czwartek, 14 listopada 2013

(Wataha Ognia) Od Brisingera

Coraz więcej osób pojawiało się na Olimpie. Kiedy wszyscy już byli ruszyliśmy za Nemezis.
-Nemezis, Co się teraz stanie?- Spytała Aoime.
-Teraz? Pójdziecie mordować, albo oddawać swoją duszę, o ile jakąś posiadacie Hadesowi do lasu. 
-Kto będzie nas nadzorował? 
-Zeus. Na miejscu będzie prawdopodobnie większość bóstw. Będę cię chronić, na ile to możliwe, ale nie zawsze będę mogła, rozumiesz, prawda? Wcale tego nie chciałam, próbowałam nawet protestować, ale nie dużo mogę, ja sama. Przepraszam cię, wiem, co zrobiłaś i co jesteś w stanie dla mnie zrobić.- powiedział bogini do Ao, jednak dało się to usłyszeć. Najwyraźniej zauważyły ten fakt więc oddaliły się trochę, to też reszty rozmowy nie słyszałem. W pewnej chwili zatrzymaliśmy się. Dotarliśmy przed bogów. Dało się słyszeć szepty wśród mieszkańców Forever. Inne alfy też coś szeptały. Nie interesowało mnie zbytnio co mówili, jednak z kim będziemy walczyć. 
-Hej Alex- zagadałem do brata.- To z kim będziemy walczyć?
 -Z tego co mówiła Aoime to z Lizardami. 
-Z Lizardami? 
-Tak. To pół ludzie pół jaszczury. Nieźle od nich zalatuje.- skrzywił się. 
-Warto zapamiętać. Chwilę jeszcze poczekaliśmy. Taka powiedzmy "przerwa techniczna". Chwila na ogarnięcie się, na szybkie opracowanie strategii obrony i chwila na to żeby przypomnieć sobie o Forever, o naszym domu. O domu który za wszelką cenę musimy dostać z powrotem. O domu który czeka. Czeka na nasz powrót. Była to chwila w której mogliśmy sobie uświadomić że jeżeli przegramy tą walkę stracimy wszystko. Stracimy dom, przyjaciół, partnerów, swoje cenny rzeczy. 
*** 
Zeus uciszył wszystkich i zaczął objaśniać nam reguły gry, a raczej jego chorej zachcianki. Chodzi tu o to, że walczymy na śmierć i życie. Możemy robić wszystko. Wygrana należy do drużyny w której zostaną żywi. Walczymy do ostatniego osobnika. Po skończonej przemowie Zeus otworzył portale dla obu drużyn. Naszym oczom ukazał się wielki las, który już na pierwszy rzut oka nie wydawał się normalny. Położyłem rękę na rękojeści mojego miecza. Nigdy nie wiadomo co czai się za drzewem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz