sobota, 30 listopada 2013
(Wataha Światła) Od Asivy
Szłam obok Matt’a. Uratował mi w końcu mój szanowny tyłek przed tymi gadzinami. Patrzyłam na las i nie widziałam tutaj tak naprawdę żywej duszy no oprócz uschniętych krzaków i szczątek innych zwierząt. Trzymałam go za rękę, czułam się bezpieczniej z resztą musimy pokonać tych całych Lizardów aby odzyskać nasz dom- Krainę Forever Young. Cały czas miałam dłoń na „głowicy” miecza. Chociaż wolę atakować magią. Dzisiaj w nocy miałam już dokładną wizję- śmierć Redlif’a i Skystar. Eh… ta zachcianka bogów z powodowała, ze na tej drodze giną młode wilki. Ja sama jestem młoda jak na nieśmiertelnego wilka ale jakieś doświadczenie miałam. Moje rozmysły przerwało ciche syczenie. Zatrzymałam się a basior na mnie spojrzał zaniepokojony.
- Co się stało?
- Ciii….
Nagle zza basiora wyskoczył jeden Lizard natychmiast odsunęłam chłopaka. Ja stanęłam przed przeciwnikiem. Miał ze sobą topór ze śladami przestarzałej krwi. Już kogoś zabił albo zranił. On miał już mi zadać cios wtedy jak wytworzyłam kulę światła i poleciała w jego stronę. Wybuchł całe szczęście jego szczątki nie wpadły na mnie. Matt błyskawicznie do mnie podbiegł od razu pytając:
- Skąd wiedziałaś, że światło je zabija?
- Zanim mnie znalazłeś, zaatakowała mnie spora grupka i użyłam światła, które je zniszczyło.
Patrzył na mnie, po czym dał znak, że ruszamy dalej.
Bardzo się zmienił, bo kiedy go poznałam to on był taki „zimny” a teraz widać jaki jest naprawdę.
Szliśmy tak cały dzień bez celu. Wszędzie leżały ciała naszych lub naszych przeciwników. To był przerażający widok. Usiedliśmy po jakimś drzewem po czym Matt powiedział:
< Matt mógłbyś :) >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz