co robić tylko użerać się z nimi. Kurcze no! Ścigają mnie Oni a ja tutaj mam zajmować się Lizardami. No proszę Was...
Po chwili wszystkie wilczury znalazły się w lesie i się rozproszyły, ja także chociaż nie zaszłam daleko bo zauważyłam wielką, płaczącą wierzbę. Podeszłam do niej i dotknęłam dłońmi chropowatej kory. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Nie chciałam nikogo zabijać, nie miałam ochoty i siły. Za szybko to wszystko się dzieje. Nie jestem w pełni sił by obronić się. Oj niee. I co teraz pocznę? Nie potrafię siedzieć bez czynnie w jednym miejscu i czekać jak się to wszystko skończy a nie mogę tak beztrosko chodzić po tym gównianym lesie. Ech. Mocą która się zdołała się "załadować" zrobiłam wielki ognisty okrąg wokół drzewa tak aby nikt się nie dostał do mnie ale żeby nie spalić tej potężnej rośliny. Usiadłam pod drzewem i myślałam nad moimi poprzednimi życiami.
Oni zawsze mnie ścigali i próbowali zniszczyć moją duszę. Nie wiem jak to się działo ale miałam zdolność do tego by zmieniać moje ciała pod wpływem czynników których nie potrafię opisać. Ostatnio to było tak że skoczyłam w przepaść, zamknęłam oczy i puff, teraz jestem taka jaka jestem.
Dobra mniejsza. Przeszłość miej w dupie ale nie całkowicie bo historia lubi się powtarzać najczęściej ta zła.
Ułożyłam się wygodniej na trawie a ogień który się palił trochę mnie ogrzewał. Czy to dziwne że wilkowi ognia jest trochę zimno? Tak, to dziwne ale w moim przypadku wątpię bo przecież moje ciała miały najróżniejszy żywioły. Tylko jedno się nie zmieniało- postać feniksa. Zawsze posiadałam to wcielenie, ognistego feniksa. Nawet jak byłam wilkiem ognia, byłam ognistym rajskim ptakiem. ZAWSZE.
Siedziałam tutaj nie wiem ile, wiem tylko że spory szmat czasu albo po prostu mi się wydawało bo przecież nic tutaj nie robiłam tylko odzyskiwałam siły i moce po przemianie. Nagle znowu przede mną pojawiła się ta piekielna brama, nadal lśniąca złotem, ciągle ta sama- doskonała chociaż teraz miałam jedna skazę czarne pióro u progu. Wstałam i podeszłam do wrót. Podniosłam pióro i przyjrzałam mu się dokładnie. Nie było to zwykłe pióro bo na takie nie wyglądało. Dziwne. Drugą ręką przejechałam po puchu na dole a pióro znikło a brama się otworzyła. Tym razem samodzielnie do niej weszłam i pojawiłam się na Polanie Pojednania. No to wróciłam do punktu wyjścia. Mmm szybko się uporali z tymi Lizardami czy jak one tam miały.
Mimowolnie westchnęłam i zaczęłam iść w stronę najcieplejszej części krainy. Tam gdzie była wataha Ognia. Po drodze zaczął padać drobny śnieg. No dobra, chociaż nie lubiłam zimy, śniegu, to ten biały puch w jakiś sposób zachwycał. Każdy płatek był inny. Nikt nie znajdzie identycznego bo to przecież niemożliwe.
Stanęłam przed jaskinią wilków ognia. Dlaczego to wiedziałam? Czuć zapach wilczków. Weszłam do środka jakby nigdy nic z podniesioną brodą. Skierowałam się do basiora który widać był alfą ale widać także że stoczył dość ciężki bój bo miał zabandażowane ramie.
- Witam szanownego alfę. - Dygnęłam. - Chciałabym dołączyć do tego zacnego grona. - Wskazałam dłonią na wilki. - Czy zrobisz mi ta uciechę i zgodzisz się? - Zapytałam z cieniem ledwo dostrzegalnego wredostwa ale i serdeczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz