Wyłamałem z ściany jaskini kryształ który zacząłem obracać w dłoni. Nie 
chcący przelałem do niego troszkę mojej energii dzięki czemu kryształ 
zaczął mocno świecić. Zaczęła mnie boleć dłoń ale po chwili 
zorientowałem się że to kryształ. Rozgrzał się już tak mocno że go 
wypuściłem z dłoni. Oparzenie jak to oparzenie a że jestem ze światła 
troszkę się zregenerowałem. Przyjrzałem się kryształowi. Miał identyczny
 kształt jaki widnieje na rękojeści mojego szkieletu(kształt był 
wklęsły). Wyjąłem go a w drugą dłoń wziąłem ostrożnie kryształ. Gdy 
przyłożyłem kryształ do rękojeści szkieletu. Nagle jakby cały kryształ 
zamienił się w malutkie drobinki i wypełnił wklęsłość w rękojeści. Wtedy
 sztylet zamienił się w miecz. Troszkę dziwne ale w dodatku niesamowite.
 Po spędzeniu czasu na nauce posługiwania się mieczem, co mi zajęło mało
 czasu bo kiedyś mnie uczono posługiwania się mieczem. Wróciłem do 
jaskini. Za nim doszedłem do swojej groty wszedłem w jakiś portal. 
Przeniósł mnie na Olimp, co było dosyć dziwne. 
 Każdy członek Forever był zdziwiony, bo nie wiedział po co nas bogowie 
tu przenieśli. Ale po chwili już wszystko wiedziałem. Mieliśmy walczyć o
 Forever z jakimiś Lizardami. Chyba bogom nie dość rozrywki... W której 
stronie nie będzie ani ducha żywego to ta druga wygrywa. Gdy zaczęła 
mnie przynudzać gadka Zeusa, porozglądałem się za Asivą. Nigdzie jej nie
 było. Ech...Po tym jak Zeus skończył gadać przenieśliśmy się do 
ciemnego ponurego lasu. W powietrzu unosił się ohydny zapach Lizardów. 
Każdy poszedł w swoją stronę jak i ja. Szedłem mrocznym lasem, a smród 
powodował że zbierało się na wymioty. Usłyszałem szelest. Pewnie jakiś 
Lizard lub Lizardy się kręcą. Nagle zza drzew wyskoczyły dwa zielone 
jaszczury. Wyjąłem miecz z pochwy i jednemu z nich odciąłem głowę. 
Jednak z drugim było trochę gorzej. Za każdym razem unikał ciosu. Choć 
pierwsze 'cięcie' obcięło mu rękę do łokcia na co zareagowało syknięciem
 i skoczył na mnie. Wbiłem mu miecz w sam środek klatki piersiowej po 
czym z bezwładnego ciała wyjąłem miecz i schowałem do pochwy. Poszedłem 
przed siebie. 
 Maszerowałem jakiś czas przez ten las szukając wyjścia, i nic. W oddali
 zobaczyłem sylwetkę podobną do Lizarda, więc zaatakowałem. Gdy 
zobaczyłem że ten niby Lizard zamienił się w postać człowieka, 
rozpoznałem że to Asiva.
- Wybacz wziąłem Ciebie za…- powiedziałem ale przerwała mi Asiva.
- Lizarda?
- No tak….
- Nie wiedziałam, że jestem aż tak podobna- powiedziała krzyżując ręce.
- Wybacz, może będzie nam raźniej jak będziemy walczyć we dwójkę? - zaproponowałem
- Czemu nie, ale teraz chodź.
Powiedziała i w wilka i zaczęła biec. Podążyłem jej śladem zamieniając 
się w wilka i po chwili biegliśmy koło siebie. Choć długo nie potrwał bo
 drogę zagrodził nam stwór o pomarańczowożółtych łuskach. Zamieniłem się
 w człowieka i odciąłem mu głowę. Gdy odwróciłem się w stronę Asivy była
 otoczona Lizardami. Zamieniła się w człowieka i wyjęła miecz. Skąd ona 
go ma? Nie ważne...Zdążyła zabić dwóch z sześciu, bo trzeci z nich ją 
złapał za ramiona. Szybko zaatakowałem jednego od tyłu. Teraz dwóch 
trzymało Asive a trzeci ściskał jej miecz w ręce i już chciał się 
zamachnąć, ale ja w porę odciąłem mu rękę. Dwóch pozostałych 
unieruchomiłem i dziewczyna wyśliznęła się z ich uścisków rzucając mi 
się na szyję. Przytuliłem ją.
- Nic ci nie jest? - spytałem szepcząc jej do ucha.
- Nie, wszystko w porządku.
- Na pewno?
- Tak. Nie zabijasz tych stworów?
- Uciekli już. - powiedziałem. - Dobrze że nic ci sie nie stalo. - powiedziałem, namiętnie ją całując.
<Asiva?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz