- Zapraszam do mnie, do Ognia. -powiedział Brisinger, który nagle wyrósł z ziemi i pojawił się za mną razem z Alexem.
-Ok. Jestem Effy i jestem z watahy Ognia.
Podali sobie ręce. W tym momencie las rozdarł przeraźliwy krzyk. Albo to zbieg okoliczności, albo z tą laską będą problemy. Chwyciłam z ziemi ostrze i rzuciłam się przed siebie. Alex dobiegł do mnie i zatrzymał mnie z rozpędu, że aż mną zarzuciło do tyłu.
- Puść mnie. - powiedziałam lekko, ale dosadnie.
- Nigdzie nie pójdziesz sama!
- A chcesz się założyć?
- Nie, idę z tobą.
- Tak, tato. Jestem małą dziewczynką i nie poradzę sobie sama, masz gdzieś mój smoczek? - zaczęłam się z nim droczyć.
Jednak on przewidział mój ruch, nic nie powiedział, musnął moje wargi, złapał mnie za rękę i pociągnął do przodu.
Nie mogłam zlokalizować źródła tego krzyku. Stanęliśmy w miejscu i rozglądaliśmy się dookoła. Nadal było ciemno, a przynajmniej nie było widać słońca, docierały tu tylko śladowe ilości światła, które wytwarzały niektóre rośliny. Miałam serdecznie dosyć tego miejsca! Ile tu jeszcze będę musiała siedzieć?
I wtedy z krzaków wyleciały dwa zdyszane wilki. A za nimi cała pogoń. Strzała przeleciała przez jego serce. Objęłam mocniej rękojeść i puściłam się do przodu. Jednak nie było już kogo ratować. Topór przebił jej głowę na pół, krew polała się. Chyba pierwsze ofiary tej chorej zabawy.
Nie znałam ich dobrze, ale ten jeden był ze światła, a druga z powietrza. Redlife i Skystar?
Ocknęłam się i zobaczyłam, że Alastair również jest bliski zetknięcia się z drugim światem. Zamachnęłam się i zrobiłam stworowi sporą ranę na klatce piersiowej, oszołomiony cofnął się do tyłu, a ja przecięłam mu szyję. Przy pozostałej trójce już współpracowaliśmy.
- Wynośmy się stąd. Wybijmy je wszystkie i wracajmy do domu. Proszę! - lamentowałam.
- Dobrze, chodź. - objął mnie i wróciliśmy do reszty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz