niedziela, 10 listopada 2013

(Wataha Ognia.) Od Brisinger'a.

-No to u ciebie atak z zaskoczenia leży i kwiczy.- Powiedziała Aoime.
-Aż tak źle?
-No nie.. Nie jeżeli chcesz zginąć. Musimy zacząć od podstaw. Wyprostuj się. Najważniejsza jest postawa. Zobacz. -Aoime pokazała jak mam stanąć. - Dobrze!
-Teraz pchnięcia. Przyjmij postawę. Teraz wypchnij przed siebie miecz. Mocniej!
Po 30-tym razie moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Padłem jak kłoda.
-Nie poddawaj się, to jest absolutna podstawa, musisz to umieć.
-Ah.. No dobrze.- Z trudem podniosłem się z ziemi. Wszystko mnie bolało.
-Zatem widzę że zapału ci nie brakuje, więc idziemy dalej.
Ao pokazywała mi coraz to trudniejsze i bardziej skomplikowane kombinacje ruchów, które w jakiś sposób ledwo udało mi się powtarzać. Trening trwał do południa. Wtedy już kompletnie byłem wyczerpany.
-Starczy treningu na dziś. Jednak powiem ci że masz potencjał.
-Naprawdę?- powiedziałem zdyszany.
-Przecież to od razu widać. Przyjdź jutro o tej samej porze.
-Oczywiście. Cześć.- powiedziałem i odszedłem.
Szedłem do jaskini aby odpocząć, a później zrobić więcej eliksirów z mięty rdzawej, bo dziś nadawała się do zbiorów. Będąc już na terenach swojej watahy wyczułem obecność obcego wilka. Zakradłem się do niego i stwierdziłem że spróbuję wykorzystać nowe umiejętności. Bezdźwięcznie wyjąłem miecz i zamachnąłem się na basiora. Ten jednak odparł mój atak. Nie starałem się ukryć poirytowania.
-Kim jesteś? -Spytałem ostro.
-Ash.
-Co tu robisz?
-A czy powinno Cię to obchodzić?
-Mów.
-Poszukuję Watahy Mroku. Jest tu w okolicy jakaś?
-Tak. Szukaj Aoime.- powiedziałem, i wskazałem mu kierunek.
Skinął głową i odszedł, ja poszedłem dalej w kierunkuu jaskini. Na miejscu bez zastanowienia uwaliłem się na posłaniu i szybko zasnąłem. Obudziłem się późnym popołudniem, i odrazu zabrałem się za przyżądzanie eliksiru. Wytworzyłem całe 15 butelek. Przydadzą się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz