sobota, 9 listopada 2013

(Wataha Mroku) Od Aurory

Przemierzałyśmy razem z Selene nocny nieboskłon. Boginka zajęła miejsce w rydwanie zaprzężonego w wiele białych wierzchowców, a ja ciągle galopowałam na tym jednym, Ananasie. Konik wydawał się zadowolony, że ma wreszcie własne imię, bo gdy spytałam się mojej patronki jakie są ich miana, ta wzruszyła ramionami i odpowiedziała, że każdy z nich nazywa się "Koń", oraz że jest to dość trafne imię dla każdego z nich. Zasmuciłam się, gdy dowiedziałam się o tej strasznej prawdzie, toteż każdy po pięciu minutach miał już imię. Syriusz, Jupiter, Ananas, Saturn, Wenus i Merkury. To nie były zbyt pomysłowe imiona, odnosiły się do planet które otaczały naszą, ale i tak najwidoczniej były zachwycone.
Zaczęłam już powoli przysypiać, ale biały koń zawsze szturchał mnie tak, bym tego nie zrobiła i nie spadła z jego grzbietu. Dopiero chyba po dwóch godzinach dostrzegłam cel naszej wędrówki. Był to dziwaczny pałac w chmurach, skąpany w blasku księżyca. Selene wylądowała z gracją na dużym, marmurowym tarasie i zaczekała aż ja również zsunę się z Ananasa.
- Witaj w moim domu.. - rozejrzałam się - Nie zostaniemy tu na długo.. a właściwie ty nie zostaniesz.
- Powiesz mi w końcu, czego ode mnie chcesz? - uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi - Bo wiesz..
- Tak.. - uśmiechnęła się tajemniczo - Chodź! - wykonała gest ręką i weszła przez srebrną bramę do środka.
Wszystko było tu jasne, jakby świeciło własnym światłem. Meble, ściany, podłoga.. przedmioty takie jak szczotki czy lustra. Wszystko wydawało się być zrobione z księżycowej poświaty. Było tu też nienaturalnie cicho, tak że nie było słychać nawet dźwięku uderzania podeszw moich butów o podłogę. Selene była bosa, ale mnie powinno być przecież słychać. Zatrzymałam się i podskoczyłam. Jednak kiedy opadłam na podłogę, nic się nie stało. Zadrżałam.
- Dlaczego nie słychać jak idę? - spytałam.
- Tak jest.. - uśmiechnęła się -Nocna cisza.. Pośpiesz się! Mamy niewiele czasu.
Kiwnęłam głową i obydwie pędem przeszłyśmy przez resztę domu i natrafiłyśmy na schodzące w dół schody. Z niepokojem spojrzałam na nie, jednak ich koniec ginął we mgle.
- Musisz tam zejść - powiedziała ze smutkiem - Śpi tam pewien stwór, smok Wieczności który pożera koniec własnego ogona.. - spojrzałam na nią zdziwiona - Nie obudź go.
- Dlaczego mam tam wchodzić...? - spytałam zdziwiona. - Czy to ważna misja uratowania świata..?
- Wiesz.. - zarumieniła się, o ile taka blada twarz może to zrobić - Ehm.. uratujesz świat.. mój.
- To znaczy?
- Wczoraj wpadły tam moje ulubione kolczyki - wyznała w końcu - Przynieś mi je.
- CO?! - krzyknęłam - Mam ryzykować życie żeby zdobyć jakieś durne kolczyki?!
- No ej.. nie będę twoją patronką tak za darmo.. - uśmiechnęła się - Poza tym myślę, że ci się to opłaci. W podziemiach jest jeszcze coś co możesz sobie zachować. Znajdziesz tam dwa czarne miecze, które ci ofiaruję w zamian.. za moje ukochane kolczyki!
- Jasne.. - zaczęłam sobie rozmasowywać skronie - To nic.. - spojrzałam w dół - Jakoś.. je przyniosę.
Zaczęłam schodzić po schodach, szłam, szłam i szłam. W końcu ozdobione stopnie zaczęły ustępować miejsca surowym, kamiennym schodom. Jakiś kilometr w dół, zaczęłam słyszeć chrapanie wielkiego węża o którym mówiła Selene, a nawet widzieć świecące, błękitne łuski. Jednak minęło wiele godzin, zanim doszłam do ostatniego schodka. Smok faktycznie miał w pysku swój ogon co mnie dość zdziwiło, ale nie zamierzałam się go pytać dlaczego tak jest. Wskoczyłam na jego ogromne cielsko i popatrzyłam na ogromną komnatę której podłoga i ściany zasypane były złotem. Znaleźć tutaj dwa małe kolczyki będzie trudno. Zeskoczyłam na monety i nagle coś błysnęło mi po oczach. Kolczyki! Wzięłam je i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie było wcale tak trudno. Gdy zniknęły w kieszeni mojego płaszcza, zaczęłam szukać moich mieczy, o których mówiła bogini. Też były w dość widocznym miejscu. Leżały na głowie ogromnego gada, unosząc się na znacznej wysokości. Wskoczyłam na jego szyję a potem powoli przeszłam dalej, usiłując się go nie zbudzić. Moje kroki ani bieganie po monetach nadal nie wydawało żadnego dźwięku, najwidoczniej nocna cisza panowała również tu. Ale jednak smok mógł poczuć, że ktoś po nim chodzi. Gdyby miał łuski, nic by nie poczuł, ale wąż miał raczej skórę. Doszłam do głowy i sięgnęłam po miecze. Były strasznie lekkie, tak że przez chwile myślałam, że są iluzją. Były wykonane z czarnego, śliskiego kamienia którego nazwy nie znałam. W każdym razie gdy tylko spoczęły w moich dłoniach, wydawało mi się, że coś się zmieniło. Zeskoczyłam na monety a one zadźwięczały. Wstrzymałam oddech stojąc w miejscu i obejrzałam się na jaszczura. Bestia powoli otworzyła wielkie oko które patrzyło prosto na mnie, a ja nie ruszałam się i udawałam posąg mając nadzieję, że sen nie opuści powiek potwora tak szybko. Chwilę patrzył się na mnie, ale potem przewrócił oczami i zamknął je ponownie. Odwróciłam się i zaczęłam jak najciszej chodzić po skarbach, jednak one i tak hałasowały. Stwór co chwile otwierał oko a ja zastygałam, udając pomnik. Po godzinie chyba coś mu zaczęło nie pasować, w końcu przemieszczałam się. Właśnie dopadłam schodów i zaczęłam jak najszybciej wspinać się do góry, mając nadzieję, że smok nie spojrzy tutaj. W pewniej chwili usłyszałam pomruk po którym wnioskowałam, że się pomyliłam. Odwróciłam się i ujrzałam jak wąż uniósł się i spojrzał na mnie. Z jego wielkich szczęk wystawał nadal jego ogon, więc miałam nadzieję, że nie zje mnie żywcem. Westchnęłam gdy nic nie zrobił i zaczęłam dalej się wspinać. Pomruk się ponowił i wąż uderzył z całej siły w schody. Wrzasnęłam i chwyciłam się stopnia by nie spaść. Potem w kilku szybkich susach znalazłam się zbyt wysoko, by gad mnie dosięgnął.
Gdy wypadłam z piwnicy, zobaczyłam Selene spokojnie pijącą herbatkę i z wyczekiwaniem patrzącą na mnie. Sięgnęłam do kieszeni i pokazałam jej kolczyki.
- Oh! - uśmiechnęła się - Świetnie - wzięła je.- A miecze.. - rzekła i wzięła obydwa do rąk po czym mocno przycisnęła do moich aż te zniknęły - Możesz je zatrzymać.
- Przecież zniknęły! - krzyknęłam przerażona, tyle ryzykowałam by one teraz po prostu wyparowały.
- Nie.. - przewróciła oczami - Masz moce które pozwalają ci je przyzwać.. w odpowiedniej chwili - uśmiechnęła się uroczo - Zaproponowałabym ci herbaty ale.. akurat się skończyła - spojrzałam na nią z niedowierzaniem - Koń odwiezie cię do domu.
- Ananas! - poprawiłam ją i weszłam na taras gdzie czekał mój "jednorożec".

Przybycie do domu było wspaniałym doświadczeniem, ale najwspanialszym doświadczeniem było opadnięcie na łóżko. Wspaniałe..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz